Jastrzębie zostały zadziobane przez gołębie w Radzie Polityki Pieniężnej Rada Polityki Pieniężnej przez siedem lat swojego funkcjonowania podjęła 37 decyzji dotyczących stóp procentowych. W 35 wypadkach były to decyzje trafne, które utrzymywały inflację na poziomie do zaaprobowania i nie szkodziły wzrostowi gospodarczemu. Wyjątkiem były dwie skokowe obniżki przeprowadzone na przełomie 1998 i 1999 roku, po których nastąpiło gwałtowne przyspieszenie wzrostu cen, a potem trzeba było awaryjnie "schładzać" gospodarkę
Wiele wskazuje na to, że dzisiaj mamy powtórkę z historii. Rada uległa presji politycznej i zredukowała stopy bardziej, niż oczekiwał tego rynek. Krótkotrwałe, nieznaczne pobudzenie produkcji, jakie to wywoła, po kilkunastu miesiącach spowoduje przegrzanie gospodarki i ostre hamowanie. Tym jednak będzie się martwić już następna ekipa rządząca.
Poprzednia rada miała skład dość zrównoważony. Połowę jej członków stanowili osobnicy o łagodnym charakterze, zawsze skłonni do luzowania polityki monetarnej. Druga połowa składała się jednak z wojowniczych jastrzębi protestujących przeciwko drukowaniu pieniądza. Rozsądne stanowisko Leszka Balcerowicza decydowało - na ogół - o sensownym kompromisie. Ostatnia decyzja RPP może być odebrana jako zakłócenie tej równowagi na korzyść gołębi. Co najmniej sześciu przedstawicieli rady zadecydowało o obniżce stóp o 0,5 punktu procentowego i zmianie nastawienia w polityce pieniężnej na łagodne (co jest odbierane jako zapowiedź dalszych redukcji). Nominalną stopę referencyjną sprowadzono do 5 proc., czyli rekordowo niskiego poziomu. Realna stopa referencyjna, i tak najniższa w monetarnej historii III RP (2,2 proc.), spadła do 1,7 proc.
W rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Rządzą nie "gołębie", ale zastrachane "motyle", wykazujące się właściwą sobie konsekwencją. Jest ona widoczna przy lekturze wręcz kuriozalnego uzasadnienia decyzji. Rada tłumaczy obniżenie stóp m.in. perspektywą dłuższego, niż oczekiwano, utrzymywania się cen ropy (następnego dnia amerykański FED tak samo uzasadnił... podniesienie stóp!) i oceną, że obecne spowolnienie gospodarcze jest krótkotrwałe.
Inflacja rzeczywiście nieco spadła. Ale tylko nieco. Inflacja średnioroczna wynosi bowiem obecnie 3,2 proc. Na dodatek, w znacznej mierze jest to spadek sezonowy, związany z wczesnym w tym roku obniżaniem się cen żywności. W ubiegłym roku spadek taki nie wystąpił, a, przeciwnie, ceny w maju 2004 r. wzrosły o 1 proc., co było spowodowane wejściem do unii. Niegrzecznie przypominać, że w związku z tym NBP powoływał wtedy "Inspekcję Robotniczo-Chłopską" mającą kontrolować, czy baby na targowiskach nie zawyżają ceny pietruszki.
Podobnie pominięto informację o sytuacji na rynku kredytowym. W pierwszych pięciu miesiącach tego roku kredyty dla przedsiębiorstw zwiększyły się o 3,5 proc., a kredyty dla gospodarstw domowych - o 12,4 proc. Z najświeższego badania NBP wynika, że "większość banków przewiduje dalszy wzrost popytu na kredyty w II kwartale 2005 r.". Podsumujmy. Inflacja istotnie zmienia się nieznacznie. Liczba udzielonych kredytów się zwiększa. Produkcja budowlana po raz pierwszy od lat rośnie. Ceny ropy są horrendalnie wysokie. A RPP funduje nam skokową obniżkę stóp. O co tutaj chodzi?
Skoro nie o ekonomię, to zapewne o politykę. Po pierwsze, idą wybory i politycy chętnie wydaliby parę złotych. Obniżenie stóp NBP zmniejszy oprocentowanie obligacji skarbowych i koszt obsługi zadłużenia skarbu państwa. Po drugie, kończy się (w styczniu przyszłego roku) kadencja prezesa NBP. Tabuny chętnych już przebierają nogami, aby wskoczyć na to eksponowane stanowisko. A większość partii: PiS, Samoobrona, LPR, PSL, odnowiona oraz zliftingowana lewica, ba, nawet Jan Maria Rokita, chcieliby prezesa spolegliwego, hojnie odkręcającego kranik z mamoną. Kandydaci to wiedzą, dlatego będą się starali przedstawić jako ekonomiści współpracujący z władzą wykonawczą.
