Raport magazynu "Business Week": jak sprawić, żeby nędzarze zaczęli zarabiać
W latach 70. Noor Jahan Begum i jej rodzina, ze wsi Bharariya w Bangladeszu, nie miała ziemi, opieki medycznej ani szans na zdobycie wykształcenia. Dziś Bharariya ma dostęp do wszystkich podstawowych udogodnień, działa tam 80 małych firm. Gospodarstwo Noor produkuje rocznie dwie tony ryżu, a jego właścicielka liczy, że uda się jej odłożyć wystarczająco dużo pieniędzy, aby wysłać córkę na studia i wybudować dom. Co roku milionom ludzi udaje się wydźwignąć z nędzy dzięki projektom pomocowym. Raport magazynu "Business Week" przedstawia najbardziej obiecujące programy pomocowe w krajach Trzeciego Świata.
Światełko w tunelu
Wielu sceptyków podejrzliwie przyjęło nowe nawoływania przedstawicieli ONZ i Banku Światowego skierowane do bogatych krajów o zwiększenie pomocy zagranicznej dla biednych o 50 mld USD rocznie. - Takiego jak dziś zainteresowania zamożnych państw tą kwestią nie notowano od lat 60. Denerwuje mnie jednak, że z powodu biurokracji i niepotrzebnych dyskusji tak wiele pieniędzy się marnuje - mówi William Easterly, były ekonomista z Banku Światowego. Mimo najlepszych intencji i miliardów dolarów pomocy około 1,2 mld ludzi wciąż musi przeżyć dzień, mając do dyspozycji mniej niż dolara. - To tragedia, że setki miliardów dolarów wydane na pomoc przyniosły tak niewielki efekt w postaci poprawy warunków bytowych mieszkańców ubogich krajów. Wcale nie musi tak być - uważa Paul O'Neill, sekretarz skarbu USA. Na marcowym szczycie głów 50 państw w Monterrey w Meksyku USA i Europa obiecały zwiększać do 2006 r. pomoc o 12 mld USD rocznie. Firma Hewlett-Packard chce za darmo umożliwić korzystanie z Internetu społecznościom wiejskim, a GlaxoSmithKline opracować nowe lekarstwa na choroby tropikalne. W walce z biedą ważną rolę zaczyna odgrywać nowa kategoria filantropów. Zarówno William H. Gates III, współwłaściciel Microsoftu, jak i finansista George Soros podchodzą do tej walki racjonalnie - dają pieniądze, ale też pilnują, by zostały wydane zgodnie z przeznaczeniem, zamiast trafiać do kieszeni skorumpowanych lokalnych kacyków lub watażków.
W niektórych zakątkach Trzeciego Świata już doszło do cichej rewolucji. Na przykład Uganda to nadal bardzo biedny kraj - dochód per capita wynosi 300 USD rocznie, a 52 proc. budżetu państwa jest finansowane z pomocy zewnętrznej - lecz te pieniądze są efektywnie wydawane. Od 1993 r. odsetek nosicieli wirusa HIV zmalał z 33 proc. populacji do 6 proc., liczba dzieci w wieku szkolnym pobierających naukę wzrosła z 60 proc. do 75 proc., a odsetek osób utrzymujących się za mniej niż dolara dziennie zmniejszył się z 58 proc. do nieco ponad 33 proc.
Pomoc mikro, efekt makro
Często dzięki niewielkim, lecz sensownie wydanym pieniądzom można radykalnie poprawić warunki bytowe ludzi. Przełom szykuje się zwłaszcza w sferze tzw. mikropożyczek udzielanych osobom, które w tradycyjnych bankach nie mogłyby otrzymać kredytu, ponieważ nie mają odpowiedniego zabezpieczenia. W Bangladeszu dzięki mikropożyczkom miliony osób zainwestowały tam w niewielkie przedsięwzięcia - założyły warsztaty tkackie, fabryczki cegieł, gospodarstwa rolne. W ostatnim dziesięcioleciu średni wzrost PKB wyniósł w Bangladeszu 5 proc., wskaźnik ubóstwa znacznie się zmniejszył, a kraj stał się samowystarczalnym producentem żywności.
