Trzeba przyjąć takie reguły funkcjonowania Sejmu, które przetrwają co najmniej kilka kadencji
Ostatnie przesilenie sejmowe, związane z zablokowaniem obrad przez posła Gabriela Janowskiego, usunięciem go z sali przez straż marszałkowską i wnioskiem Ligi Polskich Rodzin o odwołanie marszałka Marka Borowskiego, zaowocowało podjęciem prac nad zmianami w regulaminie Sejmu. Powołana została komisja nadzwyczajna, która ma przygotować nowe reguły postępowania na Wiejskiej.
Zgłoszone do tej pory propozycje zmierzają w dwóch kierunkach. Po pierwsze, przewidują zaostrzenie kar dla posłów, którzy uniemożliwiają prowadzenie obrad. Najdalej idące zapisy przewidują stawianie najbardziej krnąbrnych posłów przed Trybunałem Stanu i pozbawianie ich mandatu. Wymagałoby to zmian w konstytucji, co w obecnych warunkach trudno sobie wyobrazić.
Druga sfera zmian sprowadza się do osłabienia pozycji marszałka Sejmu. Dzisiaj jest on na Wiejskiej prawdziwym gospodarzem: decyduje, czym zajmuje się Sejm, podejmuje wszystkie najważniejsze decyzje. Dwa pozostałe organy Sejmu, czyli złożone z marszałka i wicemarszałków Prezydium Sejmu, oraz złożony z marszałka, wicemarszałków i szefów klubów parlamentarnych Konwent Seniorów, pełnią funkcje doradcze i tak naprawdę o niczym nie są w stanie przesądzić. Zwolennicy ograniczenia uprawnień marszałka chcą odwrócenia tych ról. Marzy im się parlament, w którym głos decydujący będzie należał do Konwentu Seniorów bądź Prezydium Sejmu, a marszałek zredukowany zostanie do wykonawcy woli tych organów.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że takie rozwiązanie już w Sejmie funkcjonowało i zostało zastąpione obecnie obowiązującym (w październiku 1997 r.) właśnie przez tych posłów, którzy wnoszą o restytuowanie dawnych reguł. Wystarczy sięgnąć do stenogramów sejmowych, by się przekonać, że w 1997 r. za zapisami regulaminu, dzisiaj przez nich samych krytykowanymi, głosowali tak wytrawni parlamentarzyści, jak Adam Bielan, Tadeusz Cymański, Ludwik Dorn, Jarosław Kaczyński, Michał Kamiński, Marcin Libicki, Jan Ło-puszański, Konstanty Miodowicz, Marian Piłka, Maciej Płażyński, Jan Maria Rokita, Wiesław Walendziak.
Rodzi się pytanie, cóż takiego zdarzyło się pomiędzy rokiem 1997 a 2002, że posłowie prawicy tak diametralnie zmienili przekonania. Odpowiedź nie jest zbyt skomplikowana. Wszyscy oni w 1997 r. wchodzili w skład rządzącej większości i nowe zapisy traktowali jako wygodny oręż w dyscyplinowaniu opozycji, w tamtym czasie złożonej z posłów SLD i PSL. Role się jednak odwróciły i posłowie dawnej rządzącej większości znaleźli się w 2001 r. w opozycyjnej mniejszości. Teraz sami poczęli odczuwać krępującą rolę uchwalonych przez siebie przepisów. Doświadczyli na własnej skórze celności starego przysłowia: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.
O przysłowiu tym winni też pamiętać posłowie obecnie rządzącej koalicji SLD-UP-PSL. Im te przepisy w minionej kadencji bardzo dopiekły i byłoby źle, gdyby tamto bolesne doświadczenie łatwo pokryło się kurzem niepamięci. Zaufanie wyborców nie jest dane raz na zawsze i w przyszłości sejmowe role po raz kolejny mogą się odwrócić.
Nie ma uzasadnienia dla niezłom-nej obrony regulaminu uchwalonego przez prawicę w 1997 r. Lepiej w gronie wszystkich klubów parlamentarnych zastanowić się nad nowymi regułami funkcjonowania Sejmu. Regułami, które z jednej strony pozwolą parlamentowi sprawnie działać, z drugiej zaś nie zepchną opozycji na mieliznę i nie ugruntują w niej przekonania o dotkliwej marginalizacji. Warto wspólnie przyjąć zasady działania Sejmu, które przetrwają co najmniej kilka kadencji. Nie będzie to łatwe, zwłaszcza w sytuacji, kiedy parlament zalewa fala radykalnego awanturnictwa. Będzie to jednak możliwe, jeśli tylko żaden z uczestników tej debaty nie zapomni, aby nie czynić innym, co jemu samemu niemiłe.
