Czy premier Marcinkiewicz pogodzi interesy skarbu państwa z interesami lobby stojących za nowo mianowanymi urzędnikami?
Polacy pilnie potrzebują państwa (...), które nie będzie stolikiem do brydża dla partii rozgrywanych między politykami, ludźmi biznesu, aktualnymi i byłymi funkcjonariuszami służb specjalnych i pospolitymi gangsterami" - mówił w expose premier Kazimierz Marcinkiewicz. Donald Tusk, komentując słowa premiera, powiedział: "Dzisiaj widać wyraźnie, że ten stolik jak stał, tak będzie stał, tylko gracze się zmieniają". Przeanalizowaliśmy pierwsze posunięcia kadrowe premiera i jego ministrów. W rzeczywistości gracze, którzy weszli do nowego rządu lub szykują się na posady w spółkach skarbu państwa, wcale nie są nowi. Dla części z nich praca w rządzie Marcinkiewicza będzie drugim, a nawet trzecim podejściem do rządowego stolika. W żaden sposób nie wyłania się z tego wizja nowego państwa, raczej wizja państwa po przetasowaniu układów. Może więc będziemy mieli nowy stolik, tyle że nie do brydża, ale do pokera.
Trzecie podejście ZChN
Kazimierz Marcinkiewicz dostał właśnie trzecią szansę przy rządowym stoliku. Na początku lat 90., gdy Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe było partią współtworzącą rząd, ludzie ze środowiska obecnego premiera byli zbyt młodzi i słabi, by wykorzystać szansę, która im się trafiła. Drugą szansę pogrzebali na własne życzenie: wraz z upadkiem AWS odchodzili z politycznej sceny w atmosferze porażki, gdy media donosiły o kolejnych aferach, w które zamieszani byli ich przyjaciele. Mówiono wtedy o nich jako o bezideowych pragmatykach cynicznie wykorzystujących narodowo-chrześcijańską frazeologię. Wielu z nich znalazło przystań w biznesie, tak jak Tomasz Szyszko, były minister łączności, który zatrudnił się w transportowo-spedycyjnej firmie Polfrost. Tam też złą polityczną koniunkturę przeczekał Marian Przeździecki, który ma być szefem sekretariatu premiera Marcinkiewicza.
Osoby, które w rządzie Marcinkiewicza będą najbardziej wpływowym lobby, mają ZChN-owski rodowód i wielu z nich wywodzi się z Wielkopolski. W czasach rządu Jerzego Buzka opanowały resort łączności, rządziły Pocztą Polską, Bankiem Pocztowym i branżą telekomunikacyjną. Decydowały o przyznawaniu koncesji i wysokości opłat koncesyjnych dla prywatnych telekomów. Miały wpływy w funduszach emerytalnych (Cezary Mech był prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi), w Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (szefował mu Waldemar Fluegel, przyjaciel Marcinkiewicza z lat 80.), największych spółkach z udziałem skarbu państwa. To środowisko miało też największe wpływy w kancelarii premiera Buzka (Wiesław Walendziak był jej szefem, Kazimierz Marcinkiewicz - szefem gabinetu politycznego). Po zdobyciu strategicznych przyczółków w spółkach z udziałem skarbu państwa ludzie o ZChN-owskim rodowodzie stworzyli zaplecze gospodarczo-medialne w postaci Telewizji Familijnej. Dziś większość byłych młodych ZChN-owców przekroczyła czterdziestkę, do władzy wracają silniejsi, bo mają świetne kontakty w świecie biznesu, a w PiS stanowią bodaj najbardziej wpływową grupę (m.in. premier i marszałek Sejmu).
