Człowiek to tylko kopiejka - mawiali wielkoruscy możnowładcy. Putin, stojąc na czele Rosji, to potwierdza podczas akcji odbijania zakładników.
Moskiewski spektakl teatru śmierci mógłby wyreżyserować Stalin lub Husajn
Władza w Rosji wciąż - jak przed wiekami, gdy wielkoruscy możnowładcy mawiali: Czełowiek eto tolko kopiejeczka - ma za nic ludzkie życie. Gdyby dowodzący szturmem na teatr ujawnili choćby tylko nazwę użytego gazu, uratowano by dziesiątki osób.
WŁadze Rosji przede wszystkim boją się własnego społeczeństwa i kłamią, kłamią, kłamią! - mówi "Wprost" Siergiej Kowaliow, nazywany sumieniem tego kraju. Od kiedy teatr na Dubrowce opanowali terroryści, godzina po godzinie wychodziły na jaw kolejne kłamstwa władz. Wszyscy mogli zobaczyć, że grupą porywaczy kierował Mowsar Barajew, choć jeszcze na początku października armia chwaliła się, że go "wyeliminowała". Kłamano, że terroryści zaczęli dokonywać egzekucji zakładników, co miało być bezpośrednią przyczyną szturmu.
"The New York Times" pisał po ataku na teatr opanowany przez terrorystów, że władze w Moskwie sięgnęły po stare sowieckie metody. - To typowe zachowania rodem z czasów zimnej wojny - mówi "Wprost" prof. Rajan Menon, ekspert od spraw rosyjskich w amerykańskim Lehigh University. - W ich efekcie wiele osób zmarło niepotrzebnie - twierdzi Menon. Rosjanie jednak nie zważali na "skutki uboczne". Dominującą rolę w negocjacjach z porywaczami odgrywali funkcjonariusze FSB, spadkobierczyni KGB, a zwłaszcza osoby bezpośrednio zaangażowane w wojnę w Czeczenii.
- Resorty siłowe najlepiej przetrwały okres transformacji i są ostoją władz, a przecież żyją z napięć i stanów wyjątkowych, dlatego ochoczo je podsycają - mówi prof. Wojciech Materski, ekspert do spraw rosyjskich w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.
Nie próbujemy w żaden sposób usprawiedliwiać terrorystów, czy jednak to, iż ukrywali twarze pod maskami, nie świadczy o tym, że nie mieli zamiaru wysadzać budynku? Że liczyli, iż ujdą z życiem po negocjacjach z Rosjanami? Kowaliow mówi, że czynu terrorystów nie można niczym usprawiedliwiać, ale podkreśla, że "od władz wymaga się więcej niż od osób uznanych za przestępców".
Nauczyciel Husajn
Nawet były prezydent Peru Alberto Fujimori, gdy odbijał z rąk terrorystów Tupak Amaru zakładników przetrzymywanych w japońskiej ambasadzie, nie posunął się do użycia gazu. Nie zrobiono tego zatem nawet w kraju, gdzie filarem władzy był strach podtrzymywany dzięki aparatowi przemocy z wielkim manipulatorem Montesinosem na czele. Metody rosyjskiej Alfy przypominają raczej poczynania Saddama Husajna (zagazowanie mieszkańców kurdyjskich wiosek)! Przesadne porównanie? Wcale nie. W Czeczenii rosyjskie wojska dopuściły się (i nadal to czynią!) przestępstw, które należy określić mianem ludobójstwa.
Michaił Gorbaczow dokonał przełomu w utartym przez stulecia sposobie funkcjonowania państwa rosyjskiego (niezależnie od ustroju). Zakwestionował uciekanie się do przemocy jako podstawowej metody rozwiązywania konfliktów. Jego konto obciążają wprawdzie ofiary interwencji w Wilnie i Tbilisi (w stolicy Gruzji do rozpędzania demonstracji użyto prawdopodobnie tego samego gazu, który zastosowano w moskiewskim teatrze), ale biorąc pod uwagę, że Gorbaczow rządził w okresie napięć wywołanych demontażem ZSRR, trzeba uznać, że usiłował wytyczyć nowy kurs, odejść od metod wschodniej sztuki zabijania i powszechnej na wschód od Bugu pogardy dla życia.
