UNIWERSYTET ZAMKNIĘTY
Po przeczytaniu artykułu "Uniwersytet zamknięty" (nr 40) zastanawiam się, czy aby na pewno żyjemy w tej samej rzeczywistości. Od kiedy to w naszym kraju ludzie najlepiej wykształceni najlepiej zarabiają i od kiedy stać ich na to, na co stać przeciętnego sklepikarza z miasteczka?
Ja i mój mąż dostaliśmy się na dzienne studia w pierwszym terminie, i to mimo że szkoły ukończyliśmy w małym mieście. Wystarczyły nam zdolności i dobrzy nauczyciele. Na studia dzienne dostają się ludzie najlepiej wykształceni i najzdolniejsi. (Ci, którzy się nie uczą wystarczająco dobrze, idą na uczelnie bez egzaminów, czyli płatne). Jest to swego rodzaju promocja wręcz konieczna, gdyż jestem pewna, że moich rodziców ani rodziców moich kolegów nie byłoby stać na to, by płacić czesne za studia, bo masę pieniędzy kosztowały książki i utrzymanie w wielkim mieście. Jeśli proponujecie wprowadzenie opłaty za studia, to najpierw trzeba doprowadzić do takiej sytuacji jak w USA, gdzie człowiek z wyższym wykształceniem zarabia tyle, że stać go na opłacenie nauki dzieci. Ja z dwoma specjalizacjami i doktoratem i mój mąż, wykładowca wyższej uczelni, nie możemy sobie pozwolić nawet na prywatne lekcje angielskiego dla naszych dzieci, a co dopiero mówić o prywatnej szkole. Na szczęście, nasze dzieci są na tyle zdolne, że dostaną się na bezpłatne studia dzienne.
AGNIESZKA ZEGADŁO-MYLIK
Po przeczytaniu artykułu "Uniwersytet zamknięty" (nr 40) zastanawiam się, czy aby na pewno żyjemy w tej samej rzeczywistości. Od kiedy to w naszym kraju ludzie najlepiej wykształceni najlepiej zarabiają i od kiedy stać ich na to, na co stać przeciętnego sklepikarza z miasteczka?
Ja i mój mąż dostaliśmy się na dzienne studia w pierwszym terminie, i to mimo że szkoły ukończyliśmy w małym mieście. Wystarczyły nam zdolności i dobrzy nauczyciele. Na studia dzienne dostają się ludzie najlepiej wykształceni i najzdolniejsi. (Ci, którzy się nie uczą wystarczająco dobrze, idą na uczelnie bez egzaminów, czyli płatne). Jest to swego rodzaju promocja wręcz konieczna, gdyż jestem pewna, że moich rodziców ani rodziców moich kolegów nie byłoby stać na to, by płacić czesne za studia, bo masę pieniędzy kosztowały książki i utrzymanie w wielkim mieście. Jeśli proponujecie wprowadzenie opłaty za studia, to najpierw trzeba doprowadzić do takiej sytuacji jak w USA, gdzie człowiek z wyższym wykształceniem zarabia tyle, że stać go na opłacenie nauki dzieci. Ja z dwoma specjalizacjami i doktoratem i mój mąż, wykładowca wyższej uczelni, nie możemy sobie pozwolić nawet na prywatne lekcje angielskiego dla naszych dzieci, a co dopiero mówić o prywatnej szkole. Na szczęście, nasze dzieci są na tyle zdolne, że dostaną się na bezpłatne studia dzienne.
AGNIESZKA ZEGADŁO-MYLIK
Więcej możesz przeczytać w 46/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.