Do roboty "metkowych" trzeba się przyzwyczaić jak do wierzb na Mazowszu. Są równie nieusuwalni
Artystka Nieznalska umieściła na krzyżu fiuta, który teraz będzie wałkowany przez powołaną komisję. Wałkowanie weźmie na podgląd Helsińska Fundacja Praw Człowieka przez specjalnego wysłannika. Zalecamy jednak spokój i trzeźwość. Nieznalska z jej fiutem jest bez znaczenia. Chciała zawalczyć z męskim szowinizmem? Mogła na sto sposobów. Ale ona rypła kutasa na krucyfiksie. Więc miała jak w banku, że się zlecą dewoci, odśpiewają "Serdeczna Matko", podpiszą, że "zohydza". Podadzą do Torunia, zrobią Nieznalskiej (nomen omen) bardzo dobrze na karierę. No i Bóg - którego ofiutowała - z nią! Ostatniego Burka na naszym podwórku nie powinna Nieznalska więcej obchodzić.
A tu - proszę - wałkowanie z prawami człowieka w tle. Dlaczego? Bo ten męski zwis na krzyżu to nie jakiś tam kutas wstawiony do galerii dla podlansowania nieznanej panienki. To - posłuchajcie! - "przeciwstawienie projekcji poddanego wysiłkowi człowieka". I "najwyższa ofiara, która dokonuje się przez wolny wybór". Rozumiecie coś z tego? Nie. I nie ma potrzeby. Najważniejsze, że Nieznalska została ometkowana przez krytykę. I już nie jest panienką, która harata się z dewocją o kutasa, lecz wybitną artystką, której chodzi o "przeciwstawienie projekcji". A ty, widzu, ciesz się, że oddychasz tym samym powietrzem co ona. I jeden z drugim krytyk, co ją metkował, bo on jest najważniejszy. Jak taki nie zdąży z metkownicą na czas - przechlapane. A bywało. W 1995 r. dystrybutorzy galopem ściągali do Polski film "Opowieści niemoralne" Waleriana Borowczyka w celu zadymy i zarobku. Tam papież zakasywał sutannę i z rozmachem suwnicowego dogadzał wyłożonej na stole Lukrecji Borgii. Atmosfera do zarobku była, bo akurat dewoci śpiewali pobożnie przed kinami z filmem "Ksiądz". A tu - bach! Ogłosili listę 17 kandydatów w wyborach prezydenckich. Z Waldemarem - proszę sobie wyobrazić - Pawlakiem jako "czarnym koniem". No, w tych warunkach to już żaden ZChN-owiec z dostępem do mikrofonu nie łaził po kinach. Nie było, że "zohydza", i nie było, że dzieło np. "generuje transgresję obrzędów ze sfery płciowości na plan struktury liturgicznej". I cały papieski wysiłek na nic.
No to ja rzucam to drobienie paluchami po klawiaturze i biegnę smarować gównem przydrożną kapliczkę. Ale w katalogu tego performance'u oczywiście nie będzie już gówna, lecz "pozycjonowanie sacrum w kontekst koprofagiczny". I podobne. Że krytyka się pozna? Skąd! Krytyka pierwsza pocałuje mnie w rewers - bez papierka i z języczkiem. Bo krytyka, jak słyszy taki bełkocik, od razu trze kolanami. Zwłaszcza krytyka filmowa, której patrzę na palce. Na ekranie gniot, że zęby bolą, ale niech no tylko pojawią się w nim - dajmy na to - drzwi. Już czytam, że "reżyser wdraża repartycję przestrzeni na sferę Zamknięcia i region Otwarcia". Napisałem jedno zdanie i już jestem zmęczony. A koledzy potrafią tak przez całe książki. Dziesiątkami lat. I kropli potu na czole.