Przyjaciele z samolotu
Kazimierz Marcinkiewicz był coraz bardziej wpływowym posłem, a Andrzej Mikosz wziętym prawnikiem. Przez lata raz w tygodniu spotykali się na pokładzie samolotu lecącego z Warszawy do Poznania. Poznali się w 1988 r. Razem tworzyli Wielkopolski Klub Polityczny Ład i Wolność - wylęgarnię narodowo-chrześcijańskich działaczy. Marcinkiewicz latał do Poznania raz w tygodniu, Mikosz codziennie. Teraz pierwszy jest premierem, drugi - ministrem skarbu. Mikosz to postać szerzej nieznana na politycznych salonach Warszawy, ale znana na warszawskiej giełdzie. Swoją pozycję na rynku kapitałowym zawdzięcza nie tylko udziałowi w zakończonych sukcesem publicznych ofertach akcji prywatnych spółek (Amica, Wilbo, Koelner czy Netia), ale także zaufaniu byłego ministra rolnictwa Artura Balazsa. W 1998 r. uczynił on z Andrzeja Mikosza swego przedstawiciela w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. To pomogło mu znaleźć pracę w kancelarii Weil, Gotshal & Manges. To Mikosz wywalczył od TP SA ok. 200 mln zł dla mniejszościowych akcjonariuszy Wirtualnej Polski. Pracował też dla wielkich spółek skarbu państwa, nad którymi dziś sprawuje nadzór właścicielski. Jest paradoksem, że kancelarie, w których Mikosz pracował, świadczyły usługi dla menedżerów z listy osób, które teraz PiS chce rozliczyć za nadużycia (na przykład dla Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie).
Andrzej Mikosz intelektualnie formował się w poznańskim duszpasterstwie dominikanów. Podczas studiów związał się ze środowiskiem Ruchu Młodej Polski i NZS.
W przeciwieństwie do kolegów ze studiów wybrał karierę prawnika, a nie polityka, choć od polityki nie stronił. W latach 90. był najpierw członkiem Partii Konserwatywnej, a następnie SKL, partii współtworzącej AWS. O tym że jest kandydatem na ministra skarbu, dowiedział się od jednego z dawnych liderów SKL Wojciecha Arkuszewskiego, byłego szefa doradców premiera Buzka. Decyzję o objęciu posady ministra Mikoszowi pomógł podjąć Wiesław Walendziak. Łączy ich nie tylko przyjażń. Mikosz doradzał jako prawnik zakonu Franciszkanów w projekcie Telewizji Familijnej. W ten biznes oprócz spółek skarbu państwa zainwestował też Prokom Ryszarda Krauzego. Walendziak jest obecnie wiceprezesem Prokom Investments, ale wciąż ma duże wpływy w PiS, w której to partii kilka lat temu był jednym z liderów.
Wpływy w PiS ma też zaprzyjaźniony z Walendziakiem były poseł AWS Mirosław Styczeń. Premier Marcinkiewicz również uważa go za przyjaciela, choć na Styczniu ciążą zarzuty prokuratorskie. Styczeń ma dobre stosunki ze środowiskiem z zupełnie innej bajki politycznej, choć nie biznesowej. Był doradcą BIG Banku Gdańskiego (dziś Bank Millennium) założonego przez Bogusława Kotta, zaufanego Aleksandra Kwaśniewskiego. BIG Bank Gdański Kotta sponsorował obchody 20. rocznicy Ruchu Młodej Polski, z którego wywodzą się m.in. obecny marszałek Sejmu Marek Jurek i Wiesław Walendziak.
Wpływy w PiS ma też Jan Łuczak, przyjaciel Kazimierza Marcinkiewicza, chlebodawca jego najbliższych i sponsor firmowanych przez premiera przedsięwzięć. Minister skarbu Andrzej Mikosz był niegdyś prawnikiem reprezentującym Łuczaka.
Stajnia Walendziaka
Siła środowiska, które skupiało się niegdyś wokół Wiesława Walendziaka, a dzisiaj wokół premiera Kazimierza Marcinkiewicza, bierze się stąd, że o ile bracia Kaczyńscy mają odpowiednich ludzi w sferze bezpieczeństwa i wymiaru sprawiedliwości, o tyle w wypadku gospodarki takich ludzi nie mają. Są więc niejako skazani na ludzi Walendziaka. To często licencjonowani maklerzy, partnerzy w renomowanych kancelariach prawnych i menedżerowie prywatnych firm. Wszyscy oni mają odpowiednio bogate CV, żeby móc zasiąść we władzach strategicznych spółek z udziałem skarbu państwa lub służyć jako doradcy szefom resortów gospodarczych.
