Polski rząd stracił kontrolę nad naszym rynkiem eksporterów mięsa na rzecz... firmy z Pruszkowa
To w Polsce, a nie w Rosji zapadły decyzje o zakazie importu naszego mięsa.
I ten zakaz mógł być wprowadzony znacznie wcześniej, niż to się stało. A wszystko przez to - jak ustalili dziennikarze "Wprost" - że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy polski rząd niemal całkowicie stracił kontrolę nad naszym rynkiem eksporterów mięsa. Stracił ją na rzecz pewnej firmy z Pruszkowa - Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Handlowego Alsero. Okazuje się, że to ta firma opłaca pobyt w Polsce stałego przedstawiciela rosyjskich służb weterynaryjnych. Alsero należy do Romualda Robaczewskiego, potentata w handlu mięsem z Rosją. Jego firma kontroluje około 20 proc. eksportu mięs czerwonych (wołowina i wieprzowina) do Rosji. Z ustaleń dziennikarzy "Wprost" wynika, że działalność właściciela Alsero zadziwiająco splata się z ostatnimi wydarzeniami, które zwieńczyło wprowadzenie rosyjskiego embarga na polską żywność.
Świadectwa widmo
Najnowsza faza polsko-rosyjskiej wojny mięsnej zaczęła się we wrześniu tego roku, kiedy pojawiły się pierwsze sygnały o fałszywych certyfikatach weterynaryjnych.
A bez certyfikatów nie można wysyłać mięsa do Rosji. W ostatniej dekadzie października główny weterynarz kraju Krzysztof Jażdżewski zawiadomił prokuraturę o istnieniu 24 sfałszowanych świadectw weterynaryjnych. Miały numery seryjne z województwa lubelskiego. Znajduje się na nich podrobiony podpis powiatowego weterynarza z Tarnowa. Eksporterem, który miał rzekomo czerpać korzyści z tego przestępstwa, jest tarnowski oddział Zakładów Mięsnych Jarosław - filii Sokołowa, największej spółki mięsnej na warszawskiej giełdzie, kontrolowanej przez skandynawskich potentatów Danish Crown i HK Ruokatalo.
Prokuratura Okręgowa w Tarnowie wszczęła dochodzenie w tej sprawie. - Postępowanie dotyczy podejrzenia sfałszowania certyfikatów na eksport do Rosji mięsa wołowego z kością, bez kości i produktów z wołowiny - mówi "Wprost" Bożena Owsiak, rzeczniczka tarnowskiej prokuratury. Teraz prokuratorzy sprawdzają, w jaki sposób popełniono przestępstwo. Śledczy zamierzają sprawdzić, czy oryginały certyfikatów były należycie zabezpieczone. Prokuratura poprosiła również Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych o informację, czy i jak można podrobić certyfikaty weterynaryjne na eksport mięsa do Rosji.
Tajemniczy biznesmen
Samo podejrzenie fałszerstwa ze strony polskich firm stało się podstawą do drastycznych kroków rosyjskich władz i zastosowania zbiorowej odpowiedzialności wobec wszystkich polskich eksporterów. Jest to tym bardziej zdumiewające, że - jak zauważa Witold Choiński, prezes Polskiego Mięsa - Związku Producentów, Eksporterów i Importerów Mięsa - każdy wyrób wyjeżdżający z Polski z przeznaczeniem na rosyjski rynek jest podpisany i opieczętowany przez przedstawiciela Departamentu Weterynarii Rosji, który urzęduje w naszym państwie. W całym kraju jest tylko jeden taki weterynarz oficjalnie delegowany do Polski przez Rosjan. I działa on przy pruszkowskiej firmie Alsero. Jak przyznał Robaczewski w rozmowie z "Wprost", dzieje się tak też z woli Rosjan, którzy lokują swoich lekarzy w największych firmach eksportujących mięso do Rosji. - To ułożyło się historycznie, polska strona nie miała do niedawna zastrzeżeń - mówi Nikołaj Zachmatow, szef rosyjskiego przedstawicielstwa handlowego.