Tylko kto wtedy będzie bronił polskiego pieniądza i stabilności cen? Zwłaszcza kiedy za kilkanaście miesięcy w górę skoczy inflacja, a nie produkcja.
Poprzednia rada miała skład dość zrównoważony. Połowę jej członków stanowili osobnicy o łagodnym charakterze, zawsze skłonni do luzowania polityki monetarnej. Druga połowa składała się jednak z wojowniczych jastrzębi protestujących przeciwko drukowaniu pieniądza. Rozsądne stanowisko Leszka Balcerowicza decydowało - na ogół - o sensownym kompromisie. Ostatnia decyzja RPP może być odebrana jako zakłócenie tej równowagi na korzyść gołębi. Co najmniej sześciu przedstawicieli rady zadecydowało o obniżce stóp o 0,5 punktu procentowego i zmianie nastawienia w polityce pieniężnej na łagodne (co jest odbierane jako zapowiedź dalszych redukcji). Nominalną stopę referencyjną sprowadzono do 5 proc., czyli rekordowo niskiego poziomu. Realna stopa referencyjna, i tak najniższa w monetarnej historii III RP (2,2 proc.), spadła do 1,7 proc.
W rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Rządzą nie "gołębie", ale zastrachane "motyle", wykazujące się właściwą sobie konsekwencją. Jest ona widoczna przy lekturze wręcz kuriozalnego uzasadnienia decyzji. Rada tłumaczy obniżenie stóp m.in. perspektywą dłuższego, niż oczekiwano, utrzymywania się cen ropy (następnego dnia amerykański FED tak samo uzasadnił... podniesienie stóp!) i oceną, że obecne spowolnienie gospodarcze jest krótkotrwałe.
Inflacja rzeczywiście nieco spadła. Ale tylko nieco. Inflacja średnioroczna wynosi bowiem obecnie 3,2 proc. Na dodatek, w znacznej mierze jest to spadek sezonowy, związany z wczesnym w tym roku obniżaniem się cen żywności. W ubiegłym roku spadek taki nie wystąpił, a, przeciwnie, ceny w maju 2004 r. wzrosły o 1 proc., co było spowodowane wejściem do unii. Niegrzecznie przypominać, że w związku z tym NBP powoływał wtedy "Inspekcję Robotniczo-Chłopską" mającą kontrolować, czy baby na targowiskach nie zawyżają ceny pietruszki.
Podobnie pominięto informację o sytuacji na rynku kredytowym. W pierwszych pięciu miesiącach tego roku kredyty dla przedsiębiorstw zwiększyły się o 3,5 proc., a kredyty dla gospodarstw domowych - o 12,4 proc. Z najświeższego badania NBP wynika, że "większość banków przewiduje dalszy wzrost popytu na kredyty w II kwartale 2005 r.". Podsumujmy. Inflacja istotnie zmienia się nieznacznie. Liczba udzielonych kredytów się zwiększa. Produkcja budowlana po raz pierwszy od lat rośnie. Ceny ropy są horrendalnie wysokie. A RPP funduje nam skokową obniżkę stóp. O co tutaj chodzi?
Skoro nie o ekonomię, to zapewne o politykę. Po pierwsze, idą wybory i politycy chętnie wydaliby parę złotych. Obniżenie stóp NBP zmniejszy oprocentowanie obligacji skarbowych i koszt obsługi zadłużenia skarbu państwa. Po drugie, kończy się (w styczniu przyszłego roku) kadencja prezesa NBP. Tabuny chętnych już przebierają nogami, aby wskoczyć na to eksponowane stanowisko. A większość partii: PiS, Samoobrona, LPR, PSL, odnowiona oraz zliftingowana lewica, ba, nawet Jan Maria Rokita, chcieliby prezesa spolegliwego, hojnie odkręcającego kranik z mamoną. Kandydaci to wiedzą, dlatego będą się starali przedstawić jako ekonomiści współpracujący z władzą wykonawczą.
Tylko kto wtedy będzie bronił polskiego pieniądza i stabilności cen? Zwłaszcza kiedy za kilkanaście miesięcy w górę skoczy inflacja, a nie produkcja.
Więcej możesz przeczytać w 27/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.