Zgłoszone do tej pory propozycje zmierzają w dwóch kierunkach. Po pierwsze, przewidują zaostrzenie kar dla posłów, którzy uniemożliwiają prowadzenie obrad. Najdalej idące zapisy przewidują stawianie najbardziej krnąbrnych posłów przed Trybunałem Stanu i pozbawianie ich mandatu. Wymagałoby to zmian w konstytucji, co w obecnych warunkach trudno sobie wyobrazić.
Druga sfera zmian sprowadza się do osłabienia pozycji marszałka Sejmu. Dzisiaj jest on na Wiejskiej prawdziwym gospodarzem: decyduje, czym zajmuje się Sejm, podejmuje wszystkie najważniejsze decyzje. Dwa pozostałe organy Sejmu, czyli złożone z marszałka i wicemarszałków Prezydium Sejmu, oraz złożony z marszałka, wicemarszałków i szefów klubów parlamentarnych Konwent Seniorów, pełnią funkcje doradcze i tak naprawdę o niczym nie są w stanie przesądzić. Zwolennicy ograniczenia uprawnień marszałka chcą odwrócenia tych ról. Marzy im się parlament, w którym głos decydujący będzie należał do Konwentu Seniorów bądź Prezydium Sejmu, a marszałek zredukowany zostanie do wykonawcy woli tych organów.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że takie rozwiązanie już w Sejmie funkcjonowało i zostało zastąpione obecnie obowiązującym (w październiku 1997 r.) właśnie przez tych posłów, którzy wnoszą o restytuowanie dawnych reguł. Wystarczy sięgnąć do stenogramów sejmowych, by się przekonać, że w 1997 r. za zapisami regulaminu, dzisiaj przez nich samych krytykowanymi, głosowali tak wytrawni parlamentarzyści, jak Adam Bielan, Tadeusz Cymański, Ludwik Dorn, Jarosław Kaczyński, Michał Kamiński, Marcin Libicki, Jan Ło-puszański, Konstanty Miodowicz, Marian Piłka, Maciej Płażyński, Jan Maria Rokita, Wiesław Walendziak.
Rodzi się pytanie, cóż takiego zdarzyło się pomiędzy rokiem 1997 a 2002, że posłowie prawicy tak diametralnie zmienili przekonania. Odpowiedź nie jest zbyt skomplikowana. Wszyscy oni w 1997 r. wchodzili w skład rządzącej większości i nowe zapisy traktowali jako wygodny oręż w dyscyplinowaniu opozycji, w tamtym czasie złożonej z posłów SLD i PSL. Role się jednak odwróciły i posłowie dawnej rządzącej większości znaleźli się w 2001 r. w opozycyjnej mniejszości. Teraz sami poczęli odczuwać krępującą rolę uchwalonych przez siebie przepisów. Doświadczyli na własnej skórze celności starego przysłowia: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.
O przysłowiu tym winni też pamiętać posłowie obecnie rządzącej koalicji SLD-UP-PSL. Im te przepisy w minionej kadencji bardzo dopiekły i byłoby źle, gdyby tamto bolesne doświadczenie łatwo pokryło się kurzem niepamięci. Zaufanie wyborców nie jest dane raz na zawsze i w przyszłości sejmowe role po raz kolejny mogą się odwrócić.
Nie ma uzasadnienia dla niezłom-nej obrony regulaminu uchwalonego przez prawicę w 1997 r. Lepiej w gronie wszystkich klubów parlamentarnych zastanowić się nad nowymi regułami funkcjonowania Sejmu. Regułami, które z jednej strony pozwolą parlamentowi sprawnie działać, z drugiej zaś nie zepchną opozycji na mieliznę i nie ugruntują w niej przekonania o dotkliwej marginalizacji. Warto wspólnie przyjąć zasady działania Sejmu, które przetrwają co najmniej kilka kadencji. Nie będzie to łatwe, zwłaszcza w sytuacji, kiedy parlament zalewa fala radykalnego awanturnictwa. Będzie to jednak możliwe, jeśli tylko żaden z uczestników tej debaty nie zapomni, aby nie czynić innym, co jemu samemu niemiłe.
Więcej możesz przeczytać w 45/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.