Ryszard Kapuściński to samograj. Wszystko, co jest opatrzone jego nazwiskiem, natychmiast staje się bestsellerem.
„Jego" czy „o nim" – wszystko jedno. Stąd taki wysyp rozmaitych kompilacji, wywiadów i wspomnień. Często żenująco słabych, np. „Dałem głos ubogim". Natura nie znosi próżni, a sam autor nie może się bronić przed szakalim żerowaniem na swoim nazwisku. I oto mamy więc dwie kolejne. Monumentalny wybór 150
(z ok. 10 tys.) fotografii Kapuścińskiego rozczarowuje. Jest odwrotnością fotografii reportażowej. Widać, że Kapuściński fotografuje, kiedy ma spokój, a wokół nic się nie dzieje.
To często kwestia techniczna: nie ma automatycznej cyfrówki trzaskającej zdjęcia jak kałasznikow. Jego zorka wymaga długiego ustawienia. Nie znajdziemy tu ilustracji do jego opowieści: nie ma cesarza, Szachinszacha ani Ajatollaha.
Są twarze, krajobrazy, sporo grobów. Wydarzenia – na zaledwie kilku. Jedyna, choć niemała wartość to zastanowienie, co reporter widział w tym kadrze? Odpowiedź po chwili zawsze się znajdzie.
„Biografia pisarza" została napisana przez akademików – i to, niestety, się czuje. Rzetelna, szczegółowa – i potwornie nudna. A przecież Kapuściński sam porywająco snuł swoją biografię – „Heban" i „Herodot" to praktycznie książki wspomnieniowe. Tyle że autorzy piszą o morzu faktów, a Kapuściński – tylko o tych, które przepuścił przez własny filtr znaczenia. Obie pozycje są oczywiście cenne i ważne, ale powinni po nie sięgać tylko ci, którzy przeczytali już jego najważniejsze książki.
Robert Leszczyński
„Jego" czy „o nim" – wszystko jedno. Stąd taki wysyp rozmaitych kompilacji, wywiadów i wspomnień. Często żenująco słabych, np. „Dałem głos ubogim". Natura nie znosi próżni, a sam autor nie może się bronić przed szakalim żerowaniem na swoim nazwisku. I oto mamy więc dwie kolejne. Monumentalny wybór 150
(z ok. 10 tys.) fotografii Kapuścińskiego rozczarowuje. Jest odwrotnością fotografii reportażowej. Widać, że Kapuściński fotografuje, kiedy ma spokój, a wokół nic się nie dzieje.
To często kwestia techniczna: nie ma automatycznej cyfrówki trzaskającej zdjęcia jak kałasznikow. Jego zorka wymaga długiego ustawienia. Nie znajdziemy tu ilustracji do jego opowieści: nie ma cesarza, Szachinszacha ani Ajatollaha.
Są twarze, krajobrazy, sporo grobów. Wydarzenia – na zaledwie kilku. Jedyna, choć niemała wartość to zastanowienie, co reporter widział w tym kadrze? Odpowiedź po chwili zawsze się znajdzie.
„Biografia pisarza" została napisana przez akademików – i to, niestety, się czuje. Rzetelna, szczegółowa – i potwornie nudna. A przecież Kapuściński sam porywająco snuł swoją biografię – „Heban" i „Herodot" to praktycznie książki wspomnieniowe. Tyle że autorzy piszą o morzu faktów, a Kapuściński – tylko o tych, które przepuścił przez własny filtr znaczenia. Obie pozycje są oczywiście cenne i ważne, ale powinni po nie sięgać tylko ci, którzy przeczytali już jego najważniejsze książki.
Robert Leszczyński
Więcej możesz przeczytać w 50/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.