Rynek tanich towarów i usług jest już wart bilion dolarów
Henry Ford sprzedawał tanie samochody, dobrze płacił i pomógł zbudować klasę średnią" - twierdził Lee Iacocca, jeden z najlepszych menedżerów XX wieku. Ford, inżynier z Detroit, nie tylko zapewnił milionom Amerykanów samochód, ale także dał początek taniokracji - systemu, w którym dbałość o kieszeń klienta powoduje... wzrost dochodów producentów. Tak jak komunizm był dyktaturą proletariatu, tak taniokracja jest dyktaturą konsumentów, którzy chcą płacić tylko za to, czego naprawdę potrzebują.
Dziś rynek tanich towarów i usług, oznaczających jednak maksymalną jakość za minimalną cenę, wart jest bilion dolarów - o jedną piątą więcej niż rynek towarów luksusowych. Mamy już nie tylko tanie samochody, meble, restauracje czy supermarkety, ale także tanie linie lotnicze (przewożą już połowę wszystkich pasażerów), tanie banki, tanich operatorów telefonicznych. Wraz z rozwojem taniej oferty następuje prawdziwa rewolucja cenowa. Zaledwie 100 USD (około 350 zł) będzie kosztował laptop zaprojektowany przez prof. Nicholasa Negroponte z MIT, którego seryjna produkcja ruszy pod koniec roku 2006.
Zasada Forda - Waltona
Henry Ford pierwszy zrozumiał zasady taniokracji, czyli de facto zrozumiał fundamentalną zasadę wolnego rynku. Dostrzegł, że większość nabywców aut chce przede wszystkim, aby należące do nich cztery kółka pomagały im się szybko przemieszczać, a jednocześnie kosztowały jak najmniej. I taki był jego słynny ford T, produkowany masowo tylko w jednym, czarnym kolorze. Miał banalnie prostą konstrukcję (podobno taką, aby mógł go naprawić każdy kowal), był równie prosty w obsłudze i kosztował kilka razy mniej niż auta konkurencji, czyli 850 USD. Ford konsekwentnie zbijał cenę samochodu, twierdząc, że każdy dolar obniżki, przysparza mu 1000 nowych klientów. Na początku lat 20. XX wieku, 15 lat od premiery auta, za model T trzeba było zapłacić już tylko 250 USD.
Przez następne 100 lat kolejni zwolennicy taniokracji zarabiali miliony i miliardy dolarów, poprawiając jednocześnie warunki życia ludzi. Bo towary dotychczas prawie niedostępne dla większości społeczeństwa nagle znalazły się w jej zasięgu. W 1951 r. Szwed Ingvar Kamprad sprawił, że także meble stały się dobrem powszechnego użytku. Meble Kamprada były tanie, bo trzeba było samemu je kupić, przetransportować, złożyć, a nawet pomalować.
W 1954 r. Ray Kroc spopularyzował pomysł braci McDonaldów i stworzył sieć restauracji "na każdą kieszeń". Już rok później w Ameryce nastąpił przełom w usługach gastronomicznych. Dzięki rozwojowi sieci McDonald's i podobnych jej konkurentów (na przykład Burger King) praktycznie każdego było stać na zjedzenie posiłku w restauracji. W 1962 r. Sam Walton zrewolucjonizował handel detaliczny, tworząc sieć supermarketów Wal-Mart. To stosowanie jego dewizy mówiącej, że "każdy dolar niepotrzebnych kosztów to dolar ukradziony klientowi", spowodowało w USA kilkunastoprocentowy spadek cen dla konsumentów.
Najlepsze, czyli dobre
To już druga prokonsumencka rewolucja w historii. Pierwsza zdarzyła się w XIX wieku i polegała na obniżeniu kosztów produkcji, a więc i cen produktów. Wszystko dzięki automatyzacji produkcji. Istotą właśnie zachodzącej drugiej rewolucji cenowej jest skoncentrowanie się przedsiębiorców na wytwarzaniu produktu lub usługi spełniającej tylko najważniejsze oczekiwania klientów. I na przykład tanie linie lotnicze są tanie, bo nie serwują na pokładzie posiłków, gazet, filmów i nie mają kosztownej sieci sprzedaży biletów. Ich celem jest zapewnienie bezpiecznego przelotu z miejsca na miejsce. To praktyczna realizacja amerykańskiego hasła, że najlepszy produkt to taki, który jest "wystarczająco dobry".
