Platforma Obywatelska wykorzysta syndrom męczennicy
Platforma Obywatelska nie mówi już o niszczycielach demokracji, a PiS o "działalności prawie przestępczej". Być może po raz pierwszy od wielu lat politycy zrozumieli, że mamy w Polsce poważny problem. Dlatego afera wokół samorządowców, którzy spóźnili się z oświadczeniami majątkowymi, raczej nie zakończy się gigantyczną awanturą. Tym bardziej że po spotkaniu Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim niespodziewanie nastąpiła przer-wa w wymianie ciosów. Problemem nie jest polityczna wolnoamerykanka, lecz jakość produkowanego przez parlamentarzystów prawa. Być może "winni" zrozumieli, że powtarzane ostatnio przez polityków PiS jak mantra sformułowanie, iż "przede wszystkim liczy się szacunek dla obowiązującego prawa, nawet złego", nie jest takie głupie.
Złośliwi oczywiście wypominają Jarosławowi Kaczyńskiemu nieczyste intencje i chęć wykorzystania rzekomej troski o przestrzeganie prawa po to, by się pozbyć ze stołecznego ratusza Hanny Gronkiewicz-Waltz. Czy tak jest w rzeczywistości? - W ostatnim czasie partia braci Kaczyńskich spotykała się z przeciwnymi zarzutami opozycji: że w wielu sytuacjach naciąga prawo. PiS zawsze odpowiadało, że to nieprawda. Teraz postanowiło to udowodnić w sposób dla niektórych bardzo bolesny - mówi Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego. - A że przy okazji może coś ugrać, bo na linii sporu znalazła się Warszawa? Premier przyznaje co prawda, że wynik ewentualnych wyborów jest raczej przesądzony. Ale duch walki jest w każdym polityku, a na pewno nie brakuje go Jarosławowi Kaczyńskiemu - dodaje Migalski.
Klęska gwiazd PiS?
Pierwsze badania opinii publicznej w sprawie powtórnych wyborów w Warszawie nie są korzystne dla PiS. Z sondażu Pentora przeprowadzonego na zlecenie "Wprost" wynika, że w stolicy największe gwiazdy partii nie mają szans w starciu z Gronkiewicz-Waltz. Tej sytuacji nie zmieniłoby nawet wystawienie w wyborcze szranki najpopularniejszego polskiego polityka, ministra sprawiedliwości Zbig-niewa Ziobry.
W świetle ostatnich wydarzeń Gronkiewicz-Waltz może się jawić niektórym wręcz jako męczennica IV Rzeczypospolitej. Mówiła wszak drżącym głosem: "Cóż, wystartuję ponownie. Warszawa jest tego warta!". To wywołuje współczucie nawet wśród osób, które w poprzednich wyborach nie były jej entuzjastami, ale odbieranie mandatu za dwudniowe spóźnienie w złożeniu oświadczenia majątkowego uważają za jawną niesprawiedliwość.
Męczennica kontra przemądrzała baba
- Wykorzystanie przez Gronkiewicz-Waltz syndromu męczennicy to możliwy scenariusz działania PO. Nie wykluczałbym jednak, że na dłuższą metę odbiór jej może być inny. No, bo profesor prawa, która jako swój atut zawsze stawiała profesjonalizm, zawiodła na całej linii. Zamiast wskazać na wątpliwości prawne, sama w nie zabrnęła. I przez taką "przemądrzałą babę" musimy jeszcze raz iść do wyborów i wydawać miliony złotych! Wszystko zależy od tego, w jaki sposób obie partie będą przedstawiać swoje wersje. A wiadomo, że w sprawach public relations PiS bije platformę na głowę - tłumaczy Marek Migalski. Dużo też będzie zależało od tego, kogo PiS wystawi do walki o stołeczną prezydenturę. Poza tym w kampanii kandydatka PO będzie powtarzać to, co już wszyscy słyszeli, a w wypadku kandydata PiS silniejszy może się okazać efekt świeżości.
Z informacji "Wprost" wynika, że - wbrew krążącym opiniom - PiS nie ma jeszcze konkretnego kandydata. A na najwyższym szczeblu trwają gorączkowe narady, czy ma to być ktoś z partyjnego panteonu, czy też "świeża krew". - Pod uwagę bierzemy kręgi rządowe, choć niekoniecznie ministrów, ale także ludzi z terenu. I nie będzie to osoba wystawiona na żer - mówi "Wprost" Andrzej Mazurkiewicz, senator PiS. Według naszych informacji, najbardziej prawdopodobna jest kandydatura osoby powszechnie znanej i cenionej, lecz dotychczas nie związanej z PiS. W takim wypadku nawet porażka (bardzo prawdopodobna) nie będzie odebrana jako kolejna klęska rządzącej partii.
