Bracia Kaczyńscy zdają się żywić i wzmacniać to, co w nas słabe, pokrętne, co jest tylko łatwizną
Józef Piłsudski mówił, że "na przystanku niepodległość" wysiadł z "tramwaju socjalizm". Jarosław i Lech Kaczyńscy usiłują nam udowodnić, że takiego przystanku jeszcze nie było. Szef PiS po 1989 r. był już senatorem, szefem wpływowego tygodnika, kierował dużą partią, której przedstawiciele byli członkami dwóch rządów, stał na czele kancelarii prezydenckiej, układał co najmniej dwa rządy, a jeden - Hanny Suchockiej - doprowadził do upadku i tym samym dojścia do władzy postkomunistów. Był posłem na Sejm, lideruje kolejnej wielkiej partii, ale w odzyskanie niepodległości Polski zdaje się nadal nie wierzyć. Na dowód pokazuje nie zagojone rany po inwigilacji prawicy, utożsamiając ją z kolejnymi pokoleniami męczenników sprawy narodowej. Niewykluczone, że niedługo na wniosek PiS zostanie powołane muzeum inwigilacji prawicy.
Lech Kaczyński też już był - szefem BBN, NIK, ministrem, ale wciąż utrzymuje, że dopóki nie został prezydentem, Polska nie odzyskała w pełni niepodległości. Niepodległość bracia utożsamiają z pokonaniem układu, rozprawieniem się z korupcją, scentralizowanym państwem, ideowością. Przede wszystkim jednak z władzą budowaną wedle ich własnego, oryginalnego pomysłu.
Mowa braci
Mowa publiczna braci Kaczyńskich - jakby celowo nieprecyzyjna i mętna, pełna niedopowiedzeń i zaskakujących insynuacji - robi wrażenie świadomie anachronicznej. Odwołują się oni do wartości i tradycji ze słownika XIX-wiecznej Polski, tak jakby innych pojęć i celów nie znali albo nawet jeśli o nich słyszeli, mieli je za nowinkarskie, niepewne czy obce. W słowniku braci Kaczyńskich nie znajdziemy pojęć ze współczesnych debat publicznych. Nie słyszałem ani razu, by prezydent Polski był łaskaw coś wspomnieć o strategii lizbońskiej i cywilizacji opartej na wiedzy. Nie ma powodu sądzić, by w hierarchii wartości braci jakiekolwiek istotne miejsce zajmowały wiedza czy kompetencja, nie wspominając po prostu o pracy. Wszak najważniejsze są ideowość i polityczna lojalność.
Nie ma w słowniku braci Kaczyńskich jakichkolwiek odniesień czy wzmianek o potrzebie inwestowania w kapitały kulturalne, intelektualne, społeczne ani cienia myśli na temat przyszłości uniwersytetów i promowania osób wykształconych, choć sami mogą uchodzić za typowych przedstawicieli warszawskiej, ba, żoliborskiej inteligencji. W ich świecie publicznym nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie ministra. Wystarczy przywołać kazus ministra Poncyliusza, absolwenta liceum handlowego, który ostatnio energicznie wziął się za przyszłość polskich kopalń i hut. Tym bardziej nie znajdą u braci zrozumienia osobnicy, którzy na współczesną modłę cenią sobie tolerancję, zmysł ironii, sceptycyzm czy prawo do wyrażania swoich poglądów. Wolność ma dla nich tylko jedno zastosowanie: nigdy nie odnosi się do jednostek, zawsze jedynie do narodu. Wolność jednostkowa w ich mowach publicznych płynnie przechodzi w egoizm, sobkostwo. Nie jest nawet zbędnym i nieużytecznym luksusem. Jest czymś jeśli nie podłym, to budzącym zażenowanie i moralny niepokój.
Świat braci
W obrazie świata braci Kaczyńskich niepokoju moralnego nie wywołują - jak zwykliśmy myśleć - lizusostwo, kumoterstwo, konformizm, brak odwagi, czyste chamstwo. Niepokój moralny wywołuje, po pierwsze, krytyka braci. Każdy, kto odważy się na surowsze oceny, może od razu dostać w zęby i zostać przyszpilony imieniem osławionego prokuratora Wyszyńskiego. Na moralne potępienie zasługują ci wszyscy, którzy podtrzymują układ, a układ podtrzymują zarówno te osoby, które rzekomo lub naprawdę w nim tkwią, jak i te, które nie chcą się zgodzić na "układowy" obraz świata. Wedle rozumowania Kaczyńskich i im podobnych, każdy, kto kwestionuje na przykład pomysł na kolejną reformę policji i tajnych służb, chce zachować dawny układ, czyli w nim tkwi. Rozumowanie iście diaboliczne, aczkolwiek oparte na prostej zasadzie znanej rewolucjonistom wszelkich wyznań: kto nie z nami, ten przeciw nam.
Bracia Kaczyńscy są zawodowymi rewