

Lata lecą. Jose Carreras, najmłodszy muszkieter z "trzech tenorów", ma już na karku sześćdziesiątkę i na operowej scenie pojawia się sporadycznie. Ulubiony tenor von Karajana o pięknym, choć nigdy wielkim głosie, przeżył dramat: jego karierę przerwała białaczka. Cudem ocalony, nigdy już nie wrócił do wokalnej formy. Na nowej płycie głos ma jakby niższy, przydymiony i na szczęście raczej nie próbuje go forsować. Cóż z tego, skoro album jest okropny. Carreras z operowym patosem, zamiast estradowego wdzięku, serwuje nam kurs złego gustu, masakrując tak piękne utwory, jak "Piosenka starych kochanków" Brela. Wydatnie pomaga mu w tym cukierkowa, niby-lekka aranżacja (orkiestra z "elektryką") rodem z dawnych festiwali piosenki. Fakt, że album jest sentymentalny, wcale go jeszcze nie deprecjonuje, lecz jest przy tym monotonny i nieznośnie kiczowaty. Energia poszła na marne.
Jacek Melchior
Jose Carreras "Energia", Magic Records
Więcej możesz przeczytać w 39/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.