Wzorcowym "białym kołnierzykiem" ze stajni Walendziaka jest Maciej Wandzel. Ten były wiceprzewodniczący rady Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie uchodził niegdyś za oczy i uszy Wiesława Walendziaka na parkiecie. Związany dawniej z Domem Maklerskim BMT w Poznaniu, z młodego, agresywnego gracza giełdowego przeistoczył się we wpływowego inwestora, z którym na rynku kapitałowym musi się liczyć nawet minister skarbu. W ubiegłym miesiącu Wandzel wraz z trójką innych menedżerów przejął kontrolę nad firmą zarządzającą trzema Narodowymi Funduszami Inwestycyjnymi (Progress, NFI im. Eugeniusza Kwiatkowskiego i NFI II). Minister skarbu Andrzej Mikosz może wprawdzie pamiętać, że przez jednego ze wspólników Macieja Wandzla utracił kiedyś kilkaset tysięcy dolarów w internetowej spółce Info.com., ale Wandzel z jego NFI mogą się przydać ministrowi skarbu w strategicznych spółkach z udziałem państwa. Jako minister będzie przecież potrzebował poparcia inwestorów finansowych, by przeforsować swoje wnioski na walnym zgromadzeniu.
Desant na spółki
Z młodych menedżerów o prawicowej afiliacji politycznej będą się rekrutować kandydaci duetu Marcinkiewicz - Mikosz na nowych prezesów spółek strategicznych dla państwa. Pierwszym fotelem do obsadzenia będzie stanowisko prezesa Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Od urzędników resortu skarbu dowiedzieliśmy się, że prezes PGNiG Marek Kossowski został wezwany przez premiera Marcinkiewicza, od którego usłyszał, że ma się podać do dymisji. Kossowski odmówił szefowi rządu, dlatego od ministra skarbu dowiedział się, że skoro nie chce odejść po dobroci, zostanie odwołany. Obsadzenie zarządu PGNiG przez zaufanych Marcinkiewicza i Mikosza może nie być łatwe. W tej spółce karty chce też rozdawać minister gospodarki Piotr Woźniak, który do niedawna uchodził za murowanego kandydata na prezesa PGNiG.
Na razie Andrzej Mikosz pozostawi w Ministerstwie Skarbu dotychczasowego podsekretarza stanu Przemysława Morysiaka, kojarzonego z Janem Kulczykiem. Zanim przeszedł on do pracy w administracji państwowej, pracował w Wielkopolskim Banku Kredytowym. Wiosną 2004 r. Morysiak miał zostać szefem resortu skarbu. Chciał tego Leszek Miller, ale napotkał opór klubu SLD, który wolał Zbigniewa Kaniewskiego. W ministerstwie panuje opinia, że Morysiak jest potrzebny Andrzejowi Mikoszowi, bo ma wiedzę o kulisach prywatyzacji PZU. Morysiakowi przypisuje się ułatwienie przejęcia kontroli nad giełdowym Pekaesem przez firmę związaną finansowo z Kulczyk Holding. Operacja udała się dzięki wykupieniu od państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego 33 proc. akcji Pekaesu. Nie byłoby to możliwe bez zgody resortu skarbu.
Wpływy Morysiaka w resorcie skarbu państwa ma równoważyć Michał Stępniewski. W połowie 2004 r. Jacek Socha wyznaczył go do rady nadzorczej Orlenu, żeby patrzył na ręce tym członkom, którzy sympatyzowali z Janem Kulczykiem. Gdy rządy Belki i Sochy dobiegały końca, Stępniewski znalazł sobie protektorów w ratuszu warszawskim, którym kierował Lech Kaczyński. Andrzej Mikosz chce teraz głównego doradcę Jacka Sochy uczynić osobą numer 2 w resorcie skarbu. Personalne roszady minister zacznie od spółek skarbu panstwa i firm od nich zależnych. Nasi rozmówcy przyznają, że nowy minister będzie dążył do zmian we władzach Orlenu, KGHM i Polkomtela.
Konflikt interesów?
