Wywiad Rosji zgasił ostatnie ogniska kolorowych rewolucji
Miało być demokratyczne tsunami, a wyszło lekkie przetasowanie. Miał być koniec środkowoazjatyckich satrapów, a w rzeczywistości watażkowie się umocnili. "Pomarańczowa" (ukraińska) i "różana" (gruzińska) były ostatnimi kolorowymi rewolucjami w dawnym sowieckim imperium. Późniejsza marcowa "rewolucja tulipanów" (kirgiska) nie była nawet rewolucją. Wszystko zahamował prezydent Putin i tajne służby Rosji.
Pod okiem Kremla
W wielkiej tajemnicy 16 października na lotnisku w Baku wylądował generał-pułkownik Władimir Ruszajło, sekretarz wykonawczy Wspólnoty Niepodległych Państw. Wraz z nim z samolotu wysiadło kilkudziesięciu oficerów rosyjskiego wywiadu. Mieli stworzyć zespół, który kilka dni później namierzył spiskowców przygotowujących zamach stanu w Azerbejdżanie. Już 17 października doszło do pierwszych aresztowań. Za kraty trafili najwięksi azerscy oligarchowie, którzy wpływy i pieniądze zdobyli za czasów byłego prezydenta Hajdara Alijewa. Teraz mieli przygotowywać pałacowy przewrót przeciw synowi Hajdara, Ilhamowi. Dwa dni później w Baku wylądował gen. Siergiej Lebiediew, szef rosyjskiego wywiadu zagranicznego i kolega Putina z czasów wspólnej służby w KGB w Niemczech. Ta wizyta była oficjalna. Generał żartował przed kamerami, że przyjechał powspominać wielkiego Hajdara. Ilhamowi przekazał pozdrowienia od Putina. - Prezydent życzy pomyślności w wyborach. Jestem jego przyjacielem i wiem, że bardzo mu zależy na pana powodzeniu - mówił Lebiediew.
W Azerbejdżanie nie doszło do kolorowej rewolucji. Wcześniej nie doszło też do niej w Kirgizji. Tam był tylko klanowy przewrót, który zresztą trwa do dziś. We wrześniu w centrum Biszkeku od kul padł Bajaman Erkinbajew, jeden ze sponsorów "rewolucji tulipanów". Kilka dni wcześniej zwolniono Azimbeka Beknazarowa, prokuratora generalnego i przywódcę przewrotu. Po tym wydarzeniu w Aksach na południu Kirgizji (stamtąd wywodził się Beknazarow) rozpoczęły się rewolty zapowiadające kolejny marsz na stolicę. W obozach rewolucjonistów w Gruzji i na Ukrainie trwa wojna na górze. Nino Burdżanadze, sojuszniczka Michaiła Saakaszwilego i dama "rewolucji róż", stanęła przeciw prezydentowi. Na Ukrainie Julia Tymoszenko oskarżyła otoczenie Wiktora Juszczenki o korupcję, a samego szefa państwa o zdradę "pomarańczowych" ideałów.
Waśnie niedawnych rewolucjonistów uważnie obserwuje Kreml, który stara się wykorzystać każdą zmianę nastrojów. Ledwie Tymoszenko wręczono dymisję, a dostała zaproszenie na spotkanie z Putinem w jego daczy pod Moskwą, choć do niedawna była ścigana przez rosyjską prokuraturę. Ostatni atak na Saakaszwilego był inspirowany m.in. przez gruzińskiego ambasadora w Rosji. Zarzucił on swej szefowej, proprezydenckiej minister spraw zagranicznych, brak znajomości rosyjskiego. - To niewyobrażalne - mówiła Nino Burdżanadze, przewodnicząca parlamentu, była już sojuszniczka Saakaszwilego. Kiedy w Andidżanie na południu Uzbekistanu na ulice wyszli ludzie, w gabinecie Isłama Karimowa rozdzwoniły się telefony z Kremla. Putinowscy urzędnicy namawiali Karimowa, by zdusił rebelię. W interwencji, której sam dowodził, zginęło około tysiąca osób.
Azerbejdżan miał być ostatnim testem siły rewolucjonistów. Być może nadałby im nowy impet. Pół roku przed listopadowymi wyborami parlamentarnymi Baku wstrząsały protesty. Prezydentura Alijewa była słaba. Za jego plecami szykował się pałacowy przewrót. Do czasu gdy na lotnisku w Baku zaczęły lądować rosyjskie samoloty.
