Jak ocaleni z Zagłady podjęli współpracę z byłymi agentami swoich oprawców
W zacisznym gabinecie na przedmieściach Bonn stary człowiek z napięciem czekał na odpowiedź mężczyzny w pozłacanych okularach. "Zgoda, idziemy na to, niech pan powie w Tel Awiwie, że doszliśmy do porozumienia. Ale wszystko diabli wezmą, jeśli cokolwiek przedostanie się do prasy". Stary człowiek wiedział, że jego rozmówca nie żartuje. Generał Reinhard Gehlen, szef wywiadu Niemieckiej Republiki Federalnej, był zresztą znany z tego, że nie zna się na żartach. "Jeszcze dzisiaj wracam do kraju" - powiedział. Gehlen nie krył zadowolenia. "Miło mi było robić z panem interesy. Szalom" - dodał po hebrajsku.
Z wroga - przyjaciel
Egipt właśnie znacjonalizował Kanał Sueski i już za chwilę miała wybuchnąć kolejna wojna z Izraelem. Wywiad młodego państwa żydowskiego otrzymywał tylko śladowe informacje o tym, co się działo w świecie arabskim. Amerykanie chcieli być neutralni i nie palili się do współpracy z Izraelem. Niemcy - to był pomysł!
Jeden z najbardziej kontrowersyjnych rozdziałów w historii stosunków izraelsko-niemieckich dotyczy właśnie współpracy wywiadowczej między obydwoma państwami. W nowej książce na ten temat "Wróg czy przyjaciel" (wkrótce ukaże się na półkach księgarskich) izraelski historyk i publicysta Abraham Lustig podkreśla, że Izraelczycy korzystający z "usług" niemieckich agentów z problematyczną przeszłością mieli opory i moralne dylematy. "Było nam wszystkim bardzo ciężko - wspomina były funkcjonariusz Mossadu Yosi Buchwad. - Niektórzy moi koledzy skończyli w szpitalach psychiatrycznych, wielu nie wytrzymywało napięcia, ale ci, którzy zostali, byli przekonani, że tak trzeba".
Gra była bowiem warta świeczki. Agenci niemieccy, zadomowieni na Bliskim Wschodzie, mieli doskonałe układy z miejscowymi elitami arabskimi. Nie brakowało w tym towarzystwie byłych prominentów III Rzeszy, kadrowych pracowników wywiadu, zbrodniarzy wojennych. Kanclerz Niemiec Zachodnich Konrad Adenauer, chcąc pomóc Izraelowi, polecił Gehlenowi, by szczególnie cennych agentów przekazał do dyspozycji Mossadu. Początkowo Izraelczycy nie chcieli mieć z tym nic wspólnego. Dopiero po jakimś czasie, nie mając prawie innego wyjścia, Żydzi podjęli współpracę.
Niemcom z kolei bardzo zależało na izraelskich kontaktach w Europie Wschodniej, ale współpraca na tym odcinku była marginesowa. W zamian za usługi wywiadowcze Izrael przekazywał Niemcom nowoczesną broń radziecką. "Była to dla nas sowita zapłata" - opowiadał Gehlen po latach w rozmowie z dziennikarzami izraelskimi.
Rzekomy nazista
W 1954 r. prezydent Egiptu Gamal Abdel Naser postanowił zmodernizować egipski wywiad wojskowy. Zwrócił się o pomoc do CIA, ale Amerykanie mieli inne plany i poradzili mu, by dogadał się z wywiadem zachodnioniemieckim. Pomysł okazał się dobry: już wkrótce na małym lotnisku wojskowym na pustyni Synaj wylądowało kilkudziesięciu dżentelmenów, wśród których większość stanowili byli specjaliści z SS i Abwehry. W gronie nowych "doradców" Nasera szczególnie wyróżniał się dwumetrowy Wolfgang Lutz, o którym mówiono, że znał osobiście Heinricha Himmlera.
Rzekomy nazista był w rzeczywistości Izraelczykiem i nazywał się Zeew Gur Arie. Urodził się w Niemczech i po dojściu Hitlera do władzy uciekł z rodzicami do Palestyny. Miał aryjską urodę i mówił po niemiecku z wyraźnym berlińskim akcentem, reszta legendy została starannie dorobiona przez wywiad niemiecki i izraelski. Mimo że dokumenty z tamtego okresu nie zostały jeszcze odtajnione, nie ulega wątpliwości, że Lutz był jednym z najważniejszych szpiegów izraelskich. Najprawdopodobniej to właśnie on odegrał decydującą rolę w ujawnieniu i storpedowaniu egipskich planów rakietowych.
