Kapitał nie ma ojczyzny - twierdził Karol Marks. Także w tym wypadku głęboko się mylił. Kapitał wciąż ma narodowość. Gospodarka narodowa, interes narodowy - te pojęcia brzmią w Polsce podejrzanie i niestosownie. Słowo "naród" zostało wręcz wyparte z języka polskiej polityki. Ktoś, kto mówi o interesie narodowym, zwłaszcza w gospodarce, jest podejrzewany co najmniej o protekcjonizm i nacjonalizm. Pojęcie "interes narodowy" zostało wyklęte przez partie uznawane za umiarkowane i proeuropejskie, praktycznie zniknęło też z publicznej debaty. Z jednym wyjątkiem: przez wszystkie przypadki odmieniają je samozwańczy następcy Dmowskiego z Ligi Polskich Rodzin, Samoobrony czy części PSL. Tymczasem każde państwo określa swój interes narodowy, a bieżąca polityka - także gospodarcza - jest podporządkowana temu interesowi. "W razie potrzeby będę brutalnie reprezentował niemieckie interesy" - stwierdził kanclerz Gerhard Schröder po wyborze na pierwszą kadencję cztery lata temu, a potem wielokrotnie to powtarzał. "W rokowaniach z Unią Europejską będę twardo bronił węgierskiego interesu narodowego" - powiedział były węgierski premier Viktor Orbán poprzedniemu przewodniczącemu Komisji Europejskiej, Jacques'owi Santerowi. Żadnemu polskiemu premierowi takie słowa nie przeszłyby przez gardło.
O prymacie interesu narodowego nad unijnym wielokrotnie wypowiadali się prezydent Jacques Chirac, premierzy Tony Blair, Silvio Berlusconi, José Maria Aznar czy kanclerz Austrii Wolfgang Schüssel.
Stoen, czyli zakłamana debata
Spór toczący się wokół sprzedaży warszawskiego Stoenu niemieckiej firmie RWE Plus przypomniał pojęcie interesu narodowego, ale też natychmiast uruchomił politycznie poprawne reakcje. To, w jaki sposób przeciwnicy tej prywatyzacji zaczęli bronić interesu narodowego, bardzo ułatwia podważanie sensu prowadzenia publicznej debaty na ten temat. Nic łatwiejszego, jak machnąć ręką i uznać styl Gabriela Janowskiego za niepoważny i niewart polemiki. Albo zacytować Andrzeja Leppera, z którym - w domyśle - żaden rozsądny człowiek zgadzać się nie może. Tymczasem to, że Janowski czy Lepper obniżają poziom debaty, nie oznacza, że nie ma problemu. Problem jest, bo w Polsce, Czechach i na Węgrzech wyraźnie widać sprzeczność między interesem narodowym Niemiec a interesami tych krajów. W Czechach niemieckie inwestycje w tym roku stanowią aż 77 proc. wszystkich inwestycji, zaś w Polsce i na Węgrzech - około 25 proc. Nie chodzi o to, żeby nie wpuszczać do Polski zagranicznego kapitału, w tym kapitału niemieckiego - to byłoby głupie. Chodzi o to, żeby zachować równowagę - tak samo, jak powinno być w dostawach gazu czy ropy.
Jak Schröder broni interesu Niemiec?
Za Odrą wciąż obowiązuje zasada: "Wszystko, co wasze, to nasze, a co nasze, to wam nic do tego". Karykaturzysta "Die Zeit" narysował Niemcy jako warowną twierdzę, nad którą unosi się flaga państwowa i wielki napis: "Nic na sprzedaż!". Do czasu przejęcia w 2000 r. przez brytyjski Vodafone Airtouch koncernu Mannesmanna rząd Schrödera nie dopuszczał do tzw. wrogiego przejmowania niemieckich koncernów przez obce podmioty gospodarcze. Robił to głównie pod presją Volkswagena i DaimlerChryslera. Próby utrzymania Mannes-manna w niemieckich rękach nie powiodły się tylko dlatego, że w przeżywających stagnację Niemczech nie było inwestora, który dysponowałby wystarczającymi środkami. Koncern Volkswagena kupował renomowane zagraniczne marki - na przykład brytyjskiego Bentleya czy włoskie Lamborghini, ale sam nigdy nie rozważał przejęcia firmy przez obcy kapitał. Nie pozwala na to statut koncernu oraz fakt, że 18,6 proc. udziałów ma w nim rząd Dolnej Saksonii.