Nowatorskie programy coraz częściej pojawiają się w oświacie. W ramach brazylijskiego programu "Bolsa escola" biedne rodziny otrzymują pieniądze w zamian za to, że ich dzieci uczęszczają do szkoły. Co miesiąc władze wydają karty debetowe pięciu milionom matek, których rodziny zarabiają najwyżej 4 dolary dziennie. Kartą można wypłacić około 40 USD lub kupić artykuły spożywcze. - Gospodarcze efekty programu zobaczymy za 10 lat - przewiduje Paulo Renato Souza, minister oświaty.
Ukryte skarby
Największych postępów w walce z biedą można dokonać, ułatwiając biednym zdobycie ziemi, co zapewni im stabilizację finansową. - Kraje rozwijające się mają znacznie więcej zasobów, niż może się wydawać - twierdzi Hernando de Soto, wpływowy peruwiański ekonomista. - Dając ludziom tytuł własności ziemi, dajemy im namacalny majątek. De Soto szacuje, że 78 proc. populacji Meksyku funkcjonuje w tzw. podziemnej gospodarce. W Egipcie, jak twierdzi, ten odsetek sięga 90 proc. Ile wart byłby ten majątek, gdyby można go było sprzedać? Według studium Instytutu Wolności i Demokracji z Limy, w samym Mexico City budynki, ich wyposażenie i przedsiębiorstwa o nie uregulowanym statusie własnościowym są warte 315 mld USD - 29 razy więcej niż wartość zagranicznych inwestycji bezpośrednich w tym kraju i 7 razy więcej niż jego zapasy ropy. W Egipcie, według de Soto, wartość nie zalegalizowanego majątku wynosi 241 mld USD. - W jaki sposób zamienić ten majątek na płynny kapitał? - zastanawia się de Soto. Peru, Indie i Meksyk forsują inicjatywy związane z reformą rachunkowości i wprowadzeniem przepisów umożliwiających obywatelom zgodne z prawem posiadanie własności, jej nabywanie i sprzedaż. W Chinach ambitny projekt oddania w użytkowanie na wiele lat ziemi 210 mln rodzin stwarza biednym wieśniakom możliwość stabilizacji finansowej.
Opracował
Krzysztof Trębski
Cały raport poświęcony programom pomocowym realizowanym w krajach Trzeciego Świata w listopadowym numerze polskiej edycji miesięcznika "Business Week".
W latach 70. Noor Jahan Begum i jej rodzina, ze wsi Bharariya w Bangladeszu, nie miała ziemi, opieki medycznej ani szans na zdobycie wykształcenia. Dziś Bharariya ma dostęp do wszystkich podstawowych udogodnień, działa tam 80 małych firm. Gospodarstwo Noor produkuje rocznie dwie tony ryżu, a jego właścicielka liczy, że uda się jej odłożyć wystarczająco dużo pieniędzy, aby wysłać córkę na studia i wybudować dom. Co roku milionom ludzi udaje się wydźwignąć z nędzy dzięki projektom pomocowym. Raport magazynu "Business Week" przedstawia najbardziej obiecujące programy pomocowe w krajach Trzeciego Świata.
Światełko w tunelu
Wielu sceptyków podejrzliwie przyjęło nowe nawoływania przedstawicieli ONZ i Banku Światowego skierowane do bogatych krajów o zwiększenie pomocy zagranicznej dla biednych o 50 mld USD rocznie. - Takiego jak dziś zainteresowania zamożnych państw tą kwestią nie notowano od lat 60. Denerwuje mnie jednak, że z powodu biurokracji i niepotrzebnych dyskusji tak wiele pieniędzy się marnuje - mówi William Easterly, były ekonomista z Banku Światowego. Mimo najlepszych intencji i miliardów dolarów pomocy około 1,2 mld ludzi wciąż musi przeżyć dzień, mając do dyspozycji mniej niż dolara. - To tragedia, że setki miliardów dolarów wydane na pomoc przyniosły tak niewielki efekt w postaci poprawy warunków bytowych mieszkańców ubogich krajów. Wcale nie musi tak być - uważa Paul O'Neill, sekretarz skarbu USA. Na marcowym szczycie głów 50 państw w Monterrey w Meksyku USA i Europa obiecały zwiększać do 2006 r. pomoc o 12 mld USD rocznie. Firma Hewlett-Packard chce za darmo umożliwić korzystanie z Internetu społecznościom wiejskim, a GlaxoSmithKline opracować nowe lekarstwa na choroby tropikalne. W walce z biedą ważną rolę zaczyna odgrywać nowa kategoria filantropów. Zarówno William H. Gates III, współwłaściciel Microsoftu, jak i finansista George Soros podchodzą do tej walki racjonalnie - dają pieniądze, ale też pilnują, by zostały wydane zgodnie z przeznaczeniem, zamiast trafiać do kieszeni skorumpowanych lokalnych kacyków lub watażków.
