Zamiast skończyć na cmentarzu dla ćpunów, Nick Cave stał się pieśniarzem równym Cohenowi i Waitsowi
Trzydzieści siedem trupów - tyle ktoś naliczył po przesłuchaniu albumu "Murder Ballads" z 1996 r. Ta płyta i duet z Kylie Minogue "Where the Wild Roses Grow" wprowadziły Nicka Cave'a do rockowego mainstreamu. Na tym liczba uśmierconych przez Australijczyka, obsesyjnie drążącego tematy zbrodni, zdrady i zemsty, bynajmniej się nie kończy. Gdyby zliczyć wszystkie postacie wysłane w jego balladach, songach i hymnach na tamten świat, ich liczba przewyższyłaby sumę ofiar z filmów Sama Peckinpaha, Sergia Leone i Quentina Tarantino. Cave'a od reszty jego pokolenia odróżniała datująca się od wczesnej młodości fascynacja pełnymi gwałtu opowieściami ze Starego Testamentu. Odróżniało też zainteresowanie nasyconą magią i makabrą amerykańską poetyką southern gothic, bluesową mitologią z rozlewisk Missisipi, mrocznym dziedzictwem białych śmieci z głębokiego południa USA czy demonami Johnny'ego Casha i melancholią Leonarda Cohena.
Poezja pisana krwią
W 1983 r., po rozpadzie grupy The Birthday Party, Cave rozpoczął karierę solową. Już od ukazania się jego debiutanckiego albumu "From Her to Eternity" było jasne, że wszystko to, co dotychczas określano mianem gotyckiego rocka, tak się ma do muzyki Cave'a, jak kiczowate dekoracje niskobudżetowych horrorów z wytwórni Hammer do wizyty na najprawdziwszym miejscu zbrodni, gdzie wciąż unosi się aura furii, cierpienia i beznadziejnej rozpaczy. Jeśli brytyjscy goci ciągle hołdowali punkrockowej taktyce szoku, Cave egzorcyzmował najprawdziwsze demony. Przede wszystkim własne, hodowane przez lata na pożywnej mieszance alkoholu i heroiny. Osobliwym zrządzeniem opatrzności, w której istnienie Cave niezachwianie wierzy, to, co niszczyło od dekad zastępy rockmanów, w jego wypadku wzmagało kreatywność i pozwoliło na stworzenie oryginalnej kolekcji nagrań. Nie jakichś menelsko-ćpunowskich rockowych przyśpiewek, lecz przesyconych tragizmem i emocjonalną intensywnością, ale też czarnym humorem opowieści o rodowodzie sięgającym głęboko do archaicznych, narracyjnych form country i bluesa, a jednocześnie do poezji śpiewanej - od Cohena po Brela. O pogodzenie folkowo-poetyckich aspiracji Cave'a z muzyką rockową dbała natomiast skompletowana przez niego grupa The Bad Seeds, której filarami byli przez lata kolega z The Birthday Party, multiinstrumentalista i kompozytor Mick Harvey oraz niekonwencjonalny gitarzysta Blixa Bargeld z anarchistyczno-industrialnej niemieckiej formacji Einsturzende Neubauten.
Na początku lat 80. mało kto wierzył, że prowadzący skrajnie niehigieniczny tryb życia Cave dożyje trzydziestki. Nadużywanie alkoholu i narkotyków oraz skłonność do dzikich zachowań wpisywała się w tradycję ekscesów, z jakich słyną Australijczycy - od Mela Gibsona z czasów krnąbrnej młodości po Russella Crowe'a. Narkotyki i wynikająca z nich niesterowność pierwotnego zespołu Cave'a, nihilistycznego The Birthday Party, doprowadziły do jego rozpadu. Niezbyt entuzjastycznie przyjmowany na londyńskich salonach Cave przeniósł się na kilka lat do Berlina - europejskiej stolicy heroiny. Podobno widziano go raz, gdy na stacji metra pisał tekst piosenki własną krwią ze strzykawki, czemu on sam zaprzecza. Nie zaprzecza jednak, że wyrzucono go z mieszkania, które zamieniło się w ćpunowską melinę i że sam, będąc w finansowym dołku, przez chwilę pracował jako dealer. Płyty sygnowane przez niego i The Bad Seeds ukazywały się jednak regularnie i każda z nich, tak jak promujące ją koncerty, stawała się wydarzeniem.
Kulminacyjnym momentem najmroczniejszego okresu w życiu i twórczości Cave'a było nagranie płyt "Your Funeral... My Trial" i "Tender Prey" z jej sztandarowym utworem "The Mercy Seat". To monolog oczekującego na egzekucję na krześle elektrycznym mordercy, który na jednym ze swych ostatnich albumów nagrał sam Johnny Cash. Do innych ważnych wydarzeń na tym etapie kariery Cave'a należy zaliczyć epizod w filmie Wima Wendersa "Niebo nad Berlinem", premierę dramatu więziennego "Ghosts... of the Civil Dead", zrealizowanego według jego scenariusza przez Johna Hillcoata. Ważna była też publikacja powieści "I oślica ujrzała anioła" - wstrząsającej, napisanej jakby biblijnym językiem opowieści o upokorzeniach i krwawej zemście chłopca z pełnego okrucieństwa i przemocy Południa. Książkę porównywano do nasyconej gwałtem twórczości Williama Faulknera.