"Mimo proeuropejskiej retoryki obecny rząd Niemiec brutalnie forsuje w Brukseli niemieckie interesy narodowe, usiłuje narzucać UE niemieckie struktury organizacyjne i dąży do renacjonalizacji wielu dziedzin wspólnej polityki unii" - napisał w "Die Zeit" Christian Wernicke, brukselski korespondent tygodnika. Broniąc narodowego interesu, Niemcy od lat nie realizują dyrektyw regulujących rynek wewnętrzny UE.
Czym jest polski interes narodowy?
W Polsce debaty parlamentarne o polskiej racji stanu nie wychodziły poza wyliczenie banałów w stylu: trzeba mieć dobre stosunki ze wszystkimi krajami, a gospodarka powinna się przede wszystkim rozwijać. Charakterystycznym pomieszaniem pojęć jest nieustanne podkreślanie, że strategiczne cele Polski to członkostwo w NATO i Unii Europejskiej. Większość partii, szczególnie z lewej strony sceny, nie jest w stanie pojąć, iż przynależność do tych czy innych struktur międzynarodowych powinna być traktowana jako środek do osiągnięcia narodowych celów, a nie jako cel sam w sobie. Bezradne stwierdzenie minister Danuty Hübner, że rząd nie ma planu awaryjnego na wypadek nieprzyjęcia Polski do unii, to typowy przykład mieszania celów i środków w polityce.
W gospodarce interes narodowy jest rozumiany jako pozyskiwanie pieniędzy dla bud-żetu. Sprzedaje się więc to, co sprzedać najłatwiej. Na przykładzie największych prywatyzacji można powiedzieć, że często nie sprzedaje się majątku, tylko nas, obywateli RP. A to dlatego, że sprzedaje się rynek oraz monopolistyczną pozycję na tym rynku, co nabywcom pozwala czerpać rentę monopolową. Tak było w wypadku prywatyzacji Stoenu, która de facto była sprzedażą monopolu na warszawskim rynku energii. Podobnie jest w prasie regionalnej, w jednej czwartej kontrolowanej przez Passauer Neue Presse. Koncern Bauera jest monopolistą na rynku pism telewizyjnych (należy do niego ponad połowa tych wydawnictw). Axel Springer Verlag opanował około 45 proc. rynku kolorowych magazynów. Gruner+Jahr to potentat w dziedzinie prasy kobiecej. Z kolei niemieckie banki kontrolują bezpośrednio już 15 proc. sektora finansowego.
O czyje interesy dba zagraniczny kapitał?
Można się tylko cieszyć, kiedy do Polski napływa zagraniczny kapitał, bo to oznacza szansę na modernizację gospodarki. Nie zwalnia to jednak rządu i klasy politycznej z obowiązku dbania o interes narodowy. A długofalowo rozumiany interes narodowy to m.in. swoboda dyskursu publicznego. Czy nie ogranicza jej dominacja niemieckich koncernów na rynku prasy regionalnej i kolorowej? Zagraniczny kapitał dominuje jednocześnie w wielkich agencjach reklamowych, co znakomicie ułatwia zwalczanie konkurencji. Nastawione wyłącznie na zysk pisma obniżają poziom rynku prasowego. Świat polityczny jednak koncentruje się głównie na zwalczaniu własnych konkurentów (najczęściej widząc ich wśród podmiotów krajowych). Pozbawione poglądów i nastawione na kohabitację z aktualną władzą koncerny zagraniczne politykom nie przeszkadzają.
W Polsce niewiele osób dostrzega, że kapitał zagraniczny realizuje przede wszystkim narodowe interesy - zwykle w ścisłej symbiozie z własnymi rządami. Z czasów, kiedy byłem czynnym politykiem, pamiętam dziesiątki rozmów z przedstawicielami najwyższych władz różnych krajów, w których chodziło o interwencje na rzecz konkretnych firm i inwestorów z ich państw. Jeszcze więcej było interwencji odwiedzających Polskę ministrów czy rezydujących w Warszawie ambasadorów. Tak się składa, że w niemieckim banku łatwiej uzyska kredyt przedsiębiorca z Niemiec niż jego polski konkurent. We francuskiej firmie wynajmującej powierzchnie biurowe Francuz uzyska upusty, o których polski najemca może tylko marzyć. W czasopiśmie samochodowym przeczytamy z kolei "obiektywne" analizy, z których jasno wynika, że samochody produkowane w kraju wydawcy są najlepsze.