Początkowo tanie substytuty drogich dóbr były przeznaczone dla ludzi niezamożnych. Ikea, gdy tworzył ją Kamprad, miała być sklepem dla młodych małżeństw na dorobku. W McDonald's mieli zaś jadać głównie robotnicy. Gdy w 1962 r. bracia Theo i Karl Albrechtowie (ich łączny majątek jest obecnie szacowany na 31 mld euro) zakładali supermarket Aldi, ich klientami byli ludzie ubodzy. Dziś odsetek pracowników fizycznych i wysoko wykwalifikowanych menedżerów kupujących w Aldim jest taki sam. Marka ta jest zaś w Niemczech trzecią najbardziej poważaną - po Siemensie i BMW. Podobnie ma się rzecz z Ikeą i McDonaldem, gdzie ostentacyjnie jadają czołowi politycy amerykańskiej Partii Demokratycznej (m.in były prezydent Bill Clinton). Nawet tanie linie lotnicze, początkowo nastawione na tych, których nie stać było na "normalne" loty, szybko stały się ulubionym środkiem transportu klasy średniej.
Najsłynniejszy bodaj przykład sukcesu taniego substytutu wśród zamożnej klienteli był rezultatem walki szwajcarskich i japońskich producentów zegarków. Szwajcaria, która od XVIII wieku była światowym centrum produkcji zegarków, na początku lat 70. XX wieku przegrała starcie z masową tanią produkcją. Szwajcarzy byli przekonani, że zegarek musi być mechaniczny i uważali, że nikt nie będzie kupował azjatyckiej masówki. Tymczasem Japończycy dosłownie zalali światowe rynki swoją ofertą i wygrali. Dla 90 proc. nabywców ważniejsze niż szwajcarska marka i ręczne wykonanie była bowiem dokładność mierzenia czasu i cena. Wszystkie te cechy spełniały elektroniczne zegarki japońskich firm, takich jak Seiko czy Citizen. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Jeszcze w 1973 r. Szwajcarzy sprzedali 40 mln zegarków, w 1983 r. - już tylko 3 mln.Później Szwajcarzy poszli drogą Japończyków i odwojowali część rynków.
Mordercy cen
Współczesny rynek tanich usług ma swoich uznanych, sztandarowych bohaterów. Mówiąc o tanich liniach lotniczych i sposobach zbijania cen biletów, nie sposób pominąć Irlandczyka Michaela O'Leary'ego, prezesa linii lotniczych Ryanair, który co chwila zapowiada dalsze obniżki cen biletów, budząc popłoch konkurencji. Za prawdziwego mordercę cen uchodzi jednak Richard Branson, założyciel składającej się z 200 firm grupy Virgin (z angielskiego - "dziewica"). Należą do niego m.in linie lotnicze Virgin Atlantic, wytwórnia muzyczna Virgin Music, największy wirtualny operator (taki, który dzierżawi pasma) telefonii komórkowej na świecie Virgin Mobile, mający już 5 mln klientów, e-sklep muzyczny Virgin Digital. Wszystkie oferty Bransona łączy jedno: niska cena i oryginalny marketing.
