Mam dość sytuacji, w której osobiste problemy Jan Rokity stają się problemami Platformy Obywatelskiej" - mówiła niedawno na utajnionym posiedzeniu klubu PO Hanna Gronkiewicz-Waltz. Jej wystąpienie sprowokowało kilkugodzinną dyskusję nad sytuacją tego jednego z najpopularniejszych polityków platformy.
Dyskusję, po której Donald Tusk nie miał już wątpliwości: Rokita jest już w partii na tyle słaby, że bez ryzyka można się z nim pojednać.
Wbrew opiniom wielu komentatorów, pojednanie Tuska z Rokitą nie oznacza bynajmniej posunięcia się przez tego pierwszego na ławie lidera PO. Przeciwnie: to element nowej strategii szefa platformy, której celem jest zapewnienie sobie zwycięstwa w wyborach prezydenckich w 2010 r. i sukcesu w wyborach parlamentarnych, które odbędą się rok wcześniej. W ramach strategii Tusk będzie się teraz pozytywnie wypowiadał o swoich dawnych politycznych konkurentach, m.in. o Janie Rokicie i Andrzeju Olechowskim. Pozyska też dla swojej partii kilku celebrities, czego zwiastunem była niedawna gościna, jakiej klub PO użyczył popularnemu Władysławowi Bartoszewskiemu. Na jednego z liderów platformy ma też być wykreowana Julia Pitera, jedna z najzdolniejszych polityków partii, doskonale radząca sobie w mediach, a przy okazji bardzo lojalna. Wizerunkowo ma ona zająć miejsce, które kiedyś zajmowała Zyta Gilowska, a później z gorszym skutkiem Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ale ta "parada równości" polityków PO, poprzedzona medialną akcją z gatunku "Niech nas zobaczą!", nie powinna nikogo zmylić: dziś w PO nie ma dwuwładzy. Chodzi jedynie o stworzenie wrażenia, że platforma ma wielu liderów, podczas gdy w rzeczywistości niepodzielnie będzie w niej rządził Tusk i jego drużyna.
Dyspensa w Dyspensie
Pierwszym krokiem do celu przewodniczącego PO było demonstracyjne pojednanie Tuska z Rokitą, do którego doszło w sobotę 17 lutego. Wcześniej tego samego dnia, podczas posiedzenia rady krajowej partii, Tusk po tygodniach milczenia podszedł do Rokity i zaproponował mu miejsce przy prezydialnym stole. Ale gwoździem programu było spotkanie w warszawskiej restauracji Dyspensa. To tam obaj politycy przy suto zakrapianym dobrymi winami obiedzie, który ze względu na czas trwania zamienił się w kolację, wspólnie ustalili strategię powrotu Rokity do łask. Tam też zrodził się pomysł na komisję śledczą w sprawie WSI, w której Rokita jako przewodniczący miałby powtórzyć swój sukces sprzed czterech lat, kiedy w świetle kamer śledził meandry afery Rywina. W zamian zobowiązał się, że nie będzie krytykował Tuska (dzień wcześniej w wywiadzie dla "Wprost" powiedział, że przewodniczący partii otoczył się "dworem" i "podrzyna mu gardło").
Tusk przyznaje, że spotkanie zaplanował znacznie wcześniej, ale propozycję wspólnego obiadu złożył Rokicie dopiero po Radzie Krajowej PO. - To był najlepszy moment - wyjaśnia jeden z bliskich współpracowników Tuska. - Tę radę Rokita sromotnie przegrał. Najpierw niemal jednogłośnie przyjęto uchwałę, że partia odchodzi od forsowanego przez Rokitę hasła "Nicea albo śmierć", a potem, także bez głosów sprzeciwu, powierzono kierowanie pracami programowymi partii Bronisławowi Komorowskiemu. Nikt tego wprost nie powiedział, ale było to swoiste wotum nieufności wobec Janka - tłumaczy jeden z bliskich współpracowników Tuska. Inny dodaje dosadniej: "Zrozumiał, że jeśli odejdzie z partii, odejdzie sam".
A przecież jeszcze niedawno Rokita był typowany na najpoważniejszego konkurenta Tuska do przywództwa w partii. Teraz w platformie krąży żart, że ostatnim przedstawicielem frakcji Rokity w partii jest jego żona Nelly. A właściwie była, bo odeszła z partii. - Teraz nie wykluczam możliwości powrotu do Platformy Obywatelskiej - mówi "Wprost" Nelly Rokita. - Doprowadzając do rozmów z moim mężem, Donald Tusk przyznał, że błąd leżał po jego stronie.
