Aleksander Wolszczan
Odkrywca pierwszego układu planetarnego we wszechświecie poza naszym układem słonecznym, wybitny badacz pulsarów. Studia astronomiczne ukończył na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Od lat związany z amerykańskimi placówkami naukowymi, profesor astrofizyki i astronomii na Uniwersytecie Pensylwanii w Stanach Zjednoczonych. Jednocześnie prowadzi wykłady na uniwersytecie w Toruniu, jest także związany z Uniwersytetem Szczecińskim.
Bożena Kastory: Swoim odkryciem rozdarł pan worek z planetami. Są dni, kiedy na dzień dobry dowiadujemy się o kolejnych piętnastu, dwunastu czy jedenastu nowych planetach poza naszym układem słonecznym.
Aleksander Wolszczan: Niedawno odkryto sto czwartą. Dziesięć lat temu astronomowie byli jednak głęboko sfrustrowani. Pół wieku poszukiwań i żadnych rezultatów. Mimo teoretycznych przewidywań, że planety powinny się znajdować w obfitości wokół gwiazd podobnych do Słońca.
- Pan wytropił planety tam, gdzie nikt nie miał zamiaru ich szukać.
- Istotnie, pulsar jest ostatnim miejscem, gdzie można by się spodziewać planet.
- Dlatego, że jest dziwacznym tworem obracającym się jak gigantyczny bąk kilkaset razy na sekundę wokół własnej osi?
- To akurat nie jest problemem. Planecie krążącej wokół takiej gwiazdy byłoby wszystko jedno, jak szybko się ona obraca. Problemem jest to, że pulsar powstaje w sposób, który - zdawałoby się - wyklucza istnienie planet w jego pobliżu. Jest to gwiazda neutronowa, tzw. obiekt zdegenerowany, podobnie jak białe karły i czarne dziury. Tworzy się w wyniku gigantycznej eksplozji zwykłej masywnej gwiazdy i odrzucenia jej zewnętrznych warstw w przestrzeń kosmiczną. Jej promieniowanie nie jest dobroczynne, jak Słońca, lecz zabójcze. Są to wysokoenergetyczne promienie rentgenowskie i gamma. Pulsary mają opinię wyjątkowo niegościnnych. Życie, jakie znamy, nie mogłoby powstać w ich pobliżu. Ja nie szukałem planet, lecz szybko wirujących pulsarów. Trzy planety znalazłem przypadkowo.
- Im więcej czasu mija od odkrycia przez pana pierwszych planet poza Układem Słonecznym, tym bardziej astronomowie są przekonani, że powinna ich być we wszechświecie ogromna liczba.
- Odkrycie ponad stu planet w ciągu dziesięciu lat to dobry wynik. Tę odkrytą we wrześniu, ogromną jak Jowisz, znaleziono w odległości 100 lat świetlnych od nas.
- Amerykański astronom i autor powieści fantastycznonaukowych Carl Sagan szacował przed kilku laty, że milion nowych układów słonecznych tworzy się we wszechświecie w ciągu godziny. Czy to nie science fiction?
- Przy całym szacunku dla Carla Sagana, myślę, że w tym wypadku przesadził. Ocenia się, że wśród pobliskich gwiazd podobnych do Słońca co najmniej 5 proc. ma planety "jowiszowe", to znaczy gazowe olbrzymy.
- Debra Fischer z zespołu astronomów z San Francisco, którzy odkryli kilka planet wokół jednej gwiazdy, jest przekonana, że "planety tworzą się o wiele łatwiej, niż kiedykolwiek przypuszczaliśmy. Nasza Droga Mleczna roi się od układów planetarnych".
- Poczekałbym z takimi wypowiedziami do momentu, gdy astronomowie zacz-ną znajdować nie tylko gazowe planety olbrzymy, ale także inne, bardziej podobne do Ziemi pod względem masy i krążące bliżej swoich słońc.
- Rok temu teleskop kosmiczny Hubble'a wykrył po raz pierwszy istnienie atmosfery wokół planety pozasłonecznej położonej 150 lat świetlnych od nas. Czy ta obserwacja nie otwiera nowej fazy w eksploracji planet?
- To naprawdę cenne odkrycie było przede wszystkim demonstracją naszych możliwości technicznych. Dowodzi, że jesteśmy w stanie analizować skład chemiczny atmosfery innych planet, nawet odległych o setki lat świetlnych od nas.
A zatem możemy robić coś, co za chwilę okaże się bardzo ważne z punktu widzenia życia we wszechświecie. Właśnie w ten sposób będziemy go szukać. Nie poprzez bezpośrednie badania powierzchni planet, bo to będzie poza naszym zasięgiem jeszcze bardzo długo, ale przez chemiczną analizę ich atmosfery.