Odsunąć bezpiekę!
Następcy Gorbaczowa - Borys Jelcyn i Władimir Putin - odrzucali, niestety, jego filozofię odchodzenia od przemocy. Putin wręcz użył wojny jako sposobu katapultowania się do prezydentury. Władzę skonsolidował dzięki krwawej wojennej awanturze w Czeczenii, oparł się na służbach specjalnych i resortach siłowych. To jedyne instytucje, których funkcjonowanie znał od podszewki. Po enkawudowskie metody sięgał zarówno w rozprawie z wolnymi (a nieprzychylnymi sobie) mediami, jak i z niewygodnymi dla siebie oligarchami.
Trzy miesiące po objęciu urzędu musiał się zmierzyć z katastrofą okrętu podwodnego "Kursk". Wtedy nie przyszło mu do głowy, że powinien natychmiast odwołać swój urlop. Władze wolały dopuścić do zatonięcia okrętu wraz z załogą, nie podejmując działań ratowniczych, by nie wyszły na jaw okoliczności tragedii. Jaką naukę wyciągnął z tej lekcji Putin? Że trzeba nałożyć knebel mediom - natychmiast postąpiono w ten sposób z dwoma najbardziej krytycznymi stacjami telewizyjnymi - NTV i ORT. Olga Czerepowa, politolog z Instytutu Politycznej Informacji, uważa, że po ostatniej tragedii trzeba jeszcze raz ocenić mechanizmy rządzenia w Rosji. - Czy wybór Putina na prezydenta bezpośrednio po rozpętaniu awantury czeczeńskiej to przypadek? A może rację miał Borys Bieriezowski, przedstawiający dowody, że to służby specjalne wysadzały w powietrze domy w Moskwie, Wołgodońsku i Bujnansku, za co obwiniono "czeczeńskich bandytów"? - zastanawia się Czerepowa. Memoriał, organizacja obrony praw człowieka, domaga się "odsunięciem od władzy Federalnej Służby Bezpieczeństwa, która zawsze zajmuje się jedynie zabijaniem ludzi".
Homo sovieticus wiecznie żywy
W raporcie na temat prozachodniego zwrotu w rosyjskiej polityce zagranicznej Marek Menkiszak, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, stwierdza: "Kreml podejmuje wszystkie istotne decyzje kadrowe, kontroluje najważniejsze środki masowego przekazu i skutecznie przeciwdziała powstaniu znaczącej opozycji politycznej". Wsłuchując się w wypowiedzi Putina, który mówił od początku o potrzebie wprowadzenia "dyktatury prawa", można było mieć pewność, że budowane przez niego państwo będzie dalekie od liberalnego modelu demokracji, bliższe rozwiązaniom wschodnioazjatyckim. Zresztą, w Rosji żywa jest koncepcja "eurazjatycka" - melanż pozostałości po komunizmie, prawosławnej ortodoksji i narodowego fundamentalizmu, pod którego sporą częścią podpisałby się sam Sołżenicyn.
Putin wprawdzie zapewnia o gwarancjach dla swobód obywatelskich i demokracji, ale wartości przez niego hołubione to duma narodowa i poczucie wielkości Rosji w połączeniu z solidaryzmem społecznym zdradzającym znamiona skrajnego kolektywizmu (typowego dla Azji, a wzmacnianego przez bolszewików, Stalina i kolejnych genseków).
Putin nie traci poparcia społecznego, ale je zyskuje. Większość obywateli akceptuje jego postępowanie. Prawie 70 proc. Rosjan uważa, że Czeczeni rozumieją tylko język siły, a prawie 80 proc. postrzega ich przede wszystkim jako bandytów, porywaczy i morderców. Ostatnie badanie opinii publicznej - przeprowadzone już po gazowym szturmie na teatr - pokazuje, że metody prezydenta popiera 85 proc. Rosjan. Rosyjscy eksperci w pracy dla Instytutu Wschodniego "Rosja 2002 - raport z transformacji" przytaczają wyniki sondażu, w którym 37 proc. ankietowanych za najbardziej zbieżne z narodowymi interesami Rosji uznało zachowanie statusu wielkiego mocarstwa. Tylko 20 proc. postawiło na budowanie demokratycznego państwa prawa, a zaledwie 14 proc. na stworzenie gospodarki konkurencyjnej. W świetle tego łatwiej zrozumieć, dlaczego to, co w każdym zachodnim kraju wywołałoby wstrząs opinii publicznej, w Rosji zostało przyjęte jako norma. - Nawet część bliskich zakładników, którzy zginęli w teatrze, nadal myśli w kategoriach "państwo nade wszystko" - zauważa prof. Materski. - W Rosji zawsze liczyła się władza, zbiorowość, często traktowana jako szara masa, mięso armatnie, a nie jednostka. I tak, niestety, zostało - mówi Kowaliow. Należy się zatem liczyć z narastaniem kłamstwa i przemocy.