Skąd o fałszerstwie dowiedział się główny weterynarz kraju Krzysztof Jażdżewski? Ustaliliśmy w prokuraturze, że od Romualda Robaczewskiego, właściciela firmy eksportowej Alsero i prezesa Polsko-Rosyjskiego Stowarzyszenia Handlowego. Robaczewski, urodzony i wychowany za czasów sowieckich na Litwie, polskie obywatelstwo ma od 1993 r. Przed wejściem Polski do UE przez Alsero miało przechodzić do 60 proc. przeznaczonych na eksport zapasów państwowej Agencji Rynku Rolnego, pochodzących z interwencyjnych zakupów. W ubiegłym roku Robaczewski za pomocą kontrolowanych przez siebie spółek i BRE Banku usiłował przejąć będące w tarapatach finansowych Zakłady Mięsne Pozmeat w Poznaniu. Nim doszło do przejęcia tej giełdowej spółki, sąd gospodarczy ogłosił jej likwidację. Alsero ma też udziały w Zakładach Mięsnych Polmeat w Brodnicy.
W innych krajach Unii Europejskiej rosyjscy weterynarze są akredytowani przy związkach przedsiębiorców (Dania) czy oficjalnych przedstawicielstwach Rosji (Niemcy). W Polsce rosyjski weterynarz, który wydaje certyfikaty polskim eksporterom, jest na garnuszku podwarszawskiej firmy handlowej. Formalnie przedstawiciel rosyjskich władz weterynaryjnych w naszym kraju działa przy Polsko-Rosyjskim Stowarzyszeniu Handlowym, kierowanym przez Romualda Robaczewskiego. Do tej kuriozalnej sytuacji doszło wskutek działań poprzedniego głównego weterynarza kraju Piotra Kołodzieja, który rekomendował rosyjskim władzom firmę Alsero. Skutek jest taki, że część eksporterów z obawy, że nie dostaną certyfikatów, zapisała się do stowarzyszenia, którym kieruje Robaczewski.
Wątpliwości co do roli i pozycji Alsero w eksporcie mięsa do Rosji od roku sygnalizowali posłowie PiS Marek Jurek (obecny marszałek Sejmu) i Szymon Giżyński, którzy powiadomili prokuraturę i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dopiero jednak teraz tarnowska prokuratura planuje przesłuchać Romualda Robaczewskiego.
Chłam dla Rosjan
Ciche przyzwolenie polskich władz na dziką kontrolę rynku eksporterów mięsa przez prywatno-państwowy polsko-rosyjski układ to także efekt pokutującego w Polsce wśród części producentów i urzędników przekonania, że Rosjanom sprzedać można wszystko. Tymczasem w dzisiejszej Rosji, tak jak na innych rynkach, trzeba konkurować jakością. - W wypadku mięsa drobiowego rosyjskie normy sanitarne są wręcz bardziej restrykcyjne niż w Unii Europejskiej - przyznaje "Wprost" Elżbieta Swaryszewska, prezes Zakładów Drobiarskich w Koziegłowach, które sprzedają swe produkty na rynkach wschodnich i w UE.
Bywa tak, że - jak mówi nam przedstawiciel jednej z firm mięsnych - zakłady, które utraciły możliwość wysyłania mięsa do Rosji, podszywają się pod producentów mających odpowiednie zezwolenia. Tak było z zakładem z Wielkopolski, który wysyłał towar zgodny ze świadectwem, ale podczas transportu do granicy w Terespolu ktoś (najprawdopodobniej robili to pracownicy wynajęci przez tę firmę) podmieniał towar. Inna firma, z województwa mazowieckiego, pod własną marką wysłała do Rosji towar pochodzący z innego zakładu. Skończyło się na tym, że nieuczciwy producent utracił uprawnienia eksportowe, a powiatowy weterynarz w Mińsku Mazowieckim i jego zastępca mogą mieć postawione zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Przekręty nie ograniczają się zresztą tylko do żywności. Polskie firmy fałszowały też certyfikaty, które wystawiał warszawski eksporter sprzedający kwiaty do Rosji. Zamiast polskich kwiatów wpisanych do deklaracji do Moskwy leciały kwiaty z Holandii, nie spełniające wymagań fitosanitarnych.