Branson zainspirował Steliosa Haji-Ioannou, 38-letniego dziedzica fortuny greckich armatorów. Haji-Ioannou w 1995 r. wpadł na pomysł założenia tanich linii lotniczych EasyJet. Pierwsze loty promował za pomocą hasła: "Podróż do Szwecji w cenie dżinsów" (wówczas 45 USD). Stosował standardowy zestaw cięcia kosztów, ale dorzucił do tego też dewizę: "naszym zadaniem jest wożenie pasażerów, a nie produkowanie papierów". Sukces swojej linii lotniczej EasyJet Stelios wykorzystał do stworzenia całej sieci tanich produktów. Zbudował prawdziwe tanie imperium: sieć kafejek internetowych EasyInternetcafe, firmę pożyczkową EasyMoney, EasyHotel, EasyBus, serwis porównujący ceny w internetowych sklepach (EasyValue), EasyCinema (bilet kosztuje dużo taniej niż w innych kinach, ale nie ma coli, popcornu ani przekąsek) czy EasyPizza, a także wypożyczalnię samochodów EasyCar, gdzie klient, rezerwując samochód, ma tylko jeden model do wyboru, a wypożyczone auto sam musi zatankować i umyć. W zamian płaci się aż o 60 proc. mniej niż u konkurencji. Także za rejs po Morzu Śródziemnym statkiem wycieczkowym EasyCruise pasażerowie zapłacą mniej, ale za to będą musieli sami posprzątać swoje kajuty. Sprzątanie po sobie jest ulubionym sposobem Haji-Ioannou na cięcie kosztów. W jego internetowych kafejkach przy każdym komputerze widnieje napis: "Zabierz z sobą swoje śmieci - twoja matka tu nie pracuje".
Druga rewolucja cenowa już zjada swoje dzieci. Wojny cenowe wybuchają bowiem nawet między... supermarketami. Ostatnio walka toczyła się na polu zakupów sprzętu gospodarstwa domowego. Do Polski fala uderzeniowa przyszła kilka tygodni temu wraz z brytyjską siecią Electro World, która zaoferowała sprzęt AGD o kilkadziesiąt procent tańszy niż do tej pory dostępny w sprzedaży w innych supermarketach. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Słynąca z promocji sieć Media Markt ogłosiła, że płaci VAT za klientów. A przecież sklepy te nadal zarabiają. Przestrzeń do obniżek cen wydaje się wręcz nieskończona.
Wcześniej bój toczono (trwa do dzisiaj) na rynku produktów spożywczych. Stosowano standardowe sposoby, obniżając koszty dostaw, ale pojawiły się też tanie marki, czyli produkty sprzedawane pod markami sieci supermarketów, na przykład Carrefour, Tesco, Lidl i Leader Price. Pomysł polega na tym, by nie obciążać klientów kosztami reklamy i promocji marki, które sięgają nawet ponad 30 proc. ceny produktu. Supermarkety zamawiają na przykład mleko czy jogurt w znanej mleczarni, ale sprzedają je pod nazwą Tesco czy Carrefour o jedną czwartą taniej, niż te same produkty są sprzedawane pod marką producenta.
Firmy dysponujące uznanymi markami zostały wręcz zmuszone do wejścia w tańszy segment produktów niemarkowych. Microsoft wprowadził niedawno uproszczoną wersję (czyli tańszą) programu operacyjnego Windows XP. Niższej jakości karta graficzna, mniejsze możliwości łączenia komputerów w sieci, możliwość uruchomienia najwyżej trzech programów w tym samym czasie, ale za to niższa jest również cena. Już siedem lat temu w krajach bałtyckich koncern Statoil zbudował "oszczędne" stacje benzynowe. - Zainteresowanie wśród klientów było bardzo duże, więc wprowadziliśmy ten model także w Skandynawii i Europie Wschodniej, gdzie okazało się to bardzo dobrym interesem - mówi "Wprost" dyrektor generalny Statoil Kristian Hausken. W Polsce już działa jedenaście tanich stacji Statoila pod marką 123. Podobnie postępują obecnie PKN Orlen (tworzy własną sieć automatycznych stacji pod inną marką) czy LOT, który utworzył własną tanią linię Centralwings. Tanie Linie Kolejowe wprowadziło w kwietniu 2005 r. państwowe Intercity PKP. Na podstawie badań marketingowych stwierdzono, że dla klientów liczy się przede wszystkim niska cena i bezpieczeństwo. Wynajęto więc firmę ochroniarską i obniżono ceny biletów o 60 proc.