Co zamierza zrobić PO? - Niewykluczone, że będziemy się starali za wszelką cenę wydłużyć procedury. Dla nas najważniejszy jest wyrok sądu i Trybunału Konstytucyjnego - mówi jeden z działaczy platformy.
Waltz z prawem
Spektakl towarzyszący sprawie wygaśnięcia mandatów spóźnialskich samorządowców jest kompletnie niezrozumiały dla wyborców. Platforma Obywatelska konsekwentnie powołuje się na opinie prawników, którzy opowiadają się albo za wprowadzeniem abolicji dla spóźnialskich, albo rozstrzygnięciem sprawy na drodze sądowej. Co warte zauważenia, po kilku dniach prawdziwej inwazji profesorów broniących wersji PO, zaczęły się przebijać głosy prawników mających inne zdanie. W piątek 26 stycznia Stanisław Dąbrowski, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa i sędzia Sądu Najwyższego, przekonywał, że abolicja mogłaby stworzyć w polityce niebezpieczny precedens, a zmiana przepisów nic nie da, bo prawo nie działa wstecz.
Zamieszania z powtórnymi wyborami nie byłoby, gdyby nie niechlujstwo parlamentarzystów. W uchwalonej w lipcu 2005 r. ustawie, w której wymieniono listę oświadczeń, jakie musi złożyć samorządowiec, dwa są opatrzone klauzulą "jest zobowiązany złożyć je w ciągu 30 dni od ślubowania". Inny zapis mówi natomiast o 30 dniach od momentu wyboru.
Niechlujstwa prawnego nie da się poprawić, naciągając przepisy. Gronkiewicz-Waltz na sesji rady Warszawy grzmiała, że sprawiedliwość jest po jej stronie, a jeśli prawo jest przeciw niej, to znaczy, że trzeba je zmienić. Czy słynną kilka lat temu falandyzację prawa chciałaby zastąpić jego waltzowaniem?
Złośliwi oczywiście wypominają Jarosławowi Kaczyńskiemu nieczyste intencje i chęć wykorzystania rzekomej troski o przestrzeganie prawa po to, by się pozbyć ze stołecznego ratusza Hanny Gronkiewicz-Waltz. Czy tak jest w rzeczywistości? - W ostatnim czasie partia braci Kaczyńskich spotykała się z przeciwnymi zarzutami opozycji: że w wielu sytuacjach naciąga prawo. PiS zawsze odpowiadało, że to nieprawda. Teraz postanowiło to udowodnić w sposób dla niektórych bardzo bolesny - mówi Marek Migalski, politolog z Uniwersytetu Śląskiego. - A że przy okazji może coś ugrać, bo na linii sporu znalazła się Warszawa? Premier przyznaje co prawda, że wynik ewentualnych wyborów jest raczej przesądzony. Ale duch walki jest w każdym polityku, a na pewno nie brakuje go Jarosławowi Kaczyńskiemu - dodaje Migalski.
Klęska gwiazd PiS?
Pierwsze badania opinii publicznej w sprawie powtórnych wyborów w Warszawie nie są korzystne dla PiS. Z sondażu Pentora przeprowadzonego na zlecenie "Wprost" wynika, że w stolicy największe gwiazdy partii nie mają szans w starciu z Gronkiewicz-Waltz. Tej sytuacji nie zmieniłoby nawet wystawienie w wyborcze szranki najpopularniejszego polskiego polityka, ministra sprawiedliwości Zbig-niewa Ziobry.
W świetle ostatnich wydarzeń Gronkiewicz-Waltz może się jawić niektórym wręcz jako męczennica IV Rzeczypospolitej. Mówiła wszak drżącym głosem: "Cóż, wystartuję ponownie. Warszawa jest tego warta!". To wywołuje współczucie nawet wśród osób, które w poprzednich wyborach nie były jej entuzjastami, ale odbieranie mandatu za dwudniowe spóźnienie w złożeniu oświadczenia majątkowego uważają za jawną niesprawiedliwość.