- Wykłada pan na Uniwersytecie Pensylwanii przedmiot o nazwie "Life in the Universe". Co pan mówi studentom o życiu we wszechświecie?
- Staram się pokazać, że życie mogło wyniknąć w zupełnie naturalny sposób z chemicznej ewolucji wszechświata. Daję studentom coś w rodzaju podstaw tworzenia się pierwiastków chemicznych w jądrach gwiazd - stopniowo coraz cięższych, aż do uranu. Mówię o tym, w jakich fazach ewolucji wszechświata te pierwiastki powstają, jak organizują się z nich związki chemiczne i jak znajdują drogę na powierzchnię planet. Na końcu rozważamy problem, skąd się wzięło życie i jakie ma szanse na innych planetach.
- Sądzi pan, że ma?
- Myślę, że to nie powinien być wielki problem. Choć należy rozgraniczyć kwestię życia w ogóle, a zwłaszcza życia prymitywnego i życia inteligentnego, wysoko rozwiniętego. Życie prymitywne ma szansę tworzyć się w najrozmaitszych warunkach. Jeśli chodzi o życie inteligentne, mamy za mało danych, by spekulować na ten temat.
- Jeden z amerykańskich astronomów, Andrei Linde, powiedział niedawno: "Wydaje mi się, że życie pojawiło się na Ziemi łatwo, ponieważ najstarsze skały, które mogłyby zawierać ślady życia, zawierają je. Ponadto ogrom wszechświata i nieprawdopodobieństwo tego, by jakaś jego część była absolutnie wyjątkowa, prowadzą do uznania za bardzo możliwe, że wszędzie istnieje pewien rodzaj życia".
- Jest rzeczywiście zdumiewające, że niemal natychmiast po tym, jak skończyła się epoka tzw. wielkiego bombardowania Ziemi we wczesnych fazach ewolucji Układu Słonecznego, pojawiło się na naszej planecie życie. Wiemy też, że na Ziemi istnieją tzw. ekstremofile, organizmy, które ku naszemu zdumieniu wybierają warunki ekstremalne. Żyją w trujących gazach, w wysokich temperaturach, pod wielkimi ciśnieniami na dnie oceanu, w głębi skał czy nawet w gorących kraterach wulkanów. Skoro żywe organizmy mogą egzystować w tak krańcowych warunkach na Ziemi, mogą też być powszechne na innych globach - jeżeli te globy gdzieś są, a dziś już wiemy, że są.
Odkrywca pierwszego układu planetarnego we wszechświecie poza naszym układem słonecznym, wybitny badacz pulsarów. Studia astronomiczne ukończył na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Od lat związany z amerykańskimi placówkami naukowymi, profesor astrofizyki i astronomii na Uniwersytecie Pensylwanii w Stanach Zjednoczonych. Jednocześnie prowadzi wykłady na uniwersytecie w Toruniu, jest także związany z Uniwersytetem Szczecińskim.
Bożena Kastory: Swoim odkryciem rozdarł pan worek z planetami. Są dni, kiedy na dzień dobry dowiadujemy się o kolejnych piętnastu, dwunastu czy jedenastu nowych planetach poza naszym układem słonecznym.
Aleksander Wolszczan: Niedawno odkryto sto czwartą. Dziesięć lat temu astronomowie byli jednak głęboko sfrustrowani. Pół wieku poszukiwań i żadnych rezultatów. Mimo teoretycznych przewidywań, że planety powinny się znajdować w obfitości wokół gwiazd podobnych do Słońca.
- Pan wytropił planety tam, gdzie nikt nie miał zamiaru ich szukać.
- Istotnie, pulsar jest ostatnim miejscem, gdzie można by się spodziewać planet.
- Dlatego, że jest dziwacznym tworem obracającym się jak gigantyczny bąk kilkaset razy na sekundę wokół własnej osi?
- To akurat nie jest problemem. Planecie krążącej wokół takiej gwiazdy byłoby wszystko jedno, jak szybko się ona obraca. Problemem jest to, że pulsar powstaje w sposób, który - zdawałoby się - wyklucza istnienie planet w jego pobliżu. Jest to gwiazda neutronowa, tzw. obiekt zdegenerowany, podobnie jak białe karły i czarne dziury. Tworzy się w wyniku gigantycznej eksplozji zwykłej masywnej gwiazdy i odrzucenia jej zewnętrznych warstw w przestrzeń kosmiczną. Jej promieniowanie nie jest dobroczynne, jak Słońca, lecz zabójcze. Są to wysokoenergetyczne promienie rentgenowskie i gamma. Pulsary mają opinię wyjątkowo niegościnnych. Życie, jakie znamy, nie mogłoby powstać w ich pobliżu. Ja nie szukałem planet, lecz szybko wirujących pulsarów. Trzy planety znalazłem przypadkowo.