Taniokracja nie skazuje nas na proste i prymitywne produkty. Przeciwnie - wymusza innowacyjność. Dotychczasowi sprzedawcy, którzy tracą rynek po pojawieniu się tańszego odpowiednika, aby utrzymać się na powierzchni, muszą zaproponować klientom coś nowego. Po niemal półwiecznym nieprzerwanym paśmie sukcesów fast foodów na przełomie XX i XXI wieku pojawił się nowy produkt: już nie fast food, a jeszcze nie wyszukana restauracja. "Amerykanie szukają nowych wrażeń i gotowi są za nie płacić więcej. Nadchodzi era fast casual restaurant, restauracji oferujących droższe jedzenie, ale smakujące lepiej, wyglądające apetyczniej i podawanych w lokalu o pewnym klimacie" - napisali Michael J. Silverstein i Neil Fiske, autorzy wydanego w 2003 r. bestselleru "The New American Luxury". Fast casual restaurant, restauracje dla klasy średniej, napędzają koniunkturę w Europie Zachodniej, ale także w Polsce. Nowe lokale wypełniają głównie lukę między superdrogimi restauracjami a tanimi pawilonami z hot dogami. Największa rodzima sieć restauracji Sphinx (z kuchnią bliskowschodnią), gdzie za 12-15 zł można zjeść spory obiad, liczy już 58 lokali, czyli niewiele mniej, niż ma w Polsce amerykański gigant AmRest (Pizza Hut/KFC).
Taniokracja to efekt największej siły napędowej współczesnej gospodarki: żądzy zysku przedsiębiorców, którzy chcą poszerzyć liczbę potencjalnych nabywców wytwarzanych przez nich dóbr. Działa tu słynne prawo chciwości sformułowane już w XVIII wieku przez ojca liberałów Adama Smitha, który zauważył, że "piekarz będzie robił dobry chleb nie z miłości bliźniego, tylko z chęci zysku". To właśnie z chęci zysku Kamprada, Kroca, Forda, Waltona, Bransona i wielu innych podniosła nam się stopa życiowa, stać nas na więcej za mniej.
Współpraca: Małgorzata Zdziechowska
Aleksander Piński
Dziś rynek tanich towarów i usług, oznaczających jednak maksymalną jakość za minimalną cenę, wart jest bilion dolarów - o jedną piątą więcej niż rynek towarów luksusowych. Mamy już nie tylko tanie samochody, meble, restauracje czy supermarkety, ale także tanie linie lotnicze (przewożą już połowę wszystkich pasażerów), tanie banki, tanich operatorów telefonicznych. Wraz z rozwojem taniej oferty następuje prawdziwa rewolucja cenowa. Zaledwie 100 USD (około 350 zł) będzie kosztował laptop zaprojektowany przez prof. Nicholasa Negroponte z MIT, którego seryjna produkcja ruszy pod koniec roku 2006.
Zasada Forda - Waltona
Henry Ford pierwszy zrozumiał zasady taniokracji, czyli de facto zrozumiał fundamentalną zasadę wolnego rynku. Dostrzegł, że większość nabywców aut chce przede wszystkim, aby należące do nich cztery kółka pomagały im się szybko przemieszczać, a jednocześnie kosztowały jak najmniej. I taki był jego słynny ford T, produkowany masowo tylko w jednym, czarnym kolorze. Miał banalnie prostą konstrukcję (podobno taką, aby mógł go naprawić każdy kowal), był równie prosty w obsłudze i kosztował kilka razy mniej niż auta konkurencji, czyli 850 USD. Ford konsekwentnie zbijał cenę samochodu, twierdząc, że każdy dolar obniżki, przysparza mu 1000 nowych klientów. Na początku lat 20. XX wieku, 15 lat od premiery auta, za model T trzeba było zapłacić już tylko 250 USD.
Przez następne 100 lat kolejni zwolennicy taniokracji zarabiali miliony i miliardy dolarów, poprawiając jednocześnie warunki życia ludzi. Bo towary dotychczas prawie niedostępne dla większości społeczeństwa nagle znalazły się w jej zasięgu. W 1951 r. Szwed Ingvar Kamprad sprawił, że także meble stały się dobrem powszechnego użytku. Meble Kamprada były tanie, bo trzeba było samemu je kupić, przetransportować, złożyć, a nawet pomalować.