Męczennica kontra przemądrzała baba
- Wykorzystanie przez Gronkiewicz-Waltz syndromu męczennicy to możliwy scenariusz działania PO. Nie wykluczałbym jednak, że na dłuższą metę odbiór jej może być inny. No, bo profesor prawa, która jako swój atut zawsze stawiała profesjonalizm, zawiodła na całej linii. Zamiast wskazać na wątpliwości prawne, sama w nie zabrnęła. I przez taką "przemądrzałą babę" musimy jeszcze raz iść do wyborów i wydawać miliony złotych! Wszystko zależy od tego, w jaki sposób obie partie będą przedstawiać swoje wersje. A wiadomo, że w sprawach public relations PiS bije platformę na głowę - tłumaczy Marek Migalski. Dużo też będzie zależało od tego, kogo PiS wystawi do walki o stołeczną prezydenturę. Poza tym w kampanii kandydatka PO będzie powtarzać to, co już wszyscy słyszeli, a w wypadku kandydata PiS silniejszy może się okazać efekt świeżości.
Z informacji "Wprost" wynika, że - wbrew krążącym opiniom - PiS nie ma jeszcze konkretnego kandydata. A na najwyższym szczeblu trwają gorączkowe narady, czy ma to być ktoś z partyjnego panteonu, czy też "świeża krew". - Pod uwagę bierzemy kręgi rządowe, choć niekoniecznie ministrów, ale także ludzi z terenu. I nie będzie to osoba wystawiona na żer - mówi "Wprost" Andrzej Mazurkiewicz, senator PiS. Według naszych informacji, najbardziej prawdopodobna jest kandydatura osoby powszechnie znanej i cenionej, lecz dotychczas nie związanej z PiS. W takim wypadku nawet porażka (bardzo prawdopodobna) nie będzie odebrana jako kolejna klęska rządzącej partii.
Co zamierza zrobić PO? - Niewykluczone, że będziemy się starali za wszelką cenę wydłużyć procedury. Dla nas najważniejszy jest wyrok sądu i Trybunału Konstytucyjnego - mówi jeden z działaczy platformy.
Waltz z prawem
Spektakl towarzyszący sprawie wygaśnięcia mandatów spóźnialskich samorządowców jest kompletnie niezrozumiały dla wyborców. Platforma Obywatelska konsekwentnie powołuje się na opinie prawników, którzy opowiadają się albo za wprowadzeniem abolicji dla spóźnialskich, albo rozstrzygnięciem sprawy na drodze sądowej. Co warte zauważenia, po kilku dniach prawdziwej inwazji profesorów broniących wersji PO, zaczęły się przebijać głosy prawników mających inne zdanie. W piątek 26 stycznia Stanisław Dąbrowski, przewodniczący Krajowej Rady Sądownictwa i sędzia Sądu Najwyższego, przekonywał, że abolicja mogłaby stworzyć w polityce niebezpieczny precedens, a zmiana przepisów nic nie da, bo prawo nie działa wstecz.
Zamieszania z powtórnymi wyborami nie byłoby, gdyby nie niechlujstwo parlamentarzystów. W uchwalonej w lipcu 2005 r. ustawie, w której wymieniono listę oświadczeń, jakie musi złożyć samorządowiec, dwa są opatrzone klauzulą "jest zobowiązany złożyć je w ciągu 30 dni od ślubowania". Inny zapis mówi natomiast o 30 dniach od momentu wyboru.
Niechlujstwa prawnego nie da się poprawić, naciągając przepisy. Gronkiewicz-Waltz na sesji rady Warszawy grzmiała, że sprawiedliwość jest po jej stronie, a jeśli prawo jest przeciw niej, to znaczy, że trzeba je zmienić. Czy słynną kilka lat temu falandyzację prawa chciałaby zastąpić jego waltzowaniem?
