Intelektualiści są na ogół nieudacznikami w praktycznym działaniu i mogą jedynie walczyć słowem
Dlaczego większość intelektualistów lokuje swoje serce po lewej, socjalistycznej stronie (nawet jeśli często swój portfel ma po prawej stronie - kapitalistycznej, rzecz jasna)? Przecież socjalizm, obojętnie - narodowy czy międzynarodowy, był w XX wieku źródłem najstraszliwszych cierpień, pochłaniając 100 mln ludzkich istnień oraz, dodajmy, demoralizując znaczną część ludzkości. A przecież mimo to i dzisiaj znajdują się oni w pierwszym szeregu krytyków kapitalizmu. I nawet jeśli dziś trudniej się zachwycać przykładami socjalistycznego sukcesu, nadal tęsknią za braterstwem, solidarnością, równością i innymi utopiami poprzednich stuleci (których próba zastosowania w praktyce zawsze kończy się katastrofą).
Chaos intelektualny
W literaturze przedmiotu najpopularniejsze są trzy rodzaje wyjaśnień. Każde z nich zawiera w sobie ziarno prawdy, choć nie wszystkie mają jednakową siłę przekonywania. Czysto ekonomiczną interpretację znajdujemy u klasyka liberalizmu Ludwiga von Misesa. Intelektualiści wybierają socjalizm, gdyż uważają, że w tym systemie będzie im lepiej niż w kapitalizmie. Nie musi to być wyłącznie lepsza pozycja materialna. Uważają, że w socjalizmie będą mieć wyższą pozycję społeczną jako ważni piewcy dokonujących się przekształceń.
Tymczasem w kapitalizmie ich pozycja zależy nie od uznania nielicznych rządzących, lecz od rzeszy konsumentów kultury, którzy na przykład kupią książkę lub nie kupią książki danego autora. Dlatego w przeszłości wielu pisarzy wolało na przykład wydeptywać ścieżki w wydziale kultury KC kompartii, niż poddać się ocenie rynku. Pamiętajmy, że rynek daje szanse, ale też wybiera. Jak w znanym amerykańskim dowcipie rysunkowym, gdzie psychoanalityk mówi do leżącego na kozetce pacjenta: "Nie widzę u pana żadnego kompleksu niższości. Pan jest po prostu gorszy". Który intelektualista zniesie taką kwalifikację? Raczej odwróci się od rynku i zacznie być jego najsurowszym krytykiem.
Konserwatywny politolog Bertrand de Jouvenel twierdził, że - kontynuując powyższy tok rozumowania - intelektualista ma kompleks wyższości i bynajmniej nie chce pisać tego, czego oczekują od niego czytelnicy. Intelektualiści odrzucają prawo podaży i popytu. Są ponad masą potencjalnych czytelników, dlatego w totalitarnej wersji socjalizmu znajdują czytelników wymuszonych, na przykład decyzją włączenia ich książek do szkolnej literatury obowiązkowej lub - w nauce - decyzją uznającą ich poglądy za obowiązkową interpretację w danej dziedzinie.
Wreszcie inny liberał, noblista Friedrich von Hayek, szuka przyczyn w mentalności postoświeceniowego intelektualisty wierzącego w siłę rozumu i odrzucającego spontaniczność procesów rozwojowych. Intelektualiści rozumieją i akceptują to, co zostało dobrze, ich zdaniem, zaplanowane przez ludzki rozum. Dlatego socjalistyczna gospodarka planowa wydaje im się intuicyjnie sensowna (nawet jeśli w rzeczywistości nie jest). Natomiast spontaniczne procesy rynkowe w kapitalizmie z jego setkami tysięcy czy wręcz milionami podmiotów kształtujących popyt, podaż i cenę wydają się chaosem (nawet jeśli są najskuteczniejszym procesem równoważącym gospodarkę!).