Juliusz Urbanowicz
Współpraca: Grzegorz Ślubowski,
Moskwa
Agaton Koziński
Władza w Rosji wciąż - jak przed wiekami, gdy wielkoruscy możnowładcy mawiali: Czełowiek eto tolko kopiejeczka - ma za nic ludzkie życie. Gdyby dowodzący szturmem na teatr ujawnili choćby tylko nazwę użytego gazu, uratowano by dziesiątki osób.
WŁadze Rosji przede wszystkim boją się własnego społeczeństwa i kłamią, kłamią, kłamią! - mówi "Wprost" Siergiej Kowaliow, nazywany sumieniem tego kraju. Od kiedy teatr na Dubrowce opanowali terroryści, godzina po godzinie wychodziły na jaw kolejne kłamstwa władz. Wszyscy mogli zobaczyć, że grupą porywaczy kierował Mowsar Barajew, choć jeszcze na początku października armia chwaliła się, że go "wyeliminowała". Kłamano, że terroryści zaczęli dokonywać egzekucji zakładników, co miało być bezpośrednią przyczyną szturmu.
"The New York Times" pisał po ataku na teatr opanowany przez terrorystów, że władze w Moskwie sięgnęły po stare sowieckie metody. - To typowe zachowania rodem z czasów zimnej wojny - mówi "Wprost" prof. Rajan Menon, ekspert od spraw rosyjskich w amerykańskim Lehigh University. - W ich efekcie wiele osób zmarło niepotrzebnie - twierdzi Menon. Rosjanie jednak nie zważali na "skutki uboczne". Dominującą rolę w negocjacjach z porywaczami odgrywali funkcjonariusze FSB, spadkobierczyni KGB, a zwłaszcza osoby bezpośrednio zaangażowane w wojnę w Czeczenii.
- Resorty siłowe najlepiej przetrwały okres transformacji i są ostoją władz, a przecież żyją z napięć i stanów wyjątkowych, dlatego ochoczo je podsycają - mówi prof. Wojciech Materski, ekspert do spraw rosyjskich w Instytucie Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk.
Nie próbujemy w żaden sposób usprawiedliwiać terrorystów, czy jednak to, iż ukrywali twarze pod maskami, nie świadczy o tym, że nie mieli zamiaru wysadzać budynku? Że liczyli, iż ujdą z życiem po negocjacjach z Rosjanami? Kowaliow mówi, że czynu terrorystów nie można niczym usprawiedliwiać, ale podkreśla, że "od władz wymaga się więcej niż od osób uznanych za przestępców".
Nauczyciel Husajn
Nawet były prezydent Peru Alberto Fujimori, gdy odbijał z rąk terrorystów Tupak Amaru zakładników przetrzymywanych w japońskiej ambasadzie, nie posunął się do użycia gazu. Nie zrobiono tego zatem nawet w kraju, gdzie filarem władzy był strach podtrzymywany dzięki aparatowi przemocy z wielkim manipulatorem Montesinosem na czele. Metody rosyjskiej Alfy przypominają raczej poczynania Saddama Husajna (zagazowanie mieszkańców kurdyjskich wiosek)! Przesadne porównanie? Wcale nie. W Czeczenii rosyjskie wojska dopuściły się (i nadal to czynią!) przestępstw, które należy określić mianem ludobójstwa.