WPROST EXTRA |
---|
Ewa Szymecka Zasady i tryb składania oświadczeń majątkowych przez wójtów, (prezydentów) radnych oraz inne osoby oraz skutki nie złożenia takich oświadczeń w terminie regulują przepisy art. 24h - 24k ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym. I tak, radny i wójt na podstawie art. 24h ust. 1 i 4 ustawy, zobowiązany jest do złożenia oświadczenia w terminie 30 dni od dnia złożenia ślubowania, zastępca wójta, sekretarz gminy skarbnik itd. od powołania na stanowisko lub od dnia zatrudnienia. Inne osoby objęte treścią art. 24 h ust.1 ustawy składają takie oświadczenia w terminach odrębnie wskazanych. Osoby te zobowiązane są także na podstawie art. 24j ust.1 ustawy do złożenia oświadczenia o działalności gospodarczej swego małżonka, jeżeli ta wykonywana jest na terenie gminy, w której osoba obowiązana do złożenia oświadczenia pełni funkcję lub jest zatrudniona. Następnie przepis art. 24j ust.3 stanowi, że oświadczenia o których tu mowa składane są w ciągu 30 dni od dnia wyboru, powołania lub zatrudnienia. Tym samym, podstawą dla ustalenia terminu złożenia oświadczenia z art. 24j ust. 1 ustawy winno być objęcie funkcji przez osobę obowiązaną do złożenia oświadczenia - zgodnie z treścią art. 24h ust. 4. Jeżeli zatem objęcie funkcji wójta (prezydenta) łączy się ze złożeniem ślubowania, to obowiązek składania oświadczeń zarówno z art. 24h jak i art.24j powstaje równocześnie, oczywiście o ile zaistnieją przesłanki z art.24j pkt 1 ustawy. Do takiego wniosku powinna prowadzić także wykładnia teleologiczna. Nie sposób bowiem racjonalnie i celowościowo założyć, aby obowiązek wtórny zdefiniowany w art. 24j pkt 1 wynikający z pełnionej funkcji osoby wójta (prezydenta) miałby powstać przed jej objęciem. Gdyby przyjąć, inną datę objęcia funkcji to jaką? - czy od dnia wyboru czy od dnia upływu terminu do złożenia protestów wyborczych, czy od daty otrzymania zaświadczenia o wyborze? - te kwestie regulują trzy różne ustawy, które nie dają tu jednoznacznej odpowiedzi. A wreszcie art. 24j ust. 3 ustawy nie wskazuje kto składa takie oświadczenia od daty wyboru, a kto od daty powołania. Także i tym razem ustawodawca nie zauważył, że w art. 24k omawianej ustawy uregulował i określił zupełnie inne skutki nie złożenia takich oświadczeń w terminie (np. utratę wynagrodzenia za okres opóźniania ) aniżeli te, które wskazane zostały w art. 26 pkt 1a ustawy z dnia 20.06.2002 r. o bezpośrednim wyborze wójta, burmistrza i prezydenta miasta. Z całą jednak pewnością ewentualne wygaśnięcie mandatu zgodnie z art. 27 tej ustawy, w razie podjęcia takiej uchwały przez radę gminy i wniesienia od niej przez zainteresowanego odwołania, następuje z dniem wydania przez sąd orzeczenia oddalającego odwołanie. W powyższych kwestiach brak także uprawnień wojewody do jakichkolwiek działań w ramach sprawowanego nadzoru nad działalnością gminy a tym bardziej do odwołania wójta. Takich kompetencji nie można doszukać się w ustawie o samorządzie gminnym a zwrócił już na to uwagę Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w wyroku z dnia 1.06.2005r. sygn. akt II SA/Wa 211/05. Analiza niefortunnych przepisów skłaniać winna jej komentatorów bardziej do refleksji aniżeli do triumfalizmu lub kontestacji. Zwycięzcą jest tu jedynie po raz kolejny byle jaki sposób stanowienia prawa. Teraz sądy - a być może Trybunał Konstytucyjny - będą rozstrzygać jak stosować lub wyeliminować te oczywiście kolizyjne normy, które także odbiegają od wzorców konstytucyjnych dotyczących wyborów samorządowych. Reasumpcja: Mądry poseł po szkodzie? Otóż nie! Jedni krzyczą dura lex sed lex nie zdając chyba sobie sprawy, że "dura lex" nie oznacza durnego prawa, choć takie właśnie uchwalili inni znów, że się nie poddadzą choć w takim uchwalaniu brali udział. Rzecz jasna, że w takim jazgocie nikt nie będzie szanował ewentualnego orzeczenia czy to sądu czy też Trybunału Konstytucyjnego. Zwolennicy wywalania przez "władzę" organów samorządu terytorialnego nie są skłonni respektować ani sensu oraz zapisów tej ustawy, ani tym bardziej swoich ograniczeń kompetencyjnych i ustrojowych. Każde inne rozstrzygniecie oprócz tego, które ich zadawala, okrzyknięte zostanie jako spisek. Oponenci natomiast będą wówczas prawdopodobnie szczycić się swoim sukcesem - choć wszystkim należałoby wlepić niezły mandat. |
Więcej możesz przeczytać w 5/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.