Od Misesa do Jouvenela
Spróbujmy odpowiedzieć na postawione pytanie o wybór między kapitalizmem a socjalizmem na konkretnym przykładzie, o którym dyskutowano m.in. na kongresie Mont Pelerin Society w Reykjaviku. Przedstawiony tam życiorys literackiego noblisty Halldora Laxnessa odpowiada - jak twierdził referent prof. Gissurarsson - na nurtujące nas tutaj pytanie. Otóż Laxness w młodości, w latach 20., odbył podróż do USA, gdzie chciał sam kręcić filmy na podstawie własnych, mało znanych zresztą, powieści. W Hollywood został przez biznes odrzucony i w następstwie sam odrzucił kapitalizm. Napisał kiepską kolekcję esejów społecznych "The Book of People" ("Księga ludu"), w których opowiedział się za typowymi rozwiązaniami totalitarnymi: "ślepe siły rynkowe" muszą zostać zastąpione przez centralne planowanie; doskonalenie człowieka jest możliwe; religia to opium dla ludu itp. Oczywiście, doskonalenie człowieka należało zaczynać wcześnie i dlatego dzieci powinny być odbierane rodzicom i umieszczane obowiązkowo w przedszkolach - znak firmowy wszystkich zwolenników totalitaryzmu, zaczynając od Platona. W takim społeczeństwie żadne "ślepe siły rynku" nie odrzuciłyby, rzecz jasna, znakomitych powieści Laxnessa opowiadającego się tak jednoznacznie za świetlaną przyszłością. Jego pozycja byłaby zapewniona. Mamy więc tutaj wyjaśnienie przedstawione w ekonomicznych kategoriach von Misesa.
Przedstawione cytaty z Laxnessa sugerują jednak, że de Jouvenel miał także rację, pisząc o poczuciu wyższości i "byciu ponad tłumem" intelektualisty. Tak oto pisał bowiem Laxness: "Nie mam wielkiej skłonności do zachowywania się zgodnie z życzeniami i gustami publiczności. Czuję, że moje powołanie jako pisarza jest zbyt ważneÉ Pisarz jest prorokiem swoich czasów, którego obowiązkiem jest przemawianie do mas (...). A czymże są masy, jeśli nie gliną w rękach wyższych umysłów. Nie są niczym innym jak tylko surowcem, a w najlepszym razie narzędziem służącym wykuwaniu wydarzeń o światowym znaczeniu".
Zauważmy, że to, co pisał w latach 20. późniejszy zdeklarowany komunista, niewiele różni się od tego, co pisał w tym samym mniej więcej czasie o roli mas Adolf Hitler (masy jako nawóz historii). Hannah Arendt słusznie zwracała uwagę na identyczność totalitaryzmów, niezależnie od ich koloru. Instrumentalne traktowanie człowieka to jeszcze jedna "cecha firmowa".
Chimera i wielkie kłamstwo
Wreszcie zwrócimy uwagę na jeszcze jeden aspekt wyborów dokonywanych przez intelektualistów, mianowicie przemożną chęć działania. Intelektualiści są na ogół nieudacznikami w praktycznym działaniu i mogą jedynie walczyć słowem. Tymczasem w warunkach liberalnej demokracji i kapitalistycznego rynku nie potrzeba ani wielkich czynów, ani wielkich słów. Trzeba dbać o sprawne funkcjonowanie instytucji; wszelkie rewolucje, burzenie starego i tworzenie nowego, są z reguły szkodliwe. Dlatego potrzeba uczestnictwa w wielkich czynach (choćby nie wiem jak szkodliwych!) pcha intelektualistów do pogoni za chimerą, czyli w stronę socjalizmu, który zapowiada epokowe zmiany. Zaspokaja to ambicję wspierania słowem wielkich czynów - czy to burzących coś zastanego, czy to tworzących nowe.