Test dla Marcinkiewicza
Zachętą do działań niezgodnych z prawem są dla polskich eksporterów nieprzejrzyste zasady, na jakich przyznawane są certyfikaty weterynaryjne na sprzedaż mięsa do Rosji. Obecnie, gdy wydaje je rosyjski weterynarz działający przy pruszkowskiej firmie Alsero, ma je zaledwie kilkanaście firm. Nie jest to oczywiście jedyny powód, dla którego polskie mięso ma tylko 5-procentowy udział w rosyjskim rynku, zdominowanym przez Amerykanów i Brazylijczyków. Na spadek obrotów wpływa też niekorzystny kurs euro do złotego.
Listopadowa decyzja Moskwy o wstrzymaniu importu z Polski jest drugim takim wypadkiem w ciągu ostatnich 18 miesięcy. W maju 2004 r., kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, Rosjanie na wiele miesięcy wstrzymali import naszego mięsa i produktów mleczarskich. Straty wyniosły 90 mln zł. Teraz gra idzie o większą stawkę, bo polski eksport mięsa i wyrobów roślinnych do Rosji jest wyceniany na ponad 1,2 mld zł rocznie. Rodzimi eksporterzy oszacowali już, że rosyjskie embargo będzie ich kosztować miesięcznie około 150 mln zł. Rozwiązanie tego problemu to test dla gabinetu Kazimierza Marcinkiewicza, który w ubiegłym tygodniu obiecał przedsiębiorcom, że będzie najbardziej przychylnym dla biznesu rządem po 1989 r.
I ten zakaz mógł być wprowadzony znacznie wcześniej, niż to się stało. A wszystko przez to - jak ustalili dziennikarze "Wprost" - że w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy polski rząd niemal całkowicie stracił kontrolę nad naszym rynkiem eksporterów mięsa. Stracił ją na rzecz pewnej firmy z Pruszkowa - Przedsiębiorstwa Produkcyjno-Handlowego Alsero. Okazuje się, że to ta firma opłaca pobyt w Polsce stałego przedstawiciela rosyjskich służb weterynaryjnych. Alsero należy do Romualda Robaczewskiego, potentata w handlu mięsem z Rosją. Jego firma kontroluje około 20 proc. eksportu mięs czerwonych (wołowina i wieprzowina) do Rosji. Z ustaleń dziennikarzy "Wprost" wynika, że działalność właściciela Alsero zadziwiająco splata się z ostatnimi wydarzeniami, które zwieńczyło wprowadzenie rosyjskiego embarga na polską żywność.
Świadectwa widmo
Najnowsza faza polsko-rosyjskiej wojny mięsnej zaczęła się we wrześniu tego roku, kiedy pojawiły się pierwsze sygnały o fałszywych certyfikatach weterynaryjnych.
A bez certyfikatów nie można wysyłać mięsa do Rosji. W ostatniej dekadzie października główny weterynarz kraju Krzysztof Jażdżewski zawiadomił prokuraturę o istnieniu 24 sfałszowanych świadectw weterynaryjnych. Miały numery seryjne z województwa lubelskiego. Znajduje się na nich podrobiony podpis powiatowego weterynarza z Tarnowa. Eksporterem, który miał rzekomo czerpać korzyści z tego przestępstwa, jest tarnowski oddział Zakładów Mięsnych Jarosław - filii Sokołowa, największej spółki mięsnej na warszawskiej giełdzie, kontrolowanej przez skandynawskich potentatów Danish Crown i HK Ruokatalo.
Prokuratura Okręgowa w Tarnowie wszczęła dochodzenie w tej sprawie. - Postępowanie dotyczy podejrzenia sfałszowania certyfikatów na eksport do Rosji mięsa wołowego z kością, bez kości i produktów z wołowiny - mówi "Wprost" Bożena Owsiak, rzeczniczka tarnowskiej prokuratury. Teraz prokuratorzy sprawdzają, w jaki sposób popełniono przestępstwo. Śledczy zamierzają sprawdzić, czy oryginały certyfikatów były należycie zabezpieczone. Prokuratura poprosiła również Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych o informację, czy i jak można podrobić certyfikaty weterynaryjne na eksport mięsa do Rosji.