Interes narodowy kontra ekonomiczny nacjonalizm
Czy obrona interesu narodowego w gospodarce to ekonomiczny nacjonalizm? Nie. To zachowanie normalne w zachodnim świecie. Unia Europejska wciąż pozostaje gigantycznym forum gry narodowych interesów. Kiedy Margaret Thatcher borykała się z kryzysem gospodarczym, postawiła unii ultimatum: albo wychodzi ze wspólnot albo Brytyjczycy uzyskają wysoką zniżkę we wpłatach do wspólnej kasy. Londyn dawno wydobył się z kryzysu, ale prawo do zniżki jest twardo bronione przez premiera Blaira. Próby kupienia przez policję bądź administrację samochodów innych niż produkowane przez krajowe firmy wzbudzają dzikie awantury zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych. Inny przykład: pracownicy instytucji publicznych w większości państw mają obowiązek podróżowania narodowymi liniami lotniczymi. I często latają dłuższymi trasami, aby pieniądze podatników pozostały w rodzimej, niekoniecznie państwowej firmie.
Na Zachodzie już dawno nauczono się, że za wpływami gospodarczymi idzie polityczne uzależnienie. Wszyscy starają się więc pozyskiwać obcy kapitał, ale trzymają się dwóch zasad. Po pierwsze, zachowują narodową (a nie państwową) kontrolę nad sektorami strategicznymi (na przykład media i telekomunikacja). Po drugie, ściśle dba się o dywersyfikację wpływów, czyli nie dopuszcza do wyraźnej dominacji jednego państwa jako inwestora. O złych skutkach pomijania tych zasad przekonują się coraz częściej Czesi i Węgrzy, których rynki zostały zdominowane przez inwestycje niemieckie. Czechy stały się właściwie częścią gospodarki Niemiec, ale częścią traktowaną wyraźnie po macoszemu. Przykładem takiego traktowania może być niedawna decyzja Volkswagena o ograniczeniu produkcji dużych modeli Škody (octavii i superb), bo stanowią konkurencję dla passata. Czechy mają być wytwórcą tanich modeli i koniec.
Co oferuje Polsce niemiecki kapitał?
Niemiecka ekspansja na Polskę, Czechy i Węgry nie jest eksportem nowoczesności. "Jeśli wierzyć czołowej amerykańskiej gazecie 'Wall Street Journal', Niemcy nie mają już praktycznie szans. Przemysł jest związany z przestarzałymi technologiami, społeczeństwo nastawione wro-go do postępu technicznego i niechętne wszelkiemu ryzyku. (...) Zdumiewa zakres, w jakim nadal podtrzymujemy gałęzie przemysłu od dawna przestarzałe, a przynajmniej zanikające (...), o których powszechnie wiadomo, że nie wyrosną z nich nowe przyszłościowe gałęzie gospodarki" - pisał o swoim kraju prof. Arnulf Baring w książce "Czy Niemcom się uda". Niemiecka gospodarka nieuchronnie przegrywa z innymi. Na liście najbardziej konkurencyjnych gospodarek świata Niemcy co rok przesuwają się w dół - obecnie są na 17. miejscu.
Niemcy ratują się przed zapaścią ucieczką na Wschód, próbując zrobić z Europy Środkowej swój wewnętrzny rynek. Tym, czego należy się bać, nie jest germanizacja w sensie bismarckowskim, ale uczynienie z Polski biedniejszej i marniejszej kopii Niemiec, rynku zbytu dla nienowoczesnych niemieckich produktów. Tak uzależniona od Niemiec Polska będzie stabilizatorem dla gospodarki sąsiada, sama nie będzie jednak konkurencyjna.