Kazimierz Marcinkiewicz i Andrzej Mikosz będą mieli przeciwnika w osobie szefa MSWiA Ludwika Dorna, zaufanego braci Kaczyńskich. Kilka tygodni temu Dorn zapowiedział "weryfikację kontraktów zawieranych przez spółki grupy Prokom", w której pracuje Wiesław Walendziak, przyjaciel premiera i ministra skarbu.
Jak Kazimierz Marcinkiewicz pogodzi interesy skarbu państwa z interesami wpływowych lobby, które stoją za nowo mianowanymi urzędnikami? "Na pewno dotrzymamy słowa" - zapewniał w ostatni czwartek premier. Kluczowa będzie odpowiedź na pytanie, komu dotrzyma danego słowa.
Trzecie podejście ZChN
Kazimierz Marcinkiewicz dostał właśnie trzecią szansę przy rządowym stoliku. Na początku lat 90., gdy Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe było partią współtworzącą rząd, ludzie ze środowiska obecnego premiera byli zbyt młodzi i słabi, by wykorzystać szansę, która im się trafiła. Drugą szansę pogrzebali na własne życzenie: wraz z upadkiem AWS odchodzili z politycznej sceny w atmosferze porażki, gdy media donosiły o kolejnych aferach, w które zamieszani byli ich przyjaciele. Mówiono wtedy o nich jako o bezideowych pragmatykach cynicznie wykorzystujących narodowo-chrześcijańską frazeologię. Wielu z nich znalazło przystań w biznesie, tak jak Tomasz Szyszko, były minister łączności, który zatrudnił się w transportowo-spedycyjnej firmie Polfrost. Tam też złą polityczną koniunkturę przeczekał Marian Przeździecki, który ma być szefem sekretariatu premiera Marcinkiewicza.
Osoby, które w rządzie Marcinkiewicza będą najbardziej wpływowym lobby, mają ZChN-owski rodowód i wielu z nich wywodzi się z Wielkopolski. W czasach rządu Jerzego Buzka opanowały resort łączności, rządziły Pocztą Polską, Bankiem Pocztowym i branżą telekomunikacyjną. Decydowały o przyznawaniu koncesji i wysokości opłat koncesyjnych dla prywatnych telekomów. Miały wpływy w funduszach emerytalnych (Cezary Mech był prezesem Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi), w Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (szefował mu Waldemar Fluegel, przyjaciel Marcinkiewicza z lat 80.), największych spółkach z udziałem skarbu państwa. To środowisko miało też największe wpływy w kancelarii premiera Buzka (Wiesław Walendziak był jej szefem, Kazimierz Marcinkiewicz - szefem gabinetu politycznego). Po zdobyciu strategicznych przyczółków w spółkach z udziałem skarbu państwa ludzie o ZChN-owskim rodowodzie stworzyli zaplecze gospodarczo-medialne w postaci Telewizji Familijnej. Dziś większość byłych młodych ZChN-owców przekroczyła czterdziestkę, do władzy wracają silniejsi, bo mają świetne kontakty w świecie biznesu, a w PiS stanowią bodaj najbardziej wpływową grupę (m.in. premier i marszałek Sejmu).
Przyjaciele z samolotu
Kazimierz Marcinkiewicz był coraz bardziej wpływowym posłem, a Andrzej Mikosz wziętym prawnikiem. Przez lata raz w tygodniu spotykali się na pokładzie samolotu lecącego z Warszawy do Poznania. Poznali się w 1988 r. Razem tworzyli Wielkopolski Klub Polityczny Ład i Wolność - wylęgarnię narodowo-chrześcijańskich działaczy. Marcinkiewicz latał do Poznania raz w tygodniu, Mikosz codziennie. Teraz pierwszy jest premierem, drugi - ministrem skarbu. Mikosz to postać szerzej nieznana na politycznych salonach Warszawy, ale znana na warszawskiej giełdzie. Swoją pozycję na rynku kapitałowym zawdzięcza nie tylko udziałowi w zakończonych sukcesem publicznych ofertach akcji prywatnych spółek (Amica, Wilbo, Koelner czy Netia), ale także zaufaniu byłego ministra rolnictwa Artura Balazsa. W 1998 r. uczynił on z Andrzeja Mikosza swego przedstawiciela w Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. To pomogło mu znaleźć pracę w kancelarii Weil, Gotshal & Manges. To Mikosz wywalczył od TP SA ok. 200 mln zł dla mniejszościowych akcjonariuszy Wirtualnej Polski. Pracował też dla wielkich spółek skarbu państwa, nad którymi dziś sprawuje nadzór właścicielski. Jest paradoksem, że kancelarie, w których Mikosz pracował, świadczyły usługi dla menedżerów z listy osób, które teraz PiS chce rozliczyć za nadużycia (na przykład dla Grzegorza Wieczerzaka, byłego prezesa PZU Życie).