Tajemniczy biznesmen
Samo podejrzenie fałszerstwa ze strony polskich firm stało się podstawą do drastycznych kroków rosyjskich władz i zastosowania zbiorowej odpowiedzialności wobec wszystkich polskich eksporterów. Jest to tym bardziej zdumiewające, że - jak zauważa Witold Choiński, prezes Polskiego Mięsa - Związku Producentów, Eksporterów i Importerów Mięsa - każdy wyrób wyjeżdżający z Polski z przeznaczeniem na rosyjski rynek jest podpisany i opieczętowany przez przedstawiciela Departamentu Weterynarii Rosji, który urzęduje w naszym państwie. W całym kraju jest tylko jeden taki weterynarz oficjalnie delegowany do Polski przez Rosjan. I działa on przy pruszkowskiej firmie Alsero. Jak przyznał Robaczewski w rozmowie z "Wprost", dzieje się tak też z woli Rosjan, którzy lokują swoich lekarzy w największych firmach eksportujących mięso do Rosji. - To ułożyło się historycznie, polska strona nie miała do niedawna zastrzeżeń - mówi Nikołaj Zachmatow, szef rosyjskiego przedstawicielstwa handlowego.
Skąd o fałszerstwie dowiedział się główny weterynarz kraju Krzysztof Jażdżewski? Ustaliliśmy w prokuraturze, że od Romualda Robaczewskiego, właściciela firmy eksportowej Alsero i prezesa Polsko-Rosyjskiego Stowarzyszenia Handlowego. Robaczewski, urodzony i wychowany za czasów sowieckich na Litwie, polskie obywatelstwo ma od 1993 r. Przed wejściem Polski do UE przez Alsero miało przechodzić do 60 proc. przeznaczonych na eksport zapasów państwowej Agencji Rynku Rolnego, pochodzących z interwencyjnych zakupów. W ubiegłym roku Robaczewski za pomocą kontrolowanych przez siebie spółek i BRE Banku usiłował przejąć będące w tarapatach finansowych Zakłady Mięsne Pozmeat w Poznaniu. Nim doszło do przejęcia tej giełdowej spółki, sąd gospodarczy ogłosił jej likwidację. Alsero ma też udziały w Zakładach Mięsnych Polmeat w Brodnicy.
W innych krajach Unii Europejskiej rosyjscy weterynarze są akredytowani przy związkach przedsiębiorców (Dania) czy oficjalnych przedstawicielstwach Rosji (Niemcy). W Polsce rosyjski weterynarz, który wydaje certyfikaty polskim eksporterom, jest na garnuszku podwarszawskiej firmy handlowej. Formalnie przedstawiciel rosyjskich władz weterynaryjnych w naszym kraju działa przy Polsko-Rosyjskim Stowarzyszeniu Handlowym, kierowanym przez Romualda Robaczewskiego. Do tej kuriozalnej sytuacji doszło wskutek działań poprzedniego głównego weterynarza kraju Piotra Kołodzieja, który rekomendował rosyjskim władzom firmę Alsero. Skutek jest taki, że część eksporterów z obawy, że nie dostaną certyfikatów, zapisała się do stowarzyszenia, którym kieruje Robaczewski.
Wątpliwości co do roli i pozycji Alsero w eksporcie mięsa do Rosji od roku sygnalizowali posłowie PiS Marek Jurek (obecny marszałek Sejmu) i Szymon Giżyński, którzy powiadomili prokuraturę i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Dopiero jednak teraz tarnowska prokuratura planuje przesłuchać Romualda Robaczewskiego.
Chłam dla Rosjan
Ciche przyzwolenie polskich władz na dziką kontrolę rynku eksporterów mięsa przez prywatno-państwowy polsko-rosyjski układ to także efekt pokutującego w Polsce wśród części producentów i urzędników przekonania, że Rosjanom sprzedać można wszystko. Tymczasem w dzisiejszej Rosji, tak jak na innych rynkach, trzeba konkurować jakością. - W wypadku mięsa drobiowego rosyjskie normy sanitarne są wręcz bardziej restrykcyjne niż w Unii Europejskiej - przyznaje "Wprost" Elżbieta Swaryszewska, prezes Zakładów Drobiarskich w Koziegłowach, które sprzedają swe produkty na rynkach wschodnich i w UE.