- Im więcej czasu mija od odkrycia przez pana pierwszych planet poza Układem Słonecznym, tym bardziej astronomowie są przekonani, że powinna ich być we wszechświecie ogromna liczba.
- Odkrycie ponad stu planet w ciągu dziesięciu lat to dobry wynik. Tę odkrytą we wrześniu, ogromną jak Jowisz, znaleziono w odległości 100 lat świetlnych od nas.
- Amerykański astronom i autor powieści fantastycznonaukowych Carl Sagan szacował przed kilku laty, że milion nowych układów słonecznych tworzy się we wszechświecie w ciągu godziny. Czy to nie science fiction?
- Przy całym szacunku dla Carla Sagana, myślę, że w tym wypadku przesadził. Ocenia się, że wśród pobliskich gwiazd podobnych do Słońca co najmniej 5 proc. ma planety "jowiszowe", to znaczy gazowe olbrzymy.
- Debra Fischer z zespołu astronomów z San Francisco, którzy odkryli kilka planet wokół jednej gwiazdy, jest przekonana, że "planety tworzą się o wiele łatwiej, niż kiedykolwiek przypuszczaliśmy. Nasza Droga Mleczna roi się od układów planetarnych".
- Poczekałbym z takimi wypowiedziami do momentu, gdy astronomowie zacz-ną znajdować nie tylko gazowe planety olbrzymy, ale także inne, bardziej podobne do Ziemi pod względem masy i krążące bliżej swoich słońc.
- Rok temu teleskop kosmiczny Hubble'a wykrył po raz pierwszy istnienie atmosfery wokół planety pozasłonecznej położonej 150 lat świetlnych od nas. Czy ta obserwacja nie otwiera nowej fazy w eksploracji planet?
- To naprawdę cenne odkrycie było przede wszystkim demonstracją naszych możliwości technicznych. Dowodzi, że jesteśmy w stanie analizować skład chemiczny atmosfery innych planet, nawet odległych o setki lat świetlnych od nas.
A zatem możemy robić coś, co za chwilę okaże się bardzo ważne z punktu widzenia życia we wszechświecie. Właśnie w ten sposób będziemy go szukać. Nie poprzez bezpośrednie badania powierzchni planet, bo to będzie poza naszym zasięgiem jeszcze bardzo długo, ale przez chemiczną analizę ich atmosfery.
- Wykłada pan na Uniwersytecie Pensylwanii przedmiot o nazwie "Life in the Universe". Co pan mówi studentom o życiu we wszechświecie?
- Staram się pokazać, że życie mogło wyniknąć w zupełnie naturalny sposób z chemicznej ewolucji wszechświata. Daję studentom coś w rodzaju podstaw tworzenia się pierwiastków chemicznych w jądrach gwiazd - stopniowo coraz cięższych, aż do uranu. Mówię o tym, w jakich fazach ewolucji wszechświata te pierwiastki powstają, jak organizują się z nich związki chemiczne i jak znajdują drogę na powierzchnię planet. Na końcu rozważamy problem, skąd się wzięło życie i jakie ma szanse na innych planetach.
- Sądzi pan, że ma?
- Myślę, że to nie powinien być wielki problem. Choć należy rozgraniczyć kwestię życia w ogóle, a zwłaszcza życia prymitywnego i życia inteligentnego, wysoko rozwiniętego. Życie prymitywne ma szansę tworzyć się w najrozmaitszych warunkach. Jeśli chodzi o życie inteligentne, mamy za mało danych, by spekulować na ten temat.
- Jeden z amerykańskich astronomów, Andrei Linde, powiedział niedawno: "Wydaje mi się, że życie pojawiło się na Ziemi łatwo, ponieważ najstarsze skały, które mogłyby zawierać ślady życia, zawierają je. Ponadto ogrom wszechświata i nieprawdopodobieństwo tego, by jakaś jego część była absolutnie wyjątkowa, prowadzą do uznania za bardzo możliwe, że wszędzie istnieje pewien rodzaj życia".
- Jest rzeczywiście zdumiewające, że niemal natychmiast po tym, jak skończyła się epoka tzw. wielkiego bombardowania Ziemi we wczesnych fazach ewolucji Układu Słonecznego, pojawiło się na naszej planecie życie. Wiemy też, że na Ziemi istnieją tzw. ekstremofile, organizmy, które ku naszemu zdumieniu wybierają warunki ekstremalne. Żyją w trujących gazach, w wysokich temperaturach, pod wielkimi ciśnieniami na dnie oceanu, w głębi skał czy nawet w gorących kraterach wulkanów. Skoro żywe organizmy mogą egzystować w tak krańcowych warunkach na Ziemi, mogą też być powszechne na innych globach - jeżeli te globy gdzieś są, a dziś już wiemy, że są.
Więcej możesz przeczytać w 45/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.