Jeśli słynne Wariacje Goldbergowskie miały być lekarstwem na bezsenność hrabiego Keyserlinga, to swego zadania nie spełniły. Szanowny i hojny sponsor Bacha musiałby być kompletnie głuchy lub wyjątkowo zmęczony, by zasnąć przy tej muzyce, olśniewającej bogactwem pomysłów, zmieniających się jak w kalejdoskopie. Nie bez powodu Wariacje uchodzą za jedną z tych magicznych kompozycji, którą można zabrać na bezludną wyspę bez obawy, że kiedykolwiek nam się znudzi. Zwłaszcza że w nagraniach można wybierać do woli. Najnowsza wersja została rozpisana na skrzypce, altówkę i wiolonczelę. I jest wspaniałym prezentem dla wszystkich miłośników muzyki... romantycznej. Miękkie, pastelowe brzmienie tria smyczków nie przydaje dziełu tajemnicy, emanującej z klawesynu, i nie tworzy uniwersalnej całości, możliwej na fortepianie. Znów się okazało, że Wariacje są jak kameleon i w wersji "salonowej" pozostają równie intrygujące. Ciekawe, czy w takiej wersji spodobałyby się ich wielkiemu entuzjaście - Hannibalowi Lecterowi.
Jan Sebastian Bach, "Goldberg Variations", aranż. Dmitry Sitkowiecki, wyk. Julian Rachlin, Nobuko Imai, Mischa Maisky. DG
Więcej możesz przeczytać w 9/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.