Lutz został aresztowany w niejasnych okolicznościach i skazany na karę śmierci. Uniknął stryczka dzięki temu, że nie był obrzezany. Egipcjanie wiedzieli wprawdzie, że pracował dla Mossadu, ale nie wiedzieli, że jest Żydem. Po wojnie sześciodniowej został wymieniony na kilka tysięcy jeńców egipskich i powrócił do Izraela. Zmarł w Tel Awiwie kilka lat temu.
Początkowo współpraca z Niemcami układała się dobrze. Skandal wybuchł, kiedy okazało się, że dr George Fisher, rezydent wywiadu niemieckiego w Damaszku i jednocześnie agent Mossadu, rzeczywiście nazywał się Alois Brunner i w czasie wojny był zastępcą Adolfa Eichmanna. Fisher-Brunner uciekł po wojnie do Syrii, później przeprowadził się do Egiptu, a następnie, żeby zatrzeć ślady, powrócił do Damaszku, gdzie do końca korzystał z osobistej opieki prezydenta Syrii Hafeza Asada. Mossad publicznie ujawnił prawdziwą tożsamość agenta i przez wiele lat Izrael domagał się jego ekstradycji, chcąc postawić zbrodniarza przed sądem, podobnie jak to było w wypadku Eichmanna.
Ratowanie cichego frontu
Na początku lat 70. doszło do zgrzytów w kontaktach z izraelskim wywiadem. Gerhard Kessel, następca Gehlena, zaniedbywał cichy front na Bliskim Wschodzie, kierując całą swoją energię na NRD oraz środkową i wschodnią Europę. Kiedy podczas olimpiady w 1972 r. doszło do masakry sportowców izraelskich, do Monachium przyjechał szef Mossadu Icchak Szamir. Kessel miał dla niego tylko pół godziny i na miejscu odrzucił pomysł w sprawie wprowadzenia do akcji izraelskich komandosów.
Sytuację postanowił uratować Dawid Kimchi, zastępca szefa Mossadu. Wznowiono okresowe spotkania robocze na najwyższym szczeblu. "Kimchi znał lepiej wywiad niemiecki od Niemców" - piszą Peter i Michael Mźllerowie w książce "Historia nieczystych spraw". Głównie dzięki niemu stosunki między wywiadami obu państw ponownie powróciły do okresu "wczesnej intymności". Po upadku muru berlińskiego Niemcy przesłali do Izraela czołgi i artylerię, które były na wyposażeniu nie istniejącej już NRD. Według nie potwierdzonych informacji, cały ten sprzęt został przekazany później "przyjaciołom Izraela" za granicą.
Strzał w dziesiątkę
Ścisła współpraca wywiadowcza z Mossadem kilkakrotnie zobligowała rząd zachodnioniemiecki do udzielenia Izraelowi pomocy "ekstraordynarnej". Wojna Yom Kippur, która była wielkim wojskowym zwycięstwem, okazała się jednocześnie polityczną klęską Izraela. Za namową Mossadu wywiad niemiecki nawiązał bliższe stosunki z Egiptem, Jordanią, Libanem i Iranem. Nie było tajemnicą, że Mossad i wywiad niemiecki współpracowały w tym okresie ze znanym ze złej sławy Savakiem, służbą bezpieczeństwa szacha Iranu Rezy Pahlawiego. Według źródeł zagranicznych, Izrael pomagał Iranowi również za czasów Chomeiniego, gdy chodziło o wspólne akcje przeciwko Irakowi i Saddamowi Husajnowi.
Izraelscy znawcy przedmiotu nie mają wątpliwości: współpraca z wywiadem niemieckim okazała się bardzo korzystna. "To było z waszej strony mądre i odważne posunięcie. Ja nie miałem z tym żadnego problemu, ponieważ nie interesował mnie Bliski Wschód" - opowiadał prasie izraelskiej jeden z szefów Stasi Markus Wolf.
Z wroga - przyjaciel
Egipt właśnie znacjonalizował Kanał Sueski i już za chwilę miała wybuchnąć kolejna wojna z Izraelem. Wywiad młodego państwa żydowskiego otrzymywał tylko śladowe informacje o tym, co się działo w świecie arabskim. Amerykanie chcieli być neutralni i nie palili się do współpracy z Izraelem. Niemcy - to był pomysł!