Andrzej Mikosz intelektualnie formował się w poznańskim duszpasterstwie dominikanów. Podczas studiów związał się ze środowiskiem Ruchu Młodej Polski i NZS.
W przeciwieństwie do kolegów ze studiów wybrał karierę prawnika, a nie polityka, choć od polityki nie stronił. W latach 90. był najpierw członkiem Partii Konserwatywnej, a następnie SKL, partii współtworzącej AWS. O tym że jest kandydatem na ministra skarbu, dowiedział się od jednego z dawnych liderów SKL Wojciecha Arkuszewskiego, byłego szefa doradców premiera Buzka. Decyzję o objęciu posady ministra Mikoszowi pomógł podjąć Wiesław Walendziak. Łączy ich nie tylko przyjażń. Mikosz doradzał jako prawnik zakonu Franciszkanów w projekcie Telewizji Familijnej. W ten biznes oprócz spółek skarbu państwa zainwestował też Prokom Ryszarda Krauzego. Walendziak jest obecnie wiceprezesem Prokom Investments, ale wciąż ma duże wpływy w PiS, w której to partii kilka lat temu był jednym z liderów.
Wpływy w PiS ma też zaprzyjaźniony z Walendziakiem były poseł AWS Mirosław Styczeń. Premier Marcinkiewicz również uważa go za przyjaciela, choć na Styczniu ciążą zarzuty prokuratorskie. Styczeń ma dobre stosunki ze środowiskiem z zupełnie innej bajki politycznej, choć nie biznesowej. Był doradcą BIG Banku Gdańskiego (dziś Bank Millennium) założonego przez Bogusława Kotta, zaufanego Aleksandra Kwaśniewskiego. BIG Bank Gdański Kotta sponsorował obchody 20. rocznicy Ruchu Młodej Polski, z którego wywodzą się m.in. obecny marszałek Sejmu Marek Jurek i Wiesław Walendziak.
Wpływy w PiS ma też Jan Łuczak, przyjaciel Kazimierza Marcinkiewicza, chlebodawca jego najbliższych i sponsor firmowanych przez premiera przedsięwzięć. Minister skarbu Andrzej Mikosz był niegdyś prawnikiem reprezentującym Łuczaka.
Stajnia Walendziaka
Siła środowiska, które skupiało się niegdyś wokół Wiesława Walendziaka, a dzisiaj wokół premiera Kazimierza Marcinkiewicza, bierze się stąd, że o ile bracia Kaczyńscy mają odpowiednich ludzi w sferze bezpieczeństwa i wymiaru sprawiedliwości, o tyle w wypadku gospodarki takich ludzi nie mają. Są więc niejako skazani na ludzi Walendziaka. To często licencjonowani maklerzy, partnerzy w renomowanych kancelariach prawnych i menedżerowie prywatnych firm. Wszyscy oni mają odpowiednio bogate CV, żeby móc zasiąść we władzach strategicznych spółek z udziałem skarbu państwa lub służyć jako doradcy szefom resortów gospodarczych.
Wzorcowym "białym kołnierzykiem" ze stajni Walendziaka jest Maciej Wandzel. Ten były wiceprzewodniczący rady Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie uchodził niegdyś za oczy i uszy Wiesława Walendziaka na parkiecie. Związany dawniej z Domem Maklerskim BMT w Poznaniu, z młodego, agresywnego gracza giełdowego przeistoczył się we wpływowego inwestora, z którym na rynku kapitałowym musi się liczyć nawet minister skarbu. W ubiegłym miesiącu Wandzel wraz z trójką innych menedżerów przejął kontrolę nad firmą zarządzającą trzema Narodowymi Funduszami Inwestycyjnymi (Progress, NFI im. Eugeniusza Kwiatkowskiego i NFI II). Minister skarbu Andrzej Mikosz może wprawdzie pamiętać, że przez jednego ze wspólników Macieja Wandzla utracił kiedyś kilkaset tysięcy dolarów w internetowej spółce Info.com., ale Wandzel z jego NFI mogą się przydać ministrowi skarbu w strategicznych spółkach z udziałem państwa. Jako minister będzie przecież potrzebował poparcia inwestorów finansowych, by przeforsować swoje wnioski na walnym zgromadzeniu.