Australijskie upiory w sielankowym Brighton
Niedawno Cave powrócił do współpracy z Hillcoatem, pisząc dla niego scenariusz australijskiego westernu "The Proposition". Bohater otrzymuje od szeryfa tytułową propozycję z gatunku tych, które są nie do odrzucenia: musi wytropić i zabić swojego starszego brata bandytę, aby uratować od niechybnej śmierci młodszego brata. Cave'a od zawsze fascynowała ciemna strona australijskiej historii, która przez potomków pierwszych osadników (banitów, przestępców i awanturników) przez dekady była wstydliwie zamiatana pod dywanik z wyhaftowanymi na nim motywami opalonych ciał, imponujących fal przyboju i gmachu opery w Sydney. Również muzyka do tego filmu jest dziełem jego oraz jednego z najbliższych współpracowników Cave'a z The Bad Seeds - skrzypka Warrena Ellisa.
Scenariusz do "The Proposition" pisał już jednak inny Cave. Po latach szaleństwa ustatkował się: w 1999 r., po poślubieniu byłej modelki Susie Bick i przyjściu na świat bliźniaków Arthura i Earla, zerwał z alkoholem i narkotykami i osiedlił się w Brighton. Z nałogami walczył zresztą przez całe lata 90., co znać w jego ówczesnej twórczości, w której coraz częściej - tak jak na "Let Love In" czy "The Boatman's Call" - pojawiały się bardziej optymistyczne wątki, inspirowane Nowym Testamentem (kontynuowane są na "Nocturamie" i podwójnym wydawnictwie "Abattoir Blues"/"The Lyre of Orpheus" z 2004 r.).
Chociaż przed 20 laty "New Musical Express" oskarżył Cave'a o "propagowanie zła", dziś walory narracyjne jego utworów są powszechnie docenianie. Sięgnęli po nie nawet polscy aktorzy, wystawiając na jednym z wrocławskich Festwali Piosenki Aktorskiej spektakl "Ballady morderców", oparty na piosenkach z albumu "Murder Ballads", sam zaś zaproszony na tę fetę Cave odśpiewał w duecie ze Stanisławem Sojką hymn "Into My Arms". Dziś ten 48--letni artysta nie tylko - wbrew przepowiedniom - nie spoczywa na cmentarzu dla narkomanów, ale jest uznawany za jednego z najwybitniejszych poetów rocka i nestorów popularnego dziś nurtu singerów-songwriterów. Jego nazwisko jest wymieniane jednym tchem z nazwiskami Leonarda Cohena, Boba Dylana i Toma Waitsa.
Poezja pisana krwią
W 1983 r., po rozpadzie grupy The Birthday Party, Cave rozpoczął karierę solową. Już od ukazania się jego debiutanckiego albumu "From Her to Eternity" było jasne, że wszystko to, co dotychczas określano mianem gotyckiego rocka, tak się ma do muzyki Cave'a, jak kiczowate dekoracje niskobudżetowych horrorów z wytwórni Hammer do wizyty na najprawdziwszym miejscu zbrodni, gdzie wciąż unosi się aura furii, cierpienia i beznadziejnej rozpaczy. Jeśli brytyjscy goci ciągle hołdowali punkrockowej taktyce szoku, Cave egzorcyzmował najprawdziwsze demony. Przede wszystkim własne, hodowane przez lata na pożywnej mieszance alkoholu i heroiny. Osobliwym zrządzeniem opatrzności, w której istnienie Cave niezachwianie wierzy, to, co niszczyło od dekad zastępy rockmanów, w jego wypadku wzmagało kreatywność i pozwoliło na stworzenie oryginalnej kolekcji nagrań. Nie jakichś menelsko-ćpunowskich rockowych przyśpiewek, lecz przesyconych tragizmem i emocjonalną intensywnością, ale też czarnym humorem opowieści o rodowodzie sięgającym głęboko do archaicznych, narracyjnych form country i bluesa, a jednocześnie do poezji śpiewanej - od Cohena po Brela. O pogodzenie folkowo-poetyckich aspiracji Cave'a z muzyką rockową dbała natomiast skompletowana przez niego grupa The Bad Seeds, której filarami byli przez lata kolega z The Birthday Party, multiinstrumentalista i kompozytor Mick Harvey oraz niekonwencjonalny gitarzysta Blixa Bargeld z anarchistyczno-industrialnej niemieckiej formacji Einsturzende Neubauten.