Bywa tak, że - jak mówi nam przedstawiciel jednej z firm mięsnych - zakłady, które utraciły możliwość wysyłania mięsa do Rosji, podszywają się pod producentów mających odpowiednie zezwolenia. Tak było z zakładem z Wielkopolski, który wysyłał towar zgodny ze świadectwem, ale podczas transportu do granicy w Terespolu ktoś (najprawdopodobniej robili to pracownicy wynajęci przez tę firmę) podmieniał towar. Inna firma, z województwa mazowieckiego, pod własną marką wysłała do Rosji towar pochodzący z innego zakładu. Skończyło się na tym, że nieuczciwy producent utracił uprawnienia eksportowe, a powiatowy weterynarz w Mińsku Mazowieckim i jego zastępca mogą mieć postawione zarzuty poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Przekręty nie ograniczają się zresztą tylko do żywności. Polskie firmy fałszowały też certyfikaty, które wystawiał warszawski eksporter sprzedający kwiaty do Rosji. Zamiast polskich kwiatów wpisanych do deklaracji do Moskwy leciały kwiaty z Holandii, nie spełniające wymagań fitosanitarnych.
Test dla Marcinkiewicza
Zachętą do działań niezgodnych z prawem są dla polskich eksporterów nieprzejrzyste zasady, na jakich przyznawane są certyfikaty weterynaryjne na sprzedaż mięsa do Rosji. Obecnie, gdy wydaje je rosyjski weterynarz działający przy pruszkowskiej firmie Alsero, ma je zaledwie kilkanaście firm. Nie jest to oczywiście jedyny powód, dla którego polskie mięso ma tylko 5-procentowy udział w rosyjskim rynku, zdominowanym przez Amerykanów i Brazylijczyków. Na spadek obrotów wpływa też niekorzystny kurs euro do złotego.
Listopadowa decyzja Moskwy o wstrzymaniu importu z Polski jest drugim takim wypadkiem w ciągu ostatnich 18 miesięcy. W maju 2004 r., kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej, Rosjanie na wiele miesięcy wstrzymali import naszego mięsa i produktów mleczarskich. Straty wyniosły 90 mln zł. Teraz gra idzie o większą stawkę, bo polski eksport mięsa i wyrobów roślinnych do Rosji jest wyceniany na ponad 1,2 mld zł rocznie. Rodzimi eksporterzy oszacowali już, że rosyjskie embargo będzie ich kosztować miesięcznie około 150 mln zł. Rozwiązanie tego problemu to test dla gabinetu Kazimierza Marcinkiewicza, który w ubiegłym tygodniu obiecał przedsiębiorcom, że będzie najbardziej przychylnym dla biznesu rządem po 1989 r.
Szlaban dla świń |
---|
W ubiegłym tygodniu również Ukraina wprowadziła ograniczenia dla polskich eksporterów. Jest to czasowy zakaz importu z Polski żywych świń przeznaczonych na ubój. Ukraińcy motywują swoją decyzję dosyć enigmatycznie. Powołują się na nieodpowiednią jakość polskich świadectw zdrowia oraz na... wcześniejszy zakaz, który wprowadziły służby rosyjskie. Władze w Kijowie zażądały również w wydanym komunikacie doprecyzowania warunków, na jakich odbywa się eksport polskich świń. |
Biznes z wywiadem |
---|
O tym, jak administracja rosyjska postrzega handel z Polską, świadczy wyznaczenie na przedstawiciela handlowego Kremla w Warszawie dr. Nikołaja Zachmatowa. Ten wysoki rangą i doświadczony dyplomata kieruje przedstawicielstwem handlowym Rosji w naszym kraju od 1999 r. Do dziś nie wiadomo, dlaczego Zachmatow otrzymał agreement polskich władz przed sześcioma laty, skoro w 1994 r. musiał na wniosek Urzędu Ochrony Państwa opuścić nasz kraj. Z ustaleń cywilnego kontrwywiadu wynikało, że rosyjski dyplomata w rzeczywistości wykonywał zadania dla Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR) Rosji, następczyni I Zarządu Głównego KGB. Nikołaj Zachmatow - według polskich tajnych służb - był w pierwszej połowie lat 90. głównym lobbystą tzw. korytarza suwalskiego (rosyjska inicjatywa budowy na terytorium Polski eksterytorialnej autostrady z obwodu kaliningradzkiego na Białoruś), idei sprzecznej z polską racją stanu. Żeby nie zadrażniać stosunków z Rosją, polski rząd zgodził się, by Nikołaj Zachmatow opuścił nasz kraj bez rozgłosu. (abw) |
Więcej możesz przeczytać w 47/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.