W 1954 r. Ray Kroc spopularyzował pomysł braci McDonaldów i stworzył sieć restauracji "na każdą kieszeń". Już rok później w Ameryce nastąpił przełom w usługach gastronomicznych. Dzięki rozwojowi sieci McDonald's i podobnych jej konkurentów (na przykład Burger King) praktycznie każdego było stać na zjedzenie posiłku w restauracji. W 1962 r. Sam Walton zrewolucjonizował handel detaliczny, tworząc sieć supermarketów Wal-Mart. To stosowanie jego dewizy mówiącej, że "każdy dolar niepotrzebnych kosztów to dolar ukradziony klientowi", spowodowało w USA kilkunastoprocentowy spadek cen dla konsumentów.
Najlepsze, czyli dobre
To już druga prokonsumencka rewolucja w historii. Pierwsza zdarzyła się w XIX wieku i polegała na obniżeniu kosztów produkcji, a więc i cen produktów. Wszystko dzięki automatyzacji produkcji. Istotą właśnie zachodzącej drugiej rewolucji cenowej jest skoncentrowanie się przedsiębiorców na wytwarzaniu produktu lub usługi spełniającej tylko najważniejsze oczekiwania klientów. I na przykład tanie linie lotnicze są tanie, bo nie serwują na pokładzie posiłków, gazet, filmów i nie mają kosztownej sieci sprzedaży biletów. Ich celem jest zapewnienie bezpiecznego przelotu z miejsca na miejsce. To praktyczna realizacja amerykańskiego hasła, że najlepszy produkt to taki, który jest "wystarczająco dobry".
Początkowo tanie substytuty drogich dóbr były przeznaczone dla ludzi niezamożnych. Ikea, gdy tworzył ją Kamprad, miała być sklepem dla młodych małżeństw na dorobku. W McDonald's mieli zaś jadać głównie robotnicy. Gdy w 1962 r. bracia Theo i Karl Albrechtowie (ich łączny majątek jest obecnie szacowany na 31 mld euro) zakładali supermarket Aldi, ich klientami byli ludzie ubodzy. Dziś odsetek pracowników fizycznych i wysoko wykwalifikowanych menedżerów kupujących w Aldim jest taki sam. Marka ta jest zaś w Niemczech trzecią najbardziej poważaną - po Siemensie i BMW. Podobnie ma się rzecz z Ikeą i McDonaldem, gdzie ostentacyjnie jadają czołowi politycy amerykańskiej Partii Demokratycznej (m.in były prezydent Bill Clinton). Nawet tanie linie lotnicze, początkowo nastawione na tych, których nie stać było na "normalne" loty, szybko stały się ulubionym środkiem transportu klasy średniej.
Najsłynniejszy bodaj przykład sukcesu taniego substytutu wśród zamożnej klienteli był rezultatem walki szwajcarskich i japońskich producentów zegarków. Szwajcaria, która od XVIII wieku była światowym centrum produkcji zegarków, na początku lat 70. XX wieku przegrała starcie z masową tanią produkcją. Szwajcarzy byli przekonani, że zegarek musi być mechaniczny i uważali, że nikt nie będzie kupował azjatyckiej masówki. Tymczasem Japończycy dosłownie zalali światowe rynki swoją ofertą i wygrali. Dla 90 proc. nabywców ważniejsze niż szwajcarska marka i ręczne wykonanie była bowiem dokładność mierzenia czasu i cena. Wszystkie te cechy spełniały elektroniczne zegarki japońskich firm, takich jak Seiko czy Citizen. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Jeszcze w 1973 r. Szwajcarzy sprzedali 40 mln zegarków, w 1983 r. - już tylko 3 mln.Później Szwajcarzy poszli drogą Japończyków i odwojowali część rynków.
