Wcale nie jesteśmy w czołówce rankingu krajów przeżartych aferami Słuchając, oczywiście coraz rzadziej, popisów aż nadto dobrze znanych członków sejmowych komisji śledczych, a także audycji radia nadużywającego świętego imienia, można by sądzić, że jesteśmy krajem dosłownie przeżartym aferami, doszczętnie ograbianym przez wszelkiego rodzaju złodziei. Niedawno dowiedzieliśmy się z nieskalanej telewizji, że za sumę, którą ukradli polscy aferzyści, można by zbudować autostradę dokoła świata.
Ponieważ taka autostrada, licząc tylko długość równika, musiałaby mieć 40 tys. km, a kilometr autostrady na polskiej równinie kosztuje najmarniej 20 mln zł, suma ukradziona przez naszych aferzystów z FOZZ i ich powinowatych musiałaby iść w biliony nowych złotych, stanowić równowartość kilku rocznych produktów krajowych brutto.
FOZZ komunistyczny
Nie mając ochoty na słuchanie tych i wielu innych bzdur i kłamstw nadawanych pod świętym szyldem, mam jednak zasadniczą pretensję do kolejnych rządów III RP. Pretensję o brak prawidłowej, rzetelnej informacji w tych kwestiach, o jej zdawkowość, niepełność, o jej niedostateczne upowszechnienie. To właśnie ta słaba informacja, a właściwie dezinformacja, umożliwia rozmaitym graczom politycznym szermowanie nieprawdziwymi danymi mającymi budzić grozę, nienawiść do Rzeczypospolitej, do wolności gospodarczej, do gospodarki rynkowej. Monstrualne i nieprawdziwe liczby przytaczane przez gości wiadomego radia jako ilustracja rozmiarów defraudacji popełnionych przez funkcjonariuszy i mocodawców Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego to skutek braku informacji o rzeczywistych rozmiarach tej afery. To równocześnie woda na młyn nieżyczliwych Polsce środowisk zagranicznych, chętnie wyolbrzymiających, a nawet kreujących, rzekome fakty mające nas kompromitować. Skala naszej dezinformacji jest taka, że przeciętny Polak jest przekonany, że FOZZ to produkt pierwszych rządów III RP, a nie ostatnich rządów komunistycznych. Poza wąskim kręgiem osób wykształconych mało kto orientuje się w mechanizmie działania takiego funduszu jak FOZZ.
Przypomnijmy więc, że zachętą dla stworzenia FOZZ była w latach 80. niezwykle niska cena polskiego długu na rynkach zagranicznych. Wierzyciele komunistycznej Polski nie wierzyli już w spłatę wielomiliardowych długów z czasów Gierka i starali się go pozbyć nawet z poważną stratą. Dolara polskiego długu można było kupić za 20-30 centów. Oczywiście, prawo gospodarcze nie pozwala na taki oszukańczy sposób wykupywania swych długów przez państwo, które je zaciągnęło. Ale, czy trudno się dziwić, że zadłużony i nie mający oporów moralnych wobec wrednego kapitalizmu rząd PRL uznał taki proceder za świetną okazję? Nic przecież łatwiejszego, jak z utworzonego w tym celu funduszu dewizowego zlecać swoim agentom i różnym podstawionym osobom nabywanie polskiego długu po 20-30 centów za dolara. Konia z rzędem temu, kto nie dostrzega w tym procederze groźby nie byle jakich bezeceństw. Dlatego też po roku 1989 nowe polskie rządy zaprzestały tego procederu i wszczęły dochodzenie przeciw nieuczciwym administratorom FOZZ.
Afery to nie tylko Polska
Nie wmawiajmy sobie jednak, że to tylko rządy PRL usiłowały nielegalnie wykupywać swoje długi. To zjawisko wcale nie tak rzadkie. Jego rozmiar zależy od podaży cudzych długów na rynku i ich ceny. Sprawa FOZZ odchodzi nieuchronnie do przeszłości. Czy nie należałoby podać do publicznej wiadomości, a nawet nagłośnić, rzeczywistych rozmiarów tej afery? Czy nie można podać, ile dolarów i innych walut wypłynęło z kasy państwowej na finansowanie działalności FOZZ i jakie były finansowe konsekwencje tego procederu? Informacja o rzeczywistych stratach poniesionych przez polskie finanse publiczne w wyniku kilku spektakularnych afer odebrałaby chleb demagogom operującym już bilionami. Okazałoby się, że w rankingu krajów według stopnia ich przeżarcia tego typu przestępstwami wcale nie jesteśmy w czołówce. Trzeba również pamiętać, że w wielu tzw. cywilizowanych krajach większe afery w ogóle chowa się pod sukno, by nie psuć międzynarodowego image`u państwa. W nie tak bardzo odległym od nas kraju zarzuty tego typu nie przeszkadzają w urzędowaniu premierowi. A my krzyczymy na cały świat, że u nas się kradnie...