Jeden z najbardziej kontrowersyjnych rozdziałów w historii stosunków izraelsko-niemieckich dotyczy właśnie współpracy wywiadowczej między obydwoma państwami. W nowej książce na ten temat "Wróg czy przyjaciel" (wkrótce ukaże się na półkach księgarskich) izraelski historyk i publicysta Abraham Lustig podkreśla, że Izraelczycy korzystający z "usług" niemieckich agentów z problematyczną przeszłością mieli opory i moralne dylematy. "Było nam wszystkim bardzo ciężko - wspomina były funkcjonariusz Mossadu Yosi Buchwad. - Niektórzy moi koledzy skończyli w szpitalach psychiatrycznych, wielu nie wytrzymywało napięcia, ale ci, którzy zostali, byli przekonani, że tak trzeba".
Gra była bowiem warta świeczki. Agenci niemieccy, zadomowieni na Bliskim Wschodzie, mieli doskonałe układy z miejscowymi elitami arabskimi. Nie brakowało w tym towarzystwie byłych prominentów III Rzeszy, kadrowych pracowników wywiadu, zbrodniarzy wojennych. Kanclerz Niemiec Zachodnich Konrad Adenauer, chcąc pomóc Izraelowi, polecił Gehlenowi, by szczególnie cennych agentów przekazał do dyspozycji Mossadu. Początkowo Izraelczycy nie chcieli mieć z tym nic wspólnego. Dopiero po jakimś czasie, nie mając prawie innego wyjścia, Żydzi podjęli współpracę.
Niemcom z kolei bardzo zależało na izraelskich kontaktach w Europie Wschodniej, ale współpraca na tym odcinku była marginesowa. W zamian za usługi wywiadowcze Izrael przekazywał Niemcom nowoczesną broń radziecką. "Była to dla nas sowita zapłata" - opowiadał Gehlen po latach w rozmowie z dziennikarzami izraelskimi.
Rzekomy nazista
W 1954 r. prezydent Egiptu Gamal Abdel Naser postanowił zmodernizować egipski wywiad wojskowy. Zwrócił się o pomoc do CIA, ale Amerykanie mieli inne plany i poradzili mu, by dogadał się z wywiadem zachodnioniemieckim. Pomysł okazał się dobry: już wkrótce na małym lotnisku wojskowym na pustyni Synaj wylądowało kilkudziesięciu dżentelmenów, wśród których większość stanowili byli specjaliści z SS i Abwehry. W gronie nowych "doradców" Nasera szczególnie wyróżniał się dwumetrowy Wolfgang Lutz, o którym mówiono, że znał osobiście Heinricha Himmlera.
Rzekomy nazista był w rzeczywistości Izraelczykiem i nazywał się Zeew Gur Arie. Urodził się w Niemczech i po dojściu Hitlera do władzy uciekł z rodzicami do Palestyny. Miał aryjską urodę i mówił po niemiecku z wyraźnym berlińskim akcentem, reszta legendy została starannie dorobiona przez wywiad niemiecki i izraelski. Mimo że dokumenty z tamtego okresu nie zostały jeszcze odtajnione, nie ulega wątpliwości, że Lutz był jednym z najważniejszych szpiegów izraelskich. Najprawdopodobniej to właśnie on odegrał decydującą rolę w ujawnieniu i storpedowaniu egipskich planów rakietowych.
Lutz został aresztowany w niejasnych okolicznościach i skazany na karę śmierci. Uniknął stryczka dzięki temu, że nie był obrzezany. Egipcjanie wiedzieli wprawdzie, że pracował dla Mossadu, ale nie wiedzieli, że jest Żydem. Po wojnie sześciodniowej został wymieniony na kilka tysięcy jeńców egipskich i powrócił do Izraela. Zmarł w Tel Awiwie kilka lat temu.
Początkowo współpraca z Niemcami układała się dobrze. Skandal wybuchł, kiedy okazało się, że dr George Fisher, rezydent wywiadu niemieckiego w Damaszku i jednocześnie agent Mossadu, rzeczywiście nazywał się Alois Brunner i w czasie wojny był zastępcą Adolfa Eichmanna. Fisher-Brunner uciekł po wojnie do Syrii, później przeprowadził się do Egiptu, a następnie, żeby zatrzeć ślady, powrócił do Damaszku, gdzie do końca korzystał z osobistej opieki prezydenta Syrii Hafeza Asada. Mossad publicznie ujawnił prawdziwą tożsamość agenta i przez wiele lat Izrael domagał się jego ekstradycji, chcąc postawić zbrodniarza przed sądem, podobnie jak to było w wypadku Eichmanna.