Mordercy cen
Współczesny rynek tanich usług ma swoich uznanych, sztandarowych bohaterów. Mówiąc o tanich liniach lotniczych i sposobach zbijania cen biletów, nie sposób pominąć Irlandczyka Michaela O'Leary'ego, prezesa linii lotniczych Ryanair, który co chwila zapowiada dalsze obniżki cen biletów, budząc popłoch konkurencji. Za prawdziwego mordercę cen uchodzi jednak Richard Branson, założyciel składającej się z 200 firm grupy Virgin (z angielskiego - "dziewica"). Należą do niego m.in linie lotnicze Virgin Atlantic, wytwórnia muzyczna Virgin Music, największy wirtualny operator (taki, który dzierżawi pasma) telefonii komórkowej na świecie Virgin Mobile, mający już 5 mln klientów, e-sklep muzyczny Virgin Digital. Wszystkie oferty Bransona łączy jedno: niska cena i oryginalny marketing.
Branson zainspirował Steliosa Haji-Ioannou, 38-letniego dziedzica fortuny greckich armatorów. Haji-Ioannou w 1995 r. wpadł na pomysł założenia tanich linii lotniczych EasyJet. Pierwsze loty promował za pomocą hasła: "Podróż do Szwecji w cenie dżinsów" (wówczas 45 USD). Stosował standardowy zestaw cięcia kosztów, ale dorzucił do tego też dewizę: "naszym zadaniem jest wożenie pasażerów, a nie produkowanie papierów". Sukces swojej linii lotniczej EasyJet Stelios wykorzystał do stworzenia całej sieci tanich produktów. Zbudował prawdziwe tanie imperium: sieć kafejek internetowych EasyInternetcafe, firmę pożyczkową EasyMoney, EasyHotel, EasyBus, serwis porównujący ceny w internetowych sklepach (EasyValue), EasyCinema (bilet kosztuje dużo taniej niż w innych kinach, ale nie ma coli, popcornu ani przekąsek) czy EasyPizza, a także wypożyczalnię samochodów EasyCar, gdzie klient, rezerwując samochód, ma tylko jeden model do wyboru, a wypożyczone auto sam musi zatankować i umyć. W zamian płaci się aż o 60 proc. mniej niż u konkurencji. Także za rejs po Morzu Śródziemnym statkiem wycieczkowym EasyCruise pasażerowie zapłacą mniej, ale za to będą musieli sami posprzątać swoje kajuty. Sprzątanie po sobie jest ulubionym sposobem Haji-Ioannou na cięcie kosztów. W jego internetowych kafejkach przy każdym komputerze widnieje napis: "Zabierz z sobą swoje śmieci - twoja matka tu nie pracuje".
Druga rewolucja cenowa już zjada swoje dzieci. Wojny cenowe wybuchają bowiem nawet między... supermarketami. Ostatnio walka toczyła się na polu zakupów sprzętu gospodarstwa domowego. Do Polski fala uderzeniowa przyszła kilka tygodni temu wraz z brytyjską siecią Electro World, która zaoferowała sprzęt AGD o kilkadziesiąt procent tańszy niż do tej pory dostępny w sprzedaży w innych supermarketach. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Słynąca z promocji sieć Media Markt ogłosiła, że płaci VAT za klientów. A przecież sklepy te nadal zarabiają. Przestrzeń do obniżek cen wydaje się wręcz nieskończona.
Wcześniej bój toczono (trwa do dzisiaj) na rynku produktów spożywczych. Stosowano standardowe sposoby, obniżając koszty dostaw, ale pojawiły się też tanie marki, czyli produkty sprzedawane pod markami sieci supermarketów, na przykład Carrefour, Tesco, Lidl i Leader Price. Pomysł polega na tym, by nie obciążać klientów kosztami reklamy i promocji marki, które sięgają nawet ponad 30 proc. ceny produktu. Supermarkety zamawiają na przykład mleko czy jogurt w znanej mleczarni, ale sprzedają je pod nazwą Tesco czy Carrefour o jedną czwartą taniej, niż te same produkty są sprzedawane pod marką producenta.
