Polki łakną, by przeczytać czarno na białym, iż są godne hrabiego, choć mają w domu starszego referenta
Dostali Amerykanie swój leksykon "101 najbardziej wpływowych postaci, które nie istniały". Zróbmy sobie taki i my.
Nie istniał, choć oddziaływał jak rzadko kto. Doktor Tomasz Judym, którego Stefan Żeromski sprezentował narodowi jako inteligenta z misją. Od tego czasu Sejm, rząd, ruchy społeczne - wszystko o kant potłuc, jeżeli nie przewodzi mu polski inteligent. Uczony człowiek, ale szmata. Na weselu w Bronowicach miast przewodzić zdrowej warstwie narodu, usnął pod stołem spity siwuchą. Kiedy w 1945 r. Ruscy przegonili hitlerowców, wyobraźni starczyło mu tylko, by strzelać do powiatowego sekretarzyny i rozważać, czy on jeszcze diament, czy już popiół. "Chciałby. Pragnąłby. Mógłby. Gdyby" - kpił z niego Gałczyński. A kiedy w 1989 r. narodowi zaświtała jutrzenka wolnego rynku, inteligent z kumplami zdezerterował - z łaski prozaika Stasiuka ("Biały kruk", kto go jeszcze pamięta?) - w Bieszczady. No i ministrowi Giertychowi nie pozostawało nic innego, jak tego inteligenta wziąć i zastąpić.
Na jego wspomnienie nastolatki do dziś chowają głowę w kołnierz wojskowej kurtki, zarzucają plecaczek i ruszają w głąb zaplutej uliczki. Janek Pradera nie zestarzał się od czasów wczesnego Gierka, kiedy to wychynął z zamroczonej alkoholem wyobraźni Edwarda Stachury na karty "Siekierezady". Od tego czasu to wzorzec polskiego outsidera. Kopiowany w milionach egzemplarzy. I to jemu dedykujemy wspomnienie pewnego leśniczego, który gościł u siebie na wyrębie Stachurę. "Dostał ode mnie małą kabłąkowatą piłę. Widzę, że pan Stachura klepie coś siekierą na pieńku. Pytam się go, co robi, a on: 'Wie pan, ta piła chyba coś popsuta, zęby ma wykrzywione na wszystkie strony, więc ja je prostuję?. Nie wiedział, że te zęby tak mają być, że są na przemian: jeden ząb tnący, a drugi uprzątający". Jakie społeczeństwo, tacy outsiderzy.
Nie istniała, choć wpływa. Stefcia Rudecka - skromna nauczycielka, która pokochała hrabiego. Z woli autorki Heleny Mniszek-Tchórznickiej, która położyła "Trędowatą" na biurko Bolesławowi Prusowi. A ten pozbawiony złudzeń staruszek zawyrokował: drukować. Zrozumiał, biedak, że jego "Lalkę" to może przekartkują pod groźbą oblania matury. Ale romans Stefci? Pod kołdrą do bladego świtu będą obczytywać pokolenia. Co się sprawdziło. Dlaczego? Bo Polki łakną, by przeczytać czarno na białym, iż są godne hrabiego, choć mają w domu starszego referenta. I to się nie zmienia. Prawda, pani Chmielewska? Mam rację, pani Grochola?
Fot: Z. Furman
Nie istniał, choć oddziaływał jak rzadko kto. Doktor Tomasz Judym, którego Stefan Żeromski sprezentował narodowi jako inteligenta z misją. Od tego czasu Sejm, rząd, ruchy społeczne - wszystko o kant potłuc, jeżeli nie przewodzi mu polski inteligent. Uczony człowiek, ale szmata. Na weselu w Bronowicach miast przewodzić zdrowej warstwie narodu, usnął pod stołem spity siwuchą. Kiedy w 1945 r. Ruscy przegonili hitlerowców, wyobraźni starczyło mu tylko, by strzelać do powiatowego sekretarzyny i rozważać, czy on jeszcze diament, czy już popiół. "Chciałby. Pragnąłby. Mógłby. Gdyby" - kpił z niego Gałczyński. A kiedy w 1989 r. narodowi zaświtała jutrzenka wolnego rynku, inteligent z kumplami zdezerterował - z łaski prozaika Stasiuka ("Biały kruk", kto go jeszcze pamięta?) - w Bieszczady. No i ministrowi Giertychowi nie pozostawało nic innego, jak tego inteligenta wziąć i zastąpić.
Na jego wspomnienie nastolatki do dziś chowają głowę w kołnierz wojskowej kurtki, zarzucają plecaczek i ruszają w głąb zaplutej uliczki. Janek Pradera nie zestarzał się od czasów wczesnego Gierka, kiedy to wychynął z zamroczonej alkoholem wyobraźni Edwarda Stachury na karty "Siekierezady". Od tego czasu to wzorzec polskiego outsidera. Kopiowany w milionach egzemplarzy. I to jemu dedykujemy wspomnienie pewnego leśniczego, który gościł u siebie na wyrębie Stachurę. "Dostał ode mnie małą kabłąkowatą piłę. Widzę, że pan Stachura klepie coś siekierą na pieńku. Pytam się go, co robi, a on: 'Wie pan, ta piła chyba coś popsuta, zęby ma wykrzywione na wszystkie strony, więc ja je prostuję?. Nie wiedział, że te zęby tak mają być, że są na przemian: jeden ząb tnący, a drugi uprzątający". Jakie społeczeństwo, tacy outsiderzy.
Nie istniała, choć wpływa. Stefcia Rudecka - skromna nauczycielka, która pokochała hrabiego. Z woli autorki Heleny Mniszek-Tchórznickiej, która położyła "Trędowatą" na biurko Bolesławowi Prusowi. A ten pozbawiony złudzeń staruszek zawyrokował: drukować. Zrozumiał, biedak, że jego "Lalkę" to może przekartkują pod groźbą oblania matury. Ale romans Stefci? Pod kołdrą do bladego świtu będą obczytywać pokolenia. Co się sprawdziło. Dlaczego? Bo Polki łakną, by przeczytać czarno na białym, iż są godne hrabiego, choć mają w domu starszego referenta. I to się nie zmienia. Prawda, pani Chmielewska? Mam rację, pani Grochola?
Fot: Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 44/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.