Ratowanie cichego frontu
Na początku lat 70. doszło do zgrzytów w kontaktach z izraelskim wywiadem. Gerhard Kessel, następca Gehlena, zaniedbywał cichy front na Bliskim Wschodzie, kierując całą swoją energię na NRD oraz środkową i wschodnią Europę. Kiedy podczas olimpiady w 1972 r. doszło do masakry sportowców izraelskich, do Monachium przyjechał szef Mossadu Icchak Szamir. Kessel miał dla niego tylko pół godziny i na miejscu odrzucił pomysł w sprawie wprowadzenia do akcji izraelskich komandosów.
Sytuację postanowił uratować Dawid Kimchi, zastępca szefa Mossadu. Wznowiono okresowe spotkania robocze na najwyższym szczeblu. "Kimchi znał lepiej wywiad niemiecki od Niemców" - piszą Peter i Michael Mźllerowie w książce "Historia nieczystych spraw". Głównie dzięki niemu stosunki między wywiadami obu państw ponownie powróciły do okresu "wczesnej intymności". Po upadku muru berlińskiego Niemcy przesłali do Izraela czołgi i artylerię, które były na wyposażeniu nie istniejącej już NRD. Według nie potwierdzonych informacji, cały ten sprzęt został przekazany później "przyjaciołom Izraela" za granicą.
Strzał w dziesiątkę
Ścisła współpraca wywiadowcza z Mossadem kilkakrotnie zobligowała rząd zachodnioniemiecki do udzielenia Izraelowi pomocy "ekstraordynarnej". Wojna Yom Kippur, która była wielkim wojskowym zwycięstwem, okazała się jednocześnie polityczną klęską Izraela. Za namową Mossadu wywiad niemiecki nawiązał bliższe stosunki z Egiptem, Jordanią, Libanem i Iranem. Nie było tajemnicą, że Mossad i wywiad niemiecki współpracowały w tym okresie ze znanym ze złej sławy Savakiem, służbą bezpieczeństwa szacha Iranu Rezy Pahlawiego. Według źródeł zagranicznych, Izrael pomagał Iranowi również za czasów Chomeiniego, gdy chodziło o wspólne akcje przeciwko Irakowi i Saddamowi Husajnowi.
Izraelscy znawcy przedmiotu nie mają wątpliwości: współpraca z wywiadem niemieckim okazała się bardzo korzystna. "To było z waszej strony mądre i odważne posunięcie. Ja nie miałem z tym żadnego problemu, ponieważ nie interesował mnie Bliski Wschód" - opowiadał prasie izraelskiej jeden z szefów Stasi Markus Wolf.
ANTYTERRORYSTA WOLF |
---|
Markus Wolf, legendarny szef wywiadu NRD, po obaleniu muru berlińskiego szukał schronienia w Izraelu. Miał nadzieję, że dzięki protekcji "wpływowych przyjaciół" dostanie azyl polityczny. Gdy wyjaśniono mu, że nie ma na to szans, powołał się na swoje żydowskie pochodzenie i wystąpił o wizę emigracyjną. Przez kilka tygodni w Jerozolimie czekano na nowego emigranta, ale w ostatniej chwili Wolf zmienił plany. - Obawiałem się, że Izraelczycy zechcą mnie wydać Amerykanom - powie po latach. Markus Wolf postanowił przeczekać burzę w Moskwie. Potem powrócił do Berlina. Kilkakrotnie stawał przed sądem, ale zawsze wychodził obronną ręką. Po raz pierwszy przyjechał do Izraela w 1997 r. w związku z hebrajskim wydaniem jego książki "Człowiek bez twarzy". Spotkał się wtedy z dyrektorem Mossadu Szabtajem Szawitem, szefem służby bezpieczeństwa Jakowem Peerim i wyższymi oficerami wywiadu wojskowego. Izraelczycy byli zachwyceni możliwością spotkania ze słynnym przeciwnikiem z okresu zimnej wojny. Gość zapewniał ich jednak, że nigdy nie działał przeciwko Izraelowi. "To nie była moja działka. Nie chciałem mieć nic wspólnego z terrorystami palestyńskimi - mówił niedawno w wywiadzie dla telawiwskiego dziennika >>Haaretz<<. - Wiedziałem, że do Berlina przyjeżdżają ciągle Abu Nidal i Carlos. Opiekował się nimi departament Stasi. Radziłem kolegom, żeby zerwali z nimi kontakt, ale Honecker miał bzika na punkcie międzynarodowych rewolucjonistów". Wolf opowiedział też, że we wschodnim Berlinie mieszkał dr Wadija Chadad, jeden z szefów Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny. W połowie lat 80. zmarł on na leukemię. W branży rozeszły się pogłoski, że został otruty przez Stasi. "A myśmy myśleli, że była to robota Mossadu" - mówi z uśmiechem Markus Wolf. |
Więcej możesz przeczytać w 46/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.