Wszystko to nie oznacza, że powinniśmy tolerować aferzystów, którym skądinąd sprzyjają błędy w ustawach uchwalanych przez bardzo prawomyślny parlament. Prawo w tych kwestiach powinno być jasne i bezwzględnie egzekwowane. Tyle że Temida w postaci sejmowych komisji śledczych okazuje się wyjątkowo zezowata, jeśli nie całkowicie ślepa.
FOZZ komunistyczny
Nie mając ochoty na słuchanie tych i wielu innych bzdur i kłamstw nadawanych pod świętym szyldem, mam jednak zasadniczą pretensję do kolejnych rządów III RP. Pretensję o brak prawidłowej, rzetelnej informacji w tych kwestiach, o jej zdawkowość, niepełność, o jej niedostateczne upowszechnienie. To właśnie ta słaba informacja, a właściwie dezinformacja, umożliwia rozmaitym graczom politycznym szermowanie nieprawdziwymi danymi mającymi budzić grozę, nienawiść do Rzeczypospolitej, do wolności gospodarczej, do gospodarki rynkowej. Monstrualne i nieprawdziwe liczby przytaczane przez gości wiadomego radia jako ilustracja rozmiarów defraudacji popełnionych przez funkcjonariuszy i mocodawców Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego to skutek braku informacji o rzeczywistych rozmiarach tej afery. To równocześnie woda na młyn nieżyczliwych Polsce środowisk zagranicznych, chętnie wyolbrzymiających, a nawet kreujących, rzekome fakty mające nas kompromitować. Skala naszej dezinformacji jest taka, że przeciętny Polak jest przekonany, że FOZZ to produkt pierwszych rządów III RP, a nie ostatnich rządów komunistycznych. Poza wąskim kręgiem osób wykształconych mało kto orientuje się w mechanizmie działania takiego funduszu jak FOZZ.
Przypomnijmy więc, że zachętą dla stworzenia FOZZ była w latach 80. niezwykle niska cena polskiego długu na rynkach zagranicznych. Wierzyciele komunistycznej Polski nie wierzyli już w spłatę wielomiliardowych długów z czasów Gierka i starali się go pozbyć nawet z poważną stratą. Dolara polskiego długu można było kupić za 20-30 centów. Oczywiście, prawo gospodarcze nie pozwala na taki oszukańczy sposób wykupywania swych długów przez państwo, które je zaciągnęło. Ale, czy trudno się dziwić, że zadłużony i nie mający oporów moralnych wobec wrednego kapitalizmu rząd PRL uznał taki proceder za świetną okazję? Nic przecież łatwiejszego, jak z utworzonego w tym celu funduszu dewizowego zlecać swoim agentom i różnym podstawionym osobom nabywanie polskiego długu po 20-30 centów za dolara. Konia z rzędem temu, kto nie dostrzega w tym procederze groźby nie byle jakich bezeceństw. Dlatego też po roku 1989 nowe polskie rządy zaprzestały tego procederu i wszczęły dochodzenie przeciw nieuczciwym administratorom FOZZ.
Afery to nie tylko Polska
Nie wmawiajmy sobie jednak, że to tylko rządy PRL usiłowały nielegalnie wykupywać swoje długi. To zjawisko wcale nie tak rzadkie. Jego rozmiar zależy od podaży cudzych długów na rynku i ich ceny. Sprawa FOZZ odchodzi nieuchronnie do przeszłości. Czy nie należałoby podać do publicznej wiadomości, a nawet nagłośnić, rzeczywistych rozmiarów tej afery? Czy nie można podać, ile dolarów i innych walut wypłynęło z kasy państwowej na finansowanie działalności FOZZ i jakie były finansowe konsekwencje tego procederu? Informacja o rzeczywistych stratach poniesionych przez polskie finanse publiczne w wyniku kilku spektakularnych afer odebrałaby chleb demagogom operującym już bilionami. Okazałoby się, że w rankingu krajów według stopnia ich przeżarcia tego typu przestępstwami wcale nie jesteśmy w czołówce. Trzeba również pamiętać, że w wielu tzw. cywilizowanych krajach większe afery w ogóle chowa się pod sukno, by nie psuć międzynarodowego image`u państwa. W nie tak bardzo odległym od nas kraju zarzuty tego typu nie przeszkadzają w urzędowaniu premierowi. A my krzyczymy na cały świat, że u nas się kradnie...
Wszystko to nie oznacza, że powinniśmy tolerować aferzystów, którym skądinąd sprzyjają błędy w ustawach uchwalanych przez bardzo prawomyślny parlament. Prawo w tych kwestiach powinno być jasne i bezwzględnie egzekwowane. Tyle że Temida w postaci sejmowych komisji śledczych okazuje się wyjątkowo zezowata, jeśli nie całkowicie ślepa.
Więcej możesz przeczytać w 27/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.