Wbrew opiniom wielu komentatorów, pojednanie Tuska z Rokitą nie oznacza bynajmniej posunięcia się przez tego pierwszego na ławie lidera PO. Przeciwnie: to element nowej strategii szefa platformy, której celem jest zapewnienie sobie zwycięstwa w wyborach prezydenckich w 2010 r. i sukcesu w wyborach parlamentarnych, które odbędą się rok wcześniej. W ramach strategii Tusk będzie się teraz pozytywnie wypowiadał o swoich dawnych politycznych konkurentach, m.in. o Janie Rokicie i Andrzeju Olechowskim. Pozyska też dla swojej partii kilku celebrities, czego zwiastunem była niedawna gościna, jakiej klub PO użyczył popularnemu Władysławowi Bartoszewskiemu. Na jednego z liderów platformy ma też być wykreowana Julia Pitera, jedna z najzdolniejszych polityków partii, doskonale radząca sobie w mediach, a przy okazji bardzo lojalna. Wizerunkowo ma ona zająć miejsce, które kiedyś zajmowała Zyta Gilowska, a później z gorszym skutkiem Hanna Gronkiewicz-Waltz. Ale ta "parada równości" polityków PO, poprzedzona medialną akcją z gatunku "Niech nas zobaczą!", nie powinna nikogo zmylić: dziś w PO nie ma dwuwładzy. Chodzi jedynie o stworzenie wrażenia, że platforma ma wielu liderów, podczas gdy w rzeczywistości niepodzielnie będzie w niej rządził Tusk i jego drużyna.
Dyspensa w Dyspensie
Pierwszym krokiem do celu przewodniczącego PO było demonstracyjne pojednanie Tuska z Rokitą, do którego doszło w sobotę 17 lutego. Wcześniej tego samego dnia, podczas posiedzenia rady krajowej partii, Tusk po tygodniach milczenia podszedł do Rokity i zaproponował mu miejsce przy prezydialnym stole. Ale gwoździem programu było spotkanie w warszawskiej restauracji Dyspensa. To tam obaj politycy przy suto zakrapianym dobrymi winami obiedzie, który ze względu na czas trwania zamienił się w kolację, wspólnie ustalili strategię powrotu Rokity do łask. Tam też zrodził się pomysł na komisję śledczą w sprawie WSI, w której Rokita jako przewodniczący miałby powtórzyć swój sukces sprzed czterech lat, kiedy w świetle kamer śledził meandry afery Rywina. W zamian zobowiązał się, że nie będzie krytykował Tuska (dzień wcześniej w wywiadzie dla "Wprost" powiedział, że przewodniczący partii otoczył się "dworem" i "podrzyna mu gardło").
Tusk przyznaje, że spotkanie zaplanował znacznie wcześniej, ale propozycję wspólnego obiadu złożył Rokicie dopiero po Radzie Krajowej PO. - To był najlepszy moment - wyjaśnia jeden z bliskich współpracowników Tuska. - Tę radę Rokita sromotnie przegrał. Najpierw niemal jednogłośnie przyjęto uchwałę, że partia odchodzi od forsowanego przez Rokitę hasła "Nicea albo śmierć", a potem, także bez głosów sprzeciwu, powierzono kierowanie pracami programowymi partii Bronisławowi Komorowskiemu. Nikt tego wprost nie powiedział, ale było to swoiste wotum nieufności wobec Janka - tłumaczy jeden z bliskich współpracowników Tuska. Inny dodaje dosadniej: "Zrozumiał, że jeśli odejdzie z partii, odejdzie sam".
A przecież jeszcze niedawno Rokita był typowany na najpoważniejszego konkurenta Tuska do przywództwa w partii. Teraz w platformie krąży żart, że ostatnim przedstawicielem frakcji Rokity w partii jest jego żona Nelly. A właściwie była, bo odeszła z partii. - Teraz nie wykluczam możliwości powrotu do Platformy Obywatelskiej - mówi "Wprost" Nelly Rokita. - Doprowadzając do rozmów z moim mężem, Donald Tusk przyznał, że błąd leżał po jego stronie.
Więcej możesz przeczytać w 9/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.