Laxness w swym zarozumialstwie intelektualisty potrzebował właśnie świadomości, że oto pomaga w tworzeniu nowego: nowego ustroju, nowego społeczeństwa, nowego człowieka. I to było dla niego - jak i dla wielu innych - ważniejsze niż prawda. Gissurarsson dowodził bowiem, że Laxness doskonale znał faktyczną sytuację w Sowietach lat 30. i późniejszych ubiegłego wieku. A jednak bronił zajadle wszystkiego: zaprzeczał istnieniu klęski głodu na Ukrainie, bronił procesów moskiewskich, a później paktu Ribbentrop - Mołotow, napaści sowieckiej na Polskę, a potem na Finlandię itd. Oczywiście wolał mieszkać Zachodzie i korzystać z jego zamożności i wolności. Podobnie jak znany marksistowski ekonomista z USA Paul Baran, który zwykł był mawiać po powrocie z Sowietów, że osiągnięcia "Kraju Rad" najlepiej doceniać z perspektywy Ameryki
Za cenę wielkiego kłamstwa i tysięcy małych kłamstw Laxness i laxnessopodobni intelektualiści zaspokajali i zaspokajają swoją próżność, iluzję twórczego uczestnictwa w "rewolucyjnych przemianach". Ale najlepiej im się układa ich życie, jeśli nie są zmuszeni do bezpośredniego uczestnictwa w tych przemianach. Konsekwencje bezpośredniego uczestnictwa ponoszą miliony tych, którzy - według Laxnessa - są "gliną w rękach wyższych umysłów"
Chaos intelektualny
W literaturze przedmiotu najpopularniejsze są trzy rodzaje wyjaśnień. Każde z nich zawiera w sobie ziarno prawdy, choć nie wszystkie mają jednakową siłę przekonywania. Czysto ekonomiczną interpretację znajdujemy u klasyka liberalizmu Ludwiga von Misesa. Intelektualiści wybierają socjalizm, gdyż uważają, że w tym systemie będzie im lepiej niż w kapitalizmie. Nie musi to być wyłącznie lepsza pozycja materialna. Uważają, że w socjalizmie będą mieć wyższą pozycję społeczną jako ważni piewcy dokonujących się przekształceń.
Tymczasem w kapitalizmie ich pozycja zależy nie od uznania nielicznych rządzących, lecz od rzeszy konsumentów kultury, którzy na przykład kupią książkę lub nie kupią książki danego autora. Dlatego w przeszłości wielu pisarzy wolało na przykład wydeptywać ścieżki w wydziale kultury KC kompartii, niż poddać się ocenie rynku. Pamiętajmy, że rynek daje szanse, ale też wybiera. Jak w znanym amerykańskim dowcipie rysunkowym, gdzie psychoanalityk mówi do leżącego na kozetce pacjenta: "Nie widzę u pana żadnego kompleksu niższości. Pan jest po prostu gorszy". Który intelektualista zniesie taką kwalifikację? Raczej odwróci się od rynku i zacznie być jego najsurowszym krytykiem.
Konserwatywny politolog Bertrand de Jouvenel twierdził, że - kontynuując powyższy tok rozumowania - intelektualista ma kompleks wyższości i bynajmniej nie chce pisać tego, czego oczekują od niego czytelnicy. Intelektualiści odrzucają prawo podaży i popytu. Są ponad masą potencjalnych czytelników, dlatego w totalitarnej wersji socjalizmu znajdują czytelników wymuszonych, na przykład decyzją włączenia ich książek do szkolnej literatury obowiązkowej lub - w nauce - decyzją uznającą ich poglądy za obowiązkową interpretację w danej dziedzinie.
Wreszcie inny liberał, noblista Friedrich von Hayek, szuka przyczyn w mentalności postoświeceniowego intelektualisty wierzącego w siłę rozumu i odrzucającego spontaniczność procesów rozwojowych. Intelektualiści rozumieją i akceptują to, co zostało dobrze, ich zdaniem, zaplanowane przez ludzki rozum. Dlatego socjalistyczna gospodarka planowa wydaje im się intuicyjnie sensowna (nawet jeśli w rzeczywistości nie jest). Natomiast spontaniczne procesy rynkowe w kapitalizmie z jego setkami tysięcy czy wręcz milionami podmiotów kształtujących popyt, podaż i cenę wydają się chaosem (nawet jeśli są najskuteczniejszym procesem równoważącym gospodarkę!).
Od Misesa do Jouvenela
Spróbujmy odpowiedzieć na postawione pytanie o wybór między kapitalizmem a socjalizmem na konkretnym przykładzie, o którym dyskutowano m.in. na kongresie Mont Pelerin Society w Reykjaviku. Przedstawiony tam życiorys literackiego noblisty Halldora Laxnessa odpowiada - jak twierdził referent prof. Gissurarsson - na nurtujące nas tutaj pytanie. Otóż Laxness w młodości, w latach 20., odbył podróż do USA, gdzie chciał sam kręcić filmy na podstawie własnych, mało znanych zresztą, powieści. W Hollywood został przez biznes odrzucony i w następstwie sam odrzucił kapitalizm. Napisał kiepską kolekcję esejów społecznych "The Book of People" ("Księga ludu"), w których opowiedział się za typowymi rozwiązaniami totalitarnymi: "ślepe siły rynkowe" muszą zostać zastąpione przez centralne planowanie; doskonalenie człowieka jest możliwe; religia to opium dla ludu itp. Oczywiście, doskonalenie człowieka należało zaczynać wcześnie i dlatego dzieci powinny być odbierane rodzicom i umieszczane obowiązkowo w przedszkolach - znak firmowy wszystkich zwolenników totalitaryzmu, zaczynając od Platona. W takim społeczeństwie żadne "ślepe siły rynku" nie odrzuciłyby, rzecz jasna, znakomitych powieści Laxnessa opowiadającego się tak jednoznacznie za świetlaną przyszłością. Jego pozycja byłaby zapewniona. Mamy więc tutaj wyjaśnienie przedstawione w ekonomicznych kategoriach von Misesa.
