Ogromnym powodzeniem zaczynają się cieszyć w Ameryce podręczne zestawy survivalu. Na czele listy znajdują się oczywiście spadochrony dla mieszkańców wyższych pięter oraz mierniki do mierzenia skażeń, promieniowania itp. Niezbędnym przedmiotem w domu i na farmie jest coraz częściej maska przeciwgazowa i tylko patrzeć, jak ten standardowy strój zyska wiele estetycznych odmian - dla kobiet, dzieci, emerytów - a obok wersji domowych pojawią się maski wyjściowe czy wręcz karnawałowe. W ramach akcji "Bezpieczna Ameryka" coraz częściej, wybierając się na stację benzynową czy do supermarketu, należy się zaopatrzyć w koszulkę kuloodporną, hełm i noktowizyjny "antysnajper" na podczerwień. Praktyczne mogą się okazać żelazne racje żywności, woda w pigułkach i nikotyna w czopkach, na wypadek konieczności dłuższego przebywania w domu.
Zastanawiam się, jak wyglądałaby realizacja hasła "Bezpieczna Polska", gdyby rządy u nas objęła koalicja SLD i Samoobrony. Polegałaby ona zapewne na wykupieniu zapasów cukru i benzyny przez obywateli, a także zakopaniu co wartościowszych przedmiotów na wypadek najścia grasantów z kontroli skarbowej wspartych przez chłopsko-robotniczy aktyw. W razie dalszego pogłębiana się kryzysu niezbędny byłby "zadymer", czujnik pozwalający ustalić, w którym miejscu miasta trwa zadyma, oraz gąsienice do malucha, by sprawnie okrążać blokady organizowane przez PiS i Platformę Obywatelską. Dla zdrowia można by na bieżąco sprawdzać u siebie - za pomocą licznika Leppera-Millera - poziom czerwonych ciałek we krwi i białej gorączki. Bezpieczeństwo domowe mógłby natomiast zapewnić mały robot Rutkowski 2005 z koniecznym atestem policyjnym oraz płatna przepustka zezwalająca na nieoglądanie telewizji publicznej w godzinie emisji "Wiadomości".
Oczywiście dotyczyłoby to szarych obywateli. Elity od pewnego czasu przechodzą praktyczny kurs survivalu, obejmujący takie dyscypliny, jak utrzymanie się marszałka na lasce, przeżycie na trybunie ratunkowej grupowo lub indywidualnie podczas powodzi słów i zalewu głupoty, zmiana utraty poparcia na wzrost dobrego samopoczucia za pomocą telewizji oraz sezonowe kłótnie z partnerem w celu zwiększenia stanu posiadania. Nawiasem mówiąc, transmisje takiego reality show cieszą się dziś o wiele większym zainteresowanym widzów niż inne dawne i obecne autorskie programy naszej klasy politycznej - "Agent" w reżyserii A. Macierewicza, "Bar" w trakcie późnowieczornych obrad izby, "Dwa światy" podczas rządów koalicji AWS-UW czy nadawany już drugą kadencję z Pałacu Namiestnikowskiego "Idol".
Nie ulega wątpliwości, że na styku obydwu tych survivali mielibyśmy naprawdę bezpieczny kraj oparty na zbiorowej świadomości zajmowania godnego miejsca w rodzinie narodów - miedzy Laosem a Liberią, jako Najjaśniejsza Republika Lepperii (w której nawet kameleony chodzą w biało-czerwonych pasiakach).
Zastanawiam się, jak wyglądałaby realizacja hasła "Bezpieczna Polska", gdyby rządy u nas objęła koalicja SLD i Samoobrony. Polegałaby ona zapewne na wykupieniu zapasów cukru i benzyny przez obywateli, a także zakopaniu co wartościowszych przedmiotów na wypadek najścia grasantów z kontroli skarbowej wspartych przez chłopsko-robotniczy aktyw. W razie dalszego pogłębiana się kryzysu niezbędny byłby "zadymer", czujnik pozwalający ustalić, w którym miejscu miasta trwa zadyma, oraz gąsienice do malucha, by sprawnie okrążać blokady organizowane przez PiS i Platformę Obywatelską. Dla zdrowia można by na bieżąco sprawdzać u siebie - za pomocą licznika Leppera-Millera - poziom czerwonych ciałek we krwi i białej gorączki. Bezpieczeństwo domowe mógłby natomiast zapewnić mały robot Rutkowski 2005 z koniecznym atestem policyjnym oraz płatna przepustka zezwalająca na nieoglądanie telewizji publicznej w godzinie emisji "Wiadomości".
Oczywiście dotyczyłoby to szarych obywateli. Elity od pewnego czasu przechodzą praktyczny kurs survivalu, obejmujący takie dyscypliny, jak utrzymanie się marszałka na lasce, przeżycie na trybunie ratunkowej grupowo lub indywidualnie podczas powodzi słów i zalewu głupoty, zmiana utraty poparcia na wzrost dobrego samopoczucia za pomocą telewizji oraz sezonowe kłótnie z partnerem w celu zwiększenia stanu posiadania. Nawiasem mówiąc, transmisje takiego reality show cieszą się dziś o wiele większym zainteresowanym widzów niż inne dawne i obecne autorskie programy naszej klasy politycznej - "Agent" w reżyserii A. Macierewicza, "Bar" w trakcie późnowieczornych obrad izby, "Dwa światy" podczas rządów koalicji AWS-UW czy nadawany już drugą kadencję z Pałacu Namiestnikowskiego "Idol".
Nie ulega wątpliwości, że na styku obydwu tych survivali mielibyśmy naprawdę bezpieczny kraj oparty na zbiorowej świadomości zajmowania godnego miejsca w rodzinie narodów - miedzy Laosem a Liberią, jako Najjaśniejsza Republika Lepperii (w której nawet kameleony chodzą w biało-czerwonych pasiakach).
Więcej możesz przeczytać w 45/2002 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.