Firmy dysponujące uznanymi markami zostały wręcz zmuszone do wejścia w tańszy segment produktów niemarkowych. Microsoft wprowadził niedawno uproszczoną wersję (czyli tańszą) programu operacyjnego Windows XP. Niższej jakości karta graficzna, mniejsze możliwości łączenia komputerów w sieci, możliwość uruchomienia najwyżej trzech programów w tym samym czasie, ale za to niższa jest również cena. Już siedem lat temu w krajach bałtyckich koncern Statoil zbudował "oszczędne" stacje benzynowe. - Zainteresowanie wśród klientów było bardzo duże, więc wprowadziliśmy ten model także w Skandynawii i Europie Wschodniej, gdzie okazało się to bardzo dobrym interesem - mówi "Wprost" dyrektor generalny Statoil Kristian Hausken. W Polsce już działa jedenaście tanich stacji Statoila pod marką 123. Podobnie postępują obecnie PKN Orlen (tworzy własną sieć automatycznych stacji pod inną marką) czy LOT, który utworzył własną tanią linię Centralwings. Tanie Linie Kolejowe wprowadziło w kwietniu 2005 r. państwowe Intercity PKP. Na podstawie badań marketingowych stwierdzono, że dla klientów liczy się przede wszystkim niska cena i bezpieczeństwo. Wynajęto więc firmę ochroniarską i obniżono ceny biletów o 60 proc.
Taniokracja nie skazuje nas na proste i prymitywne produkty. Przeciwnie - wymusza innowacyjność. Dotychczasowi sprzedawcy, którzy tracą rynek po pojawieniu się tańszego odpowiednika, aby utrzymać się na powierzchni, muszą zaproponować klientom coś nowego. Po niemal półwiecznym nieprzerwanym paśmie sukcesów fast foodów na przełomie XX i XXI wieku pojawił się nowy produkt: już nie fast food, a jeszcze nie wyszukana restauracja. "Amerykanie szukają nowych wrażeń i gotowi są za nie płacić więcej. Nadchodzi era fast casual restaurant, restauracji oferujących droższe jedzenie, ale smakujące lepiej, wyglądające apetyczniej i podawanych w lokalu o pewnym klimacie" - napisali Michael J. Silverstein i Neil Fiske, autorzy wydanego w 2003 r. bestselleru "The New American Luxury". Fast casual restaurant, restauracje dla klasy średniej, napędzają koniunkturę w Europie Zachodniej, ale także w Polsce. Nowe lokale wypełniają głównie lukę między superdrogimi restauracjami a tanimi pawilonami z hot dogami. Największa rodzima sieć restauracji Sphinx (z kuchnią bliskowschodnią), gdzie za 12-15 zł można zjeść spory obiad, liczy już 58 lokali, czyli niewiele mniej, niż ma w Polsce amerykański gigant AmRest (Pizza Hut/KFC).
Taniokracja to efekt największej siły napędowej współczesnej gospodarki: żądzy zysku przedsiębiorców, którzy chcą poszerzyć liczbę potencjalnych nabywców wytwarzanych przez nich dóbr. Działa tu słynne prawo chciwości sformułowane już w XVIII wieku przez ojca liberałów Adama Smitha, który zauważył, że "piekarz będzie robił dobry chleb nie z miłości bliźniego, tylko z chęci zysku". To właśnie z chęci zysku Kamprada, Kroca, Forda, Waltona, Bransona i wielu innych podniosła nam się stopa życiowa, stać nas na więcej za mniej.
Współpraca: Małgorzata Zdziechowska
Aleksander Piński
Radosław Przybył partner kierujący pionem marketingu na Europę Wschodnią McKinsey & Company |
---|
Nasze badania dowodzą, że w najbliższych latach należy się spodziewać boomu ofert minimalistycznych. Zjawisko rewolucjonizujące już teraz niektóre branże będzie się rozprzestrzeniać. Duże firmy o uznanych markach będą musiały odpowiedzieć na ten trend. Niektóre z nich decydują się na wprowadzenie odrębnych ofert ekonomicznych, najczęściej pod inną marką, inne - na uatrakcyjnienie już istniejącej oferty. Na przykład część banków uruchomiła odrębne banki internetowe, inne umożliwiają jedynie dostęp przez Internet do tradycyjnych kont. Która z tych strategii jest lepsza - zależy od specyficznej pozycji firmy i branży. |
Więcej możesz przeczytać w 47/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.