Kiedy przemawiali zaproszeni goście, NIKT nie buczał. A bywało, że zaproszeni byli straszni, długo ględzący luminarze Bułgarskiej Republiki Socjalistycznej, a nawet Prezydium Rady Ludowej etc. etc. I nic. Oklaski. Dużo oklasków.
Nie było problemu „zaprosić Wałęsę, nie zaprosić Wałęsy". Najwyżej problem: „kiedy wyjdzie" (co to zresztą kogo obchodziło?). Z Komorowskim – podobnie.
Nikt się nie dzielił z okazji wyborów. Przeciwnie, cały naród się łączył.
Krzyż nie stał przed żadnym pałacem. Nawet przed prymasowskim.
Ówczesny TVN 24 niczego irytującego nie pokazywał. Nawet mecze piłkarskie lepiej nam wychodziły niż dzisiaj (Polska – Haiti 7:0!).
Nikt nie stawiał poległym bolszewikom nagrobków. I nikt nie uświetniłby ich prawosławnym krzyżem (!).
Nie było Kaczyńskiego. Nie było Ziobry. Nie było Brudzińskiego. Nie było Kempy.
A Palikot? A Palikot zawsze się jakiś znalazł, bez obaw. Tak, tak…
Niejeden mruczy dzisiaj: „Gdyby w Stoczni był w 1980 wyższy płot, Wałęsa by go w życiu nie przeskoczył i niech mnie kule biją, ciągle żyłoby się lepiej. Wszystkim".
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.