W niektórych zakątkach Trzeciego Świata już doszło do cichej rewolucji. Na przykład Uganda to nadal bardzo biedny kraj - dochód per capita wynosi 300 USD rocznie, a 52 proc. budżetu państwa jest finansowane z pomocy zewnętrznej - lecz te pieniądze są efektywnie wydawane. Od 1993 r. odsetek nosicieli wirusa HIV zmalał z 33 proc. populacji do 6 proc., liczba dzieci w wieku szkolnym pobierających naukę wzrosła z 60 proc. do 75 proc., a odsetek osób utrzymujących się za mniej niż dolara dziennie zmniejszył się z 58 proc. do nieco ponad 33 proc.
Pomoc mikro, efekt makro
Często dzięki niewielkim, lecz sensownie wydanym pieniądzom można radykalnie poprawić warunki bytowe ludzi. Przełom szykuje się zwłaszcza w sferze tzw. mikropożyczek udzielanych osobom, które w tradycyjnych bankach nie mogłyby otrzymać kredytu, ponieważ nie mają odpowiedniego zabezpieczenia. W Bangladeszu dzięki mikropożyczkom miliony osób zainwestowały tam w niewielkie przedsięwzięcia - założyły warsztaty tkackie, fabryczki cegieł, gospodarstwa rolne. W ostatnim dziesięcioleciu średni wzrost PKB wyniósł w Bangladeszu 5 proc., wskaźnik ubóstwa znacznie się zmniejszył, a kraj stał się samowystarczalnym producentem żywności.
Nowatorskie programy coraz częściej pojawiają się w oświacie. W ramach brazylijskiego programu "Bolsa escola" biedne rodziny otrzymują pieniądze w zamian za to, że ich dzieci uczęszczają do szkoły. Co miesiąc władze wydają karty debetowe pięciu milionom matek, których rodziny zarabiają najwyżej 4 dolary dziennie. Kartą można wypłacić około 40 USD lub kupić artykuły spożywcze. - Gospodarcze efekty programu zobaczymy za 10 lat - przewiduje Paulo Renato Souza, minister oświaty.
Ukryte skarby
Największych postępów w walce z biedą można dokonać, ułatwiając biednym zdobycie ziemi, co zapewni im stabilizację finansową. - Kraje rozwijające się mają znacznie więcej zasobów, niż może się wydawać - twierdzi Hernando de Soto, wpływowy peruwiański ekonomista. - Dając ludziom tytuł własności ziemi, dajemy im namacalny majątek. De Soto szacuje, że 78 proc. populacji Meksyku funkcjonuje w tzw. podziemnej gospodarce. W Egipcie, jak twierdzi, ten odsetek sięga 90 proc. Ile wart byłby ten majątek, gdyby można go było sprzedać? Według studium Instytutu Wolności i Demokracji z Limy, w samym Mexico City budynki, ich wyposażenie i przedsiębiorstwa o nie uregulowanym statusie własnościowym są warte 315 mld USD - 29 razy więcej niż wartość zagranicznych inwestycji bezpośrednich w tym kraju i 7 razy więcej niż jego zapasy ropy. W Egipcie, według de Soto, wartość nie zalegalizowanego majątku wynosi 241 mld USD. - W jaki sposób zamienić ten majątek na płynny kapitał? - zastanawia się de Soto. Peru, Indie i Meksyk forsują inicjatywy związane z reformą rachunkowości i wprowadzeniem przepisów umożliwiających obywatelom zgodne z prawem posiadanie własności, jej nabywanie i sprzedaż. W Chinach ambitny projekt oddania w użytkowanie na wiele lat ziemi 210 mln rodzin stwarza biednym wieśniakom możliwość stabilizacji finansowej.