Michaił Gorbaczow dokonał przełomu w utartym przez stulecia sposobie funkcjonowania państwa rosyjskiego (niezależnie od ustroju). Zakwestionował uciekanie się do przemocy jako podstawowej metody rozwiązywania konfliktów. Jego konto obciążają wprawdzie ofiary interwencji w Wilnie i Tbilisi (w stolicy Gruzji do rozpędzania demonstracji użyto prawdopodobnie tego samego gazu, który zastosowano w moskiewskim teatrze), ale biorąc pod uwagę, że Gorbaczow rządził w okresie napięć wywołanych demontażem ZSRR, trzeba uznać, że usiłował wytyczyć nowy kurs, odejść od metod wschodniej sztuki zabijania i powszechnej na wschód od Bugu pogardy dla życia.
Odsunąć bezpiekę!
Następcy Gorbaczowa - Borys Jelcyn i Władimir Putin - odrzucali, niestety, jego filozofię odchodzenia od przemocy. Putin wręcz użył wojny jako sposobu katapultowania się do prezydentury. Władzę skonsolidował dzięki krwawej wojennej awanturze w Czeczenii, oparł się na służbach specjalnych i resortach siłowych. To jedyne instytucje, których funkcjonowanie znał od podszewki. Po enkawudowskie metody sięgał zarówno w rozprawie z wolnymi (a nieprzychylnymi sobie) mediami, jak i z niewygodnymi dla siebie oligarchami.
Trzy miesiące po objęciu urzędu musiał się zmierzyć z katastrofą okrętu podwodnego "Kursk". Wtedy nie przyszło mu do głowy, że powinien natychmiast odwołać swój urlop. Władze wolały dopuścić do zatonięcia okrętu wraz z załogą, nie podejmując działań ratowniczych, by nie wyszły na jaw okoliczności tragedii. Jaką naukę wyciągnął z tej lekcji Putin? Że trzeba nałożyć knebel mediom - natychmiast postąpiono w ten sposób z dwoma najbardziej krytycznymi stacjami telewizyjnymi - NTV i ORT. Olga Czerepowa, politolog z Instytutu Politycznej Informacji, uważa, że po ostatniej tragedii trzeba jeszcze raz ocenić mechanizmy rządzenia w Rosji. - Czy wybór Putina na prezydenta bezpośrednio po rozpętaniu awantury czeczeńskiej to przypadek? A może rację miał Borys Bieriezowski, przedstawiający dowody, że to służby specjalne wysadzały w powietrze domy w Moskwie, Wołgodońsku i Bujnansku, za co obwiniono "czeczeńskich bandytów"? - zastanawia się Czerepowa. Memoriał, organizacja obrony praw człowieka, domaga się "odsunięciem od władzy Federalnej Służby Bezpieczeństwa, która zawsze zajmuje się jedynie zabijaniem ludzi".
Homo sovieticus wiecznie żywy
W raporcie na temat prozachodniego zwrotu w rosyjskiej polityce zagranicznej Marek Menkiszak, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, stwierdza: "Kreml podejmuje wszystkie istotne decyzje kadrowe, kontroluje najważniejsze środki masowego przekazu i skutecznie przeciwdziała powstaniu znaczącej opozycji politycznej". Wsłuchując się w wypowiedzi Putina, który mówił od początku o potrzebie wprowadzenia "dyktatury prawa", można było mieć pewność, że budowane przez niego państwo będzie dalekie od liberalnego modelu demokracji, bliższe rozwiązaniom wschodnioazjatyckim. Zresztą, w Rosji żywa jest koncepcja "eurazjatycka" - melanż pozostałości po komunizmie, prawosławnej ortodoksji i narodowego fundamentalizmu, pod którego sporą częścią podpisałby się sam Sołżenicyn.
Putin wprawdzie zapewnia o gwarancjach dla swobód obywatelskich i demokracji, ale wartości przez niego hołubione to duma narodowa i poczucie wielkości Rosji w połączeniu z solidaryzmem społecznym zdradzającym znamiona skrajnego kolektywizmu (typowego dla Azji, a wzmacnianego przez bolszewików, Stalina i kolejnych genseków).