Desant na spółki
Z młodych menedżerów o prawicowej afiliacji politycznej będą się rekrutować kandydaci duetu Marcinkiewicz - Mikosz na nowych prezesów spółek strategicznych dla państwa. Pierwszym fotelem do obsadzenia będzie stanowisko prezesa Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Od urzędników resortu skarbu dowiedzieliśmy się, że prezes PGNiG Marek Kossowski został wezwany przez premiera Marcinkiewicza, od którego usłyszał, że ma się podać do dymisji. Kossowski odmówił szefowi rządu, dlatego od ministra skarbu dowiedział się, że skoro nie chce odejść po dobroci, zostanie odwołany. Obsadzenie zarządu PGNiG przez zaufanych Marcinkiewicza i Mikosza może nie być łatwe. W tej spółce karty chce też rozdawać minister gospodarki Piotr Woźniak, który do niedawna uchodził za murowanego kandydata na prezesa PGNiG.
Na razie Andrzej Mikosz pozostawi w Ministerstwie Skarbu dotychczasowego podsekretarza stanu Przemysława Morysiaka, kojarzonego z Janem Kulczykiem. Zanim przeszedł on do pracy w administracji państwowej, pracował w Wielkopolskim Banku Kredytowym. Wiosną 2004 r. Morysiak miał zostać szefem resortu skarbu. Chciał tego Leszek Miller, ale napotkał opór klubu SLD, który wolał Zbigniewa Kaniewskiego. W ministerstwie panuje opinia, że Morysiak jest potrzebny Andrzejowi Mikoszowi, bo ma wiedzę o kulisach prywatyzacji PZU. Morysiakowi przypisuje się ułatwienie przejęcia kontroli nad giełdowym Pekaesem przez firmę związaną finansowo z Kulczyk Holding. Operacja udała się dzięki wykupieniu od państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego 33 proc. akcji Pekaesu. Nie byłoby to możliwe bez zgody resortu skarbu.
Wpływy Morysiaka w resorcie skarbu państwa ma równoważyć Michał Stępniewski. W połowie 2004 r. Jacek Socha wyznaczył go do rady nadzorczej Orlenu, żeby patrzył na ręce tym członkom, którzy sympatyzowali z Janem Kulczykiem. Gdy rządy Belki i Sochy dobiegały końca, Stępniewski znalazł sobie protektorów w ratuszu warszawskim, którym kierował Lech Kaczyński. Andrzej Mikosz chce teraz głównego doradcę Jacka Sochy uczynić osobą numer 2 w resorcie skarbu. Personalne roszady minister zacznie od spółek skarbu panstwa i firm od nich zależnych. Nasi rozmówcy przyznają, że nowy minister będzie dążył do zmian we władzach Orlenu, KGHM i Polkomtela.
Konflikt interesów?
Kazimierz Marcinkiewicz i Andrzej Mikosz będą mieli przeciwnika w osobie szefa MSWiA Ludwika Dorna, zaufanego braci Kaczyńskich. Kilka tygodni temu Dorn zapowiedział "weryfikację kontraktów zawieranych przez spółki grupy Prokom", w której pracuje Wiesław Walendziak, przyjaciel premiera i ministra skarbu.
Jak Kazimierz Marcinkiewicz pogodzi interesy skarbu państwa z interesami wpływowych lobby, które stoją za nowo mianowanymi urzędnikami? "Na pewno dotrzymamy słowa" - zapewniał w ostatni czwartek premier. Kluczowa będzie odpowiedź na pytanie, komu dotrzyma danego słowa.
Więcej możesz przeczytać w 46/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.