Opracował
Krzysztof Trębski
Cały raport poświęcony programom pomocowym realizowanym w krajach Trzeciego Świata w listopadowym numerze polskiej edycji miesięcznika "Business Week".
Moja ziemia |
---|
Od kiedy Fu Wenli sięga pamięcią, jego rodzina uprawiała małe pole w wiosce Jubian na wyspie Hainan. Ponieważ cała ziemia w Chinach należy do rządu, mieli niewielką motywację, by inwestować w zwiększenie produkcji. W 1998 r. rząd podpisał jednak z Fu trzydziestoletnią umowę na użytkowanie pola o powierzchni 8,2 akra. Dziś 60-letni Fu czuje, że jego interesy są zabezpieczone - za 12 tys. USD, które odłożył przez lata, zbudował nowy system nawadniania i kupił traktor. Oczekuje sporego zarobku z uprawy bananów. Pekin zamierza podpisać podobne umowy z 210 mln wiejskich rodzin, czyli mniej więcej 850 mln ludzi. W prowincjach Guizhou i Anhui rolnicy już znacznie zwiększyli inwestycje w nawadnianie, poza tym rezygnują z uprawiania ryżu i pszenicy na rzecz sadownictwa, dzięki czemu więcej zarabiają. |
Wioska w sieci |
---|
Ponad połowa spośród 1,7 mln mieszkańców okręgu Dhar w środkowej części stanu Madhya Pradesz w Indiach to niepiśmienni rolnicy z plemienia Bhil. Egzystują, mając na życie 270 USD rocznie. Dzięki finansowanemu z budżetu państwa programowi "Gyandoot" Dhar znalazł się w centrum rewolucji technologicznej - od stycznia 2000 r. zainstalowano tam 39 stanowisk komputerowych z dostępem do Internetu. Za równowartość centa rolnicy łączą się z serwerem w urzędzie okręgu Dhar, by sprawdzić na przykład ceny płodów rolnych. Wcześniej Bahadur Singha Katare w okresie żniw pokonywał co tydzień 15 km na główny targ w Dhar, aby sprzedać soję za 16,6 USD za 100 kg, płacąc dodatkowo prowizję pośrednikowi. Dziś 23-letni Katare najpierw udaje się do odległego o 8 km punktu komputerowego we wsi Tirla, by sprawdzić ceny w całym kraju. W zeszłym roku dowiedział się, że w Indore 100 kg soi kosztuje 20,8 USD. Wynajął ciężarówkę i zawiózł 2,5 tony soi do odległego o godzinę jazdy miasta, zwiększając swój zysk o 18 proc. |
Pożyczona szansa |
---|
W każdy wtorek 20 kobiet z wiosek położonych w pobliżu miasteczka Etla w Meksyku zbiera się wokół drewnianego stołu w domu Juany Ruiz i jej męża Constantina Lázaro. Wszystkie prowadzą małe firmy zajmujące się m.in. hodowlą trzody chlewnej i wypiekiem tortilli. Jedna po drugiej wręczają po kilka peso oficerowi kredytowemu z instytucji Compartamos. Jeżeli któraś z dłużniczek nie jest w stanie zapłacić, pozostałe wykładają za nią. Spłaty kredytu są rozłożone na 16 tygodni, potem każda z kobiet zaciąga kolejną pożyczkę (do 100 USD). Instytucje mikropożyczkowe takie jak Compartamos pomogły wyjść z chronicznego ubóstwa milionom rodzin. Przed 1993 r. rodzina Lázaro egzystowała, mając na życie dwa dolary dziennie, które Constantino zarabiał jako stolarz. Później zaciągnęli 25 USD kredytu na zakup piły elektrycznej. Dziś 57-letni Constantino zarabia miesięcznie 170 USD, robiąc meble. Czworo z pięciorga dzieci państwa Lázaro ukończyło szkołę średnią. |
Więcej możesz przeczytać w 45/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.