Putin nie traci poparcia społecznego, ale je zyskuje. Większość obywateli akceptuje jego postępowanie. Prawie 70 proc. Rosjan uważa, że Czeczeni rozumieją tylko język siły, a prawie 80 proc. postrzega ich przede wszystkim jako bandytów, porywaczy i morderców. Ostatnie badanie opinii publicznej - przeprowadzone już po gazowym szturmie na teatr - pokazuje, że metody prezydenta popiera 85 proc. Rosjan. Rosyjscy eksperci w pracy dla Instytutu Wschodniego "Rosja 2002 - raport z transformacji" przytaczają wyniki sondażu, w którym 37 proc. ankietowanych za najbardziej zbieżne z narodowymi interesami Rosji uznało zachowanie statusu wielkiego mocarstwa. Tylko 20 proc. postawiło na budowanie demokratycznego państwa prawa, a zaledwie 14 proc. na stworzenie gospodarki konkurencyjnej. W świetle tego łatwiej zrozumieć, dlaczego to, co w każdym zachodnim kraju wywołałoby wstrząs opinii publicznej, w Rosji zostało przyjęte jako norma. - Nawet część bliskich zakładników, którzy zginęli w teatrze, nadal myśli w kategoriach "państwo nade wszystko" - zauważa prof. Materski. - W Rosji zawsze liczyła się władza, zbiorowość, często traktowana jako szara masa, mięso armatnie, a nie jednostka. I tak, niestety, zostało - mówi Kowaliow. Należy się zatem liczyć z narastaniem kłamstwa i przemocy.
Juliusz Urbanowicz
Współpraca: Grzegorz Ślubowski,
Moskwa
Agaton Koziński
Śmiertelny koktajl |
---|
Dr Jacek Arct, Wydział Chemiczny Politechniki Warszawskiej: Fentanyl oraz jego pochodne użyte przez rosyjskie siły specjalne w moskiewskim teatrze to syntetyczne związki o działaniu zbliżonym do heroiny czy morfiny. Taki gaz błyskawicznie "wyłącza" układ nerwowy, a w większych dawkach zaburza działanie układu oddechowego. W teatrze użyto prawdopodobnie "koktajlu", czyli mieszanki jednej z pochodnych fentanylu (niektóre działają nawet 3000 razy silniej niż morfina) i innych związków - np. droperydolu. Antidotum przeciw użytemu gazowi to nalokson - powinien się znajdować w każdym szpitalu, jest bowiem podstawowym środkiem używanym przy przedawkowaniu heroiny. |
Rosyjski superetnos |
---|
Lew Gumilow w książce "Od Rusi do Rosji": "Mechaniczne przeniesienie w warunki Rosji zachodnioeuropejskich tradycji zachowań nie przyniosło wiele dobrego, zresztą nic dziwnego. Przecież rosyjski superetnos powstał pięćset lat później. (...) Ponieważ Rosjanie są o pięćset lat młodsi, żeby nie wiadomo jak studiowali europejskie doświadczenia, nie uda im się teraz osiągnąć dobrobytu i obyczajów charakterystycznych dla Europy. Tak zwane kraje rozwinięte należą do innego superetnosu - do świata zachodnioeuropejskiego, który dawniej nosił nazwę "świata chrześcijańskiego". Powstał w IX wieku i w ciągu tysiąclecia dotarł do naturalnego finału swej historii etnicznej. Właśnie dlatego widzimy u Europejczyków z Zachodu wysoko rozwiniętą technikę, stabilizację, porządek oparty na prawie. Wszystko to jest wynikiem długiego rozwoju historycznego. Oczywiście, można próbować "wejść w krąg cywilizowanych narodów", to znaczy w inny superetnos. Ale, niestety, nic za darmo. Należy pamiętać, że ceną integracji Rosji z Europą Zachodnią będzie całkowite odejście od rodzimych tradycji i następująca za tym asymilacja". Lew Nikołajewicz Gumilow (1911-1992) - wybitny rosyjski dysydent, historyk, orientalista, syn popularnego rosyjskiego poety Nikołaja Gumilowa. Wielokrotnie aresztowany i więziony w łagrach, od 1956 r. poświęcił się wyłącznie nauce. Jest autorem m.in. "Dziejów dawnych Turków" oraz "Śladami cywilizacji Wielkiego Stepu". |
Więcej możesz przeczytać w 45/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.