Do roboty "metkowych" powinienem się przyzwyczaić jak do wierzb na Mazowszu. Są równie nieusuwalni. Choć czasem mnie żgało. Jak wówczas, gdy Poznań zafundował sobie za ciężkie pieniądze gromadę rzeźb Magdaleny Abakanowicz. W ustronnym parku, gdzie służą za osłonę dla spacerowiczów, których przyciśnie. Miejscowa gazeta poprosiła o komentarz. Za odpowiedź dałem cytat ze znanej ścieżki dźwiękowej. "Powiedz mi, po co jest ten miś? - Właśnie, po co? - Otóż to! Nikt nie wie, po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo. I nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji". Nie wydrukowali. Bo - gdzie metka?
A tu - proszę - wałkowanie z prawami człowieka w tle. Dlaczego? Bo ten męski zwis na krzyżu to nie jakiś tam kutas wstawiony do galerii dla podlansowania nieznanej panienki. To - posłuchajcie! - "przeciwstawienie projekcji poddanego wysiłkowi człowieka". I "najwyższa ofiara, która dokonuje się przez wolny wybór". Rozumiecie coś z tego? Nie. I nie ma potrzeby. Najważniejsze, że Nieznalska została ometkowana przez krytykę. I już nie jest panienką, która harata się z dewocją o kutasa, lecz wybitną artystką, której chodzi o "przeciwstawienie projekcji". A ty, widzu, ciesz się, że oddychasz tym samym powietrzem co ona. I jeden z drugim krytyk, co ją metkował, bo on jest najważniejszy. Jak taki nie zdąży z metkownicą na czas - przechlapane. A bywało. W 1995 r. dystrybutorzy galopem ściągali do Polski film "Opowieści niemoralne" Waleriana Borowczyka w celu zadymy i zarobku. Tam papież zakasywał sutannę i z rozmachem suwnicowego dogadzał wyłożonej na stole Lukrecji Borgii. Atmosfera do zarobku była, bo akurat dewoci śpiewali pobożnie przed kinami z filmem "Ksiądz". A tu - bach! Ogłosili listę 17 kandydatów w wyborach prezydenckich. Z Waldemarem - proszę sobie wyobrazić - Pawlakiem jako "czarnym koniem". No, w tych warunkach to już żaden ZChN-owiec z dostępem do mikrofonu nie łaził po kinach. Nie było, że "zohydza", i nie było, że dzieło np. "generuje transgresję obrzędów ze sfery płciowości na plan struktury liturgicznej". I cały papieski wysiłek na nic.
No to ja rzucam to drobienie paluchami po klawiaturze i biegnę smarować gównem przydrożną kapliczkę. Ale w katalogu tego performance'u oczywiście nie będzie już gówna, lecz "pozycjonowanie sacrum w kontekst koprofagiczny". I podobne. Że krytyka się pozna? Skąd! Krytyka pierwsza pocałuje mnie w rewers - bez papierka i z języczkiem. Bo krytyka, jak słyszy taki bełkocik, od razu trze kolanami. Zwłaszcza krytyka filmowa, której patrzę na palce. Na ekranie gniot, że zęby bolą, ale niech no tylko pojawią się w nim - dajmy na to - drzwi. Już czytam, że "reżyser wdraża repartycję przestrzeni na sferę Zamknięcia i region Otwarcia". Napisałem jedno zdanie i już jestem zmęczony. A koledzy potrafią tak przez całe książki. Dziesiątkami lat. I kropli potu na czole.
Do roboty "metkowych" powinienem się przyzwyczaić jak do wierzb na Mazowszu. Są równie nieusuwalni. Choć czasem mnie żgało. Jak wówczas, gdy Poznań zafundował sobie za ciężkie pieniądze gromadę rzeźb Magdaleny Abakanowicz. W ustronnym parku, gdzie służą za osłonę dla spacerowiczów, których przyciśnie. Miejscowa gazeta poprosiła o komentarz. Za odpowiedź dałem cytat ze znanej ścieżki dźwiękowej. "Powiedz mi, po co jest ten miś? - Właśnie, po co? - Otóż to! Nikt nie wie, po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo. I nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji". Nie wydrukowali. Bo - gdzie metka?
Więcej możesz przeczytać w 12/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.