Pałacowe przewroty
Ilham Alijew, przywódca Azerbejdżanu, jest niemal przeciwieństwem swego ojca. Nie ma jego charyzmy, uroku ani władczości. Nie cierpi publicznych wystąpień. Nie rwie się do polityki. Lubi za to kobiety i hazard. To dlatego ojciec profilaktycznie kazał zamknąć w Baku wszystkie kasyna. W 2003 r. schorowany Hajdar namaścił Ilhama na swego następcę. W październiku Ilham wygrał wybory. Wyniki sfałszowano. Na ulicach Baku doszło do zamieszek krwawo stłumionych przez policję i wojsko. Prawdopodobnie Hajdar Alijew zmarł kilka dni wcześniej. Jego ciało przetrzymywano w USA, a wiadomość o śmierci podano dopiero w grudniu. Dzięki temu Ilham miał czas na umocnienie władzy.
Ilham nie ma intuicji swego ojca, który doskonale się orientował w pałacowym układzie sił. Za jego plecami coraz częściej dochodzi do wojen między klanami pochodzącymi z Nachiczewania oraz "Erazami", czyli erewańskimi Azerami. Silną pozycję zbudowali sobie Farhad Alijew, minister rozwoju ekonomicznego, i jego brat Rafik, szef koncernu AzPetrol. Farhad drażnił prezydenta, pokazując się na przyjęciach w pomarańczowym krawacie (kolor opozycji) i rozpuszczając plotki, że ubiega się o stanowisko premiera. Jego brat miał dość pieniędzy, by przeprowadzić przewrót. AzPetrol kontroluje 70 proc. handlu detalicznego paliwami w Azerbejdżanie, a przez spółki zależne czerpie profity z transportu ropy z Kazachstanu do Turkmenistanu. Powrót do Azerbejdżanu zapowiedział Rasul Gulijew, dawny towarzysz Hajdara Alijewa. Sondaże wskazywały, że jako lider Demokratycznej Partii Azerbejdżanu mógłby rzucić rękawicę Ilhamowi. Gulijew zapowiedział, że właśnie tak zrobi.
Rasul Gulijew nie doleciał do Baku.
17 października samolot z politykiem na pokładzie nie dostał pozwolenia na lądowanie w Baku. Farhard i Rafik Alijewowie już siedzieli w areszcie. Razem z nimi aresztowano innych wysokich urzędników. Ton wyborom nadawał już Władimir Ruszajło.
W dniu wyborów Ruszajło także był w Baku, tyle że jako szef rosyjskich obserwatorów. Rządząca partia Nowy Azerbejdżan zdobyła 63 miejsca, a kandydaci opozycji - 12. 50 mandatów rozdzielą między siebie kandydaci niezależni (wielu z nich popiera partię rządzącą). OBWE orzekła, że wybory w Azerbejdżanie nie spełniły demokratycznych standardów. Na oskarżenia odpowiedział Siergiej Ławrow, szef rosyjskieego MSZ: "Jeśli w Azerbejdżanie dojdzie do destabilizacji, winna będzie OBWE". Szumnie zapowiadana manifestacja opozycji ograniczyła się do trzygodzinnego marszu na przedmieściach Baku.
Rosyjscy doradcy już przygotowują się do kolejnej misji. W grudniu będą wybory w Kazachstanie. Największe szanse na zwycięstwo ma córka prezydenta Nursułtana Nazarbajewa, Daridze. Rewolucji - ani kolorowej, ani żadnej innej - nie będzie. To znak, że Moskwa odzyskuje wpływy.