Na początku lat 80. mało kto wierzył, że prowadzący skrajnie niehigieniczny tryb życia Cave dożyje trzydziestki. Nadużywanie alkoholu i narkotyków oraz skłonność do dzikich zachowań wpisywała się w tradycję ekscesów, z jakich słyną Australijczycy - od Mela Gibsona z czasów krnąbrnej młodości po Russella Crowe'a. Narkotyki i wynikająca z nich niesterowność pierwotnego zespołu Cave'a, nihilistycznego The Birthday Party, doprowadziły do jego rozpadu. Niezbyt entuzjastycznie przyjmowany na londyńskich salonach Cave przeniósł się na kilka lat do Berlina - europejskiej stolicy heroiny. Podobno widziano go raz, gdy na stacji metra pisał tekst piosenki własną krwią ze strzykawki, czemu on sam zaprzecza. Nie zaprzecza jednak, że wyrzucono go z mieszkania, które zamieniło się w ćpunowską melinę i że sam, będąc w finansowym dołku, przez chwilę pracował jako dealer. Płyty sygnowane przez niego i The Bad Seeds ukazywały się jednak regularnie i każda z nich, tak jak promujące ją koncerty, stawała się wydarzeniem.
Kulminacyjnym momentem najmroczniejszego okresu w życiu i twórczości Cave'a było nagranie płyt "Your Funeral... My Trial" i "Tender Prey" z jej sztandarowym utworem "The Mercy Seat". To monolog oczekującego na egzekucję na krześle elektrycznym mordercy, który na jednym ze swych ostatnich albumów nagrał sam Johnny Cash. Do innych ważnych wydarzeń na tym etapie kariery Cave'a należy zaliczyć epizod w filmie Wima Wendersa "Niebo nad Berlinem", premierę dramatu więziennego "Ghosts... of the Civil Dead", zrealizowanego według jego scenariusza przez Johna Hillcoata. Ważna była też publikacja powieści "I oślica ujrzała anioła" - wstrząsającej, napisanej jakby biblijnym językiem opowieści o upokorzeniach i krwawej zemście chłopca z pełnego okrucieństwa i przemocy Południa. Książkę porównywano do nasyconej gwałtem twórczości Williama Faulknera.
Australijskie upiory w sielankowym Brighton
Niedawno Cave powrócił do współpracy z Hillcoatem, pisząc dla niego scenariusz australijskiego westernu "The Proposition". Bohater otrzymuje od szeryfa tytułową propozycję z gatunku tych, które są nie do odrzucenia: musi wytropić i zabić swojego starszego brata bandytę, aby uratować od niechybnej śmierci młodszego brata. Cave'a od zawsze fascynowała ciemna strona australijskiej historii, która przez potomków pierwszych osadników (banitów, przestępców i awanturników) przez dekady była wstydliwie zamiatana pod dywanik z wyhaftowanymi na nim motywami opalonych ciał, imponujących fal przyboju i gmachu opery w Sydney. Również muzyka do tego filmu jest dziełem jego oraz jednego z najbliższych współpracowników Cave'a z The Bad Seeds - skrzypka Warrena Ellisa.
Scenariusz do "The Proposition" pisał już jednak inny Cave. Po latach szaleństwa ustatkował się: w 1999 r., po poślubieniu byłej modelki Susie Bick i przyjściu na świat bliźniaków Arthura i Earla, zerwał z alkoholem i narkotykami i osiedlił się w Brighton. Z nałogami walczył zresztą przez całe lata 90., co znać w jego ówczesnej twórczości, w której coraz częściej - tak jak na "Let Love In" czy "The Boatman's Call" - pojawiały się bardziej optymistyczne wątki, inspirowane Nowym Testamentem (kontynuowane są na "Nocturamie" i podwójnym wydawnictwie "Abattoir Blues"/"The Lyre of Orpheus" z 2004 r.).
Chociaż przed 20 laty "New Musical Express" oskarżył Cave'a o "propagowanie zła", dziś walory narracyjne jego utworów są powszechnie docenianie. Sięgnęli po nie nawet polscy aktorzy, wystawiając na jednym z wrocławskich Festwali Piosenki Aktorskiej spektakl "Ballady morderców", oparty na piosenkach z albumu "Murder Ballads", sam zaś zaproszony na tę fetę Cave odśpiewał w duecie ze Stanisławem Sojką hymn "Into My Arms". Dziś ten 48--letni artysta nie tylko - wbrew przepowiedniom - nie spoczywa na cmentarzu dla narkomanów, ale jest uznawany za jednego z najwybitniejszych poetów rocka i nestorów popularnego dziś nurtu singerów-songwriterów. Jego nazwisko jest wymieniane jednym tchem z nazwiskami Leonarda Cohena, Boba Dylana i Toma Waitsa.
Więcej możesz przeczytać w 12/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.