"Powiedzieć, że państwo nie ma swoich interesów narodowych, więc nie ma potrzeby ich bronić, to tak, jakby zakwestionować sens istnienia suwerenności oraz sens obrony niepodległości. Międzynarodowa polityka i wymiana gospodarcza to wielkie starcie interesów narodowych. Kto tego nie dostrzega, przegrywa" - napisał prof. Samuel P. Huntington, politolog z Uniwersytetu Harvarda.
Najważniejsze gazety i tygodniki wydawane przez niemieckie firmy | ||
---|---|---|
Polska "Newsweek Polska" "Dziennik Zachodni" (największy dziennik na Śląsku) "Dziennik Bałtycki" (największy dziennik na Pomorzu) "Gazeta Poznańska" (największy dziennik w Wielkopolsce) | Czechy "Mlada Fronta Dnes" (największy dziennik w kraju) "Hospodárske Noviny" (dziennik numer dwa w kraju) "Lidové Noviny" (dziennik numer trzy w kraju) "TyŹden" (największy magazyn informacyjny) | Węgry "Népszabadság" (największy dziennik ogólnokrajowy) "Magyar Hírlap" (dziennik numer dwa w kraju) "Világgazdaság" (gazeta uznawana za numer 3-4 w kraju) "Auto Motor" (największy magazyn motoryzacyjny) |
Gorzej niż pod zaborami |
---|
Pod zaborem pruskim ukazywało się więcej tytułów gazet i czasopism wydawanych przez polskie podmioty niż obecnie w Wielkopolsce. Polskie gazety wydawał na przykład przedsiębiorca Hipolit Cegielski. Niemieckie pisma - "Germania", "Berliner Neunste Nachrichten", "Berliner Tageblatt" czy "Posener Tageblatt" - miały wprawdzie większe nakłady, ale mniejszy zasięg czytelniczy. Największymi polskimi gazetami w Wielkopolsce były "Przewodnik Katolicki", "Kurier Poznański", "Goniec Wielkopolski", "Tygodnik Wielkopolski", "Wielkopolanin", "Przegląd Wielkopolski", "Orędownik", "Oświata". Źródło: "Prasa polska 1864-1918", pod redakcją Jerzego Łojka |
LECH KACZYŃSKI, lider Prawa i Sprawiedliwości Czy ekspansja obcego kapitału służy polskiemu interesowi narodowemu? Niestety, do tej pory zewnętrzny kapitał inwestuje głównie w handel i sektor finansowy, a w znacznie mniejszym stopniu w produkcję, więc raczej nie przyczynia się do naszego rozwoju technologicznego. Inwestycje związane z produkcją to głównie montownie wyrobów wytwarzanych gdzie indziej. Istnieje niebezpieczeństwo, że Polska stanie się krajem montowni. Nie powinniśmy do tego dopuścić! Niezależnie od wstąpienia do Unii Europejskiej musimy zadbać o zachowanie jak najszerszego zakresu suwerenności. |
GERHARD SCHRÖDER kanclerz Niemiec "W razie potrzeby będę brutalnie reprezentował niemieckie interesy, bo z tego rozliczają mnie wyborcy i taka jest rola szefa państwa". |
JACQUES CHIRAC prezydent Francji "To jasne, że Francja ma swoje interesy narodowe w gospodarce i o nie przede wszystkim musi dbać. Dbałość ta nie wynika z narodowego egoizmu. Przeciwnie - egoizmem jest zaniedbywanie tych interesów". |
SILVIO BERLUSCONI premier Włoch "Gdybym nie był premierem, a szefem Komisji Europejskiej, może bym się zastanawiał, czy powinienem eksponować włoskie interesy narodowe. Jako premier nie mam wyboru - w końcu nie wybrano mnie po to, żebym umacniał mglistą europejskość, tylko dbał o swój kraj i naród". |
TONY BLAIR premier Wielkiej Brytanii "Pytanie, czy ważniejsze są interesy narodowe czy ponadnarodowe, jest pozorne. Zawsze przede wszystkim bronię interesu narodowego. Sprawy ponadnarodowe wynikają z kompromisu między różnymi interesami narodowymi, ale nigdy ich całkowicie nie eliminują". |
VIKTOR ORBÁN były premier Węgier "W rokowaniach z Unią Europejską będę twardo bronił węgierskiego interesu narodowego". |
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.