Przedstawione cytaty z Laxnessa sugerują jednak, że de Jouvenel miał także rację, pisząc o poczuciu wyższości i "byciu ponad tłumem" intelektualisty. Tak oto pisał bowiem Laxness: "Nie mam wielkiej skłonności do zachowywania się zgodnie z życzeniami i gustami publiczności. Czuję, że moje powołanie jako pisarza jest zbyt ważneÉ Pisarz jest prorokiem swoich czasów, którego obowiązkiem jest przemawianie do mas (...). A czymże są masy, jeśli nie gliną w rękach wyższych umysłów. Nie są niczym innym jak tylko surowcem, a w najlepszym razie narzędziem służącym wykuwaniu wydarzeń o światowym znaczeniu".
Zauważmy, że to, co pisał w latach 20. późniejszy zdeklarowany komunista, niewiele różni się od tego, co pisał w tym samym mniej więcej czasie o roli mas Adolf Hitler (masy jako nawóz historii). Hannah Arendt słusznie zwracała uwagę na identyczność totalitaryzmów, niezależnie od ich koloru. Instrumentalne traktowanie człowieka to jeszcze jedna "cecha firmowa".
Chimera i wielkie kłamstwo
Wreszcie zwrócimy uwagę na jeszcze jeden aspekt wyborów dokonywanych przez intelektualistów, mianowicie przemożną chęć działania. Intelektualiści są na ogół nieudacznikami w praktycznym działaniu i mogą jedynie walczyć słowem. Tymczasem w warunkach liberalnej demokracji i kapitalistycznego rynku nie potrzeba ani wielkich czynów, ani wielkich słów. Trzeba dbać o sprawne funkcjonowanie instytucji; wszelkie rewolucje, burzenie starego i tworzenie nowego, są z reguły szkodliwe. Dlatego potrzeba uczestnictwa w wielkich czynach (choćby nie wiem jak szkodliwych!) pcha intelektualistów do pogoni za chimerą, czyli w stronę socjalizmu, który zapowiada epokowe zmiany. Zaspokaja to ambicję wspierania słowem wielkich czynów - czy to burzących coś zastanego, czy to tworzących nowe.
Laxness w swym zarozumialstwie intelektualisty potrzebował właśnie świadomości, że oto pomaga w tworzeniu nowego: nowego ustroju, nowego społeczeństwa, nowego człowieka. I to było dla niego - jak i dla wielu innych - ważniejsze niż prawda. Gissurarsson dowodził bowiem, że Laxness doskonale znał faktyczną sytuację w Sowietach lat 30. i późniejszych ubiegłego wieku. A jednak bronił zajadle wszystkiego: zaprzeczał istnieniu klęski głodu na Ukrainie, bronił procesów moskiewskich, a później paktu Ribbentrop - Mołotow, napaści sowieckiej na Polskę, a potem na Finlandię itd. Oczywiście wolał mieszkać Zachodzie i korzystać z jego zamożności i wolności. Podobnie jak znany marksistowski ekonomista z USA Paul Baran, który zwykł był mawiać po powrocie z Sowietów, że osiągnięcia "Kraju Rad" najlepiej doceniać z perspektywy Ameryki
Za cenę wielkiego kłamstwa i tysięcy małych kłamstw Laxness i laxnessopodobni intelektualiści zaspokajali i zaspokajają swoją próżność, iluzję twórczego uczestnictwa w "rewolucyjnych przemianach". Ale najlepiej im się układa ich życie, jeśli nie są zmuszeni do bezpośredniego uczestnictwa w tych przemianach. Konsekwencje bezpośredniego uczestnictwa ponoszą miliony tych, którzy - według Laxnessa - są "gliną w rękach wyższych umysłów"
Więcej możesz przeczytać w 46/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.