Pod okiem Kremla
W wielkiej tajemnicy 16 października na lotnisku w Baku wylądował generał-pułkownik Władimir Ruszajło, sekretarz wykonawczy Wspólnoty Niepodległych Państw. Wraz z nim z samolotu wysiadło kilkudziesięciu oficerów rosyjskiego wywiadu. Mieli stworzyć zespół, który kilka dni później namierzył spiskowców przygotowujących zamach stanu w Azerbejdżanie. Już 17 października doszło do pierwszych aresztowań. Za kraty trafili najwięksi azerscy oligarchowie, którzy wpływy i pieniądze zdobyli za czasów byłego prezydenta Hajdara Alijewa. Teraz mieli przygotowywać pałacowy przewrót przeciw synowi Hajdara, Ilhamowi. Dwa dni później w Baku wylądował gen. Siergiej Lebiediew, szef rosyjskiego wywiadu zagranicznego i kolega Putina z czasów wspólnej służby w KGB w Niemczech. Ta wizyta była oficjalna. Generał żartował przed kamerami, że przyjechał powspominać wielkiego Hajdara. Ilhamowi przekazał pozdrowienia od Putina. - Prezydent życzy pomyślności w wyborach. Jestem jego przyjacielem i wiem, że bardzo mu zależy na pana powodzeniu - mówił Lebiediew.
W Azerbejdżanie nie doszło do kolorowej rewolucji. Wcześniej nie doszło też do niej w Kirgizji. Tam był tylko klanowy przewrót, który zresztą trwa do dziś. We wrześniu w centrum Biszkeku od kul padł Bajaman Erkinbajew, jeden ze sponsorów "rewolucji tulipanów". Kilka dni wcześniej zwolniono Azimbeka Beknazarowa, prokuratora generalnego i przywódcę przewrotu. Po tym wydarzeniu w Aksach na południu Kirgizji (stamtąd wywodził się Beknazarow) rozpoczęły się rewolty zapowiadające kolejny marsz na stolicę. W obozach rewolucjonistów w Gruzji i na Ukrainie trwa wojna na górze. Nino Burdżanadze, sojuszniczka Michaiła Saakaszwilego i dama "rewolucji róż", stanęła przeciw prezydentowi. Na Ukrainie Julia Tymoszenko oskarżyła otoczenie Wiktora Juszczenki o korupcję, a samego szefa państwa o zdradę "pomarańczowych" ideałów.
Waśnie niedawnych rewolucjonistów uważnie obserwuje Kreml, który stara się wykorzystać każdą zmianę nastrojów. Ledwie Tymoszenko wręczono dymisję, a dostała zaproszenie na spotkanie z Putinem w jego daczy pod Moskwą, choć do niedawna była ścigana przez rosyjską prokuraturę. Ostatni atak na Saakaszwilego był inspirowany m.in. przez gruzińskiego ambasadora w Rosji. Zarzucił on swej szefowej, proprezydenckiej minister spraw zagranicznych, brak znajomości rosyjskiego. - To niewyobrażalne - mówiła Nino Burdżanadze, przewodnicząca parlamentu, była już sojuszniczka Saakaszwilego. Kiedy w Andidżanie na południu Uzbekistanu na ulice wyszli ludzie, w gabinecie Isłama Karimowa rozdzwoniły się telefony z Kremla. Putinowscy urzędnicy namawiali Karimowa, by zdusił rebelię. W interwencji, której sam dowodził, zginęło około tysiąca osób.
Azerbejdżan miał być ostatnim testem siły rewolucjonistów. Być może nadałby im nowy impet. Pół roku przed listopadowymi wyborami parlamentarnymi Baku wstrząsały protesty. Prezydentura Alijewa była słaba. Za jego plecami szykował się pałacowy przewrót. Do czasu gdy na lotnisku w Baku zaczęły lądować rosyjskie samoloty.
Pałacowe przewroty
Ilham Alijew, przywódca Azerbejdżanu, jest niemal przeciwieństwem swego ojca. Nie ma jego charyzmy, uroku ani władczości. Nie cierpi publicznych wystąpień. Nie rwie się do polityki. Lubi za to kobiety i hazard. To dlatego ojciec profilaktycznie kazał zamknąć w Baku wszystkie kasyna. W 2003 r. schorowany Hajdar namaścił Ilhama na swego następcę. W październiku Ilham wygrał wybory. Wyniki sfałszowano. Na ulicach Baku doszło do zamieszek krwawo stłumionych przez policję i wojsko. Prawdopodobnie Hajdar Alijew zmarł kilka dni wcześniej. Jego ciało przetrzymywano w USA, a wiadomość o śmierci podano dopiero w grudniu. Dzięki temu Ilham miał czas na umocnienie władzy.
Ilham nie ma intuicji swego ojca, który doskonale się orientował w pałacowym układzie sił. Za jego plecami coraz częściej dochodzi do wojen między klanami pochodzącymi z Nachiczewania oraz "Erazami", czyli erewańskimi Azerami. Silną pozycję zbudowali sobie Farhad Alijew, minister rozwoju ekonomicznego, i jego brat Rafik, szef koncernu AzPetrol. Farhad drażnił prezydenta, pokazując się na przyjęciach w pomarańczowym krawacie (kolor opozycji) i rozpuszczając plotki, że ubiega się o stanowisko premiera. Jego brat miał dość pieniędzy, by przeprowadzić przewrót. AzPetrol kontroluje 70 proc. handlu detalicznego paliwami w Azerbejdżanie, a przez spółki zależne czerpie profity z transportu ropy z Kazachstanu do Turkmenistanu. Powrót do Azerbejdżanu zapowiedział Rasul Gulijew, dawny towarzysz Hajdara Alijewa. Sondaże wskazywały, że jako lider Demokratycznej Partii Azerbejdżanu mógłby rzucić rękawicę Ilhamowi. Gulijew zapowiedział, że właśnie tak zrobi.
Rasul Gulijew nie doleciał do Baku.
17 października samolot z politykiem na pokładzie nie dostał pozwolenia na lądowanie w Baku. Farhard i Rafik Alijewowie już siedzieli w areszcie. Razem z nimi aresztowano innych wysokich urzędników. Ton wyborom nadawał już Władimir Ruszajło.
W dniu wyborów Ruszajło także był w Baku, tyle że jako szef rosyjskich obserwatorów. Rządząca partia Nowy Azerbejdżan zdobyła 63 miejsca, a kandydaci opozycji - 12. 50 mandatów rozdzielą między siebie kandydaci niezależni (wielu z nich popiera partię rządzącą). OBWE orzekła, że wybory w Azerbejdżanie nie spełniły demokratycznych standardów. Na oskarżenia odpowiedział Siergiej Ławrow, szef rosyjskieego MSZ: "Jeśli w Azerbejdżanie dojdzie do destabilizacji, winna będzie OBWE". Szumnie zapowiadana manifestacja opozycji ograniczyła się do trzygodzinnego marszu na przedmieściach Baku.
Rosyjscy doradcy już przygotowują się do kolejnej misji. W grudniu będą wybory w Kazachstanie. Największe szanse na zwycięstwo ma córka prezydenta Nursułtana Nazarbajewa, Daridze. Rewolucji - ani kolorowej, ani żadnej innej - nie będzie. To znak, że Moskwa odzyskuje wpływy.
SŁOWNIK REWOLUCJI |
---|
"Rewolucja róż", Gruzja - w listopadzie 2003 r. po sfałszowanych wyborach parlamentarnych Michaił Saakaszwili, lider opozycji, organizując uliczne protesty, zmusza prezydenta Eduarda Szewardnadzego do ustąpienia. Saakaszwili wygrywa wybory prezydenckie, a jego partia - parlamentarne. "Pomarańczowa rewolucja", Ukraina - po sfałszowanej II turze wyborów prezydenckich w 2004 r. kandydat opozycji Wiktor Juszczenko wzywa do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Wybuchają protesty. Po kilku tygodniach nerwowych negocjacji władze ustępują. Sąd Najwyższy nakazuje powtórzyć głosowanie. Wygrywa Juszczenko. "Rewolucja tulipanów", Kirgizja - sfałszowane wybory parlamentarne w marcu 2005 r. wywołują rebelię na południu kraju. Pod hasłami "powrotu władzy w ręce ludu" Kurmanbek Bakijew, lider opozycji, przejmuje władzę. Uzbekistan - na fali protestów w sąsiednim Kirgistanie rebelia wybucha także w Andidżanie. By uniknąć rewolucji, prezydent Karimow pacyfikuje protesty. Ginie niemal 1000 osób. Azerbejdżan - opozycja zapowiada, że w razie sfałszowania wyborów parlamentarnych wyprowadzi ludzi na ulice. Prezydent Ilham Alijew nie zgadza się na powrót do kraju potencjalnego lidera przewrotu i aresztuje wysokich urzędników podejrzewanych o przygotowywanie rewolucji. Według obserwatorów, wybory nie były uczciwe, ale opozycji nie udaje się zorganizować większych protestów. |
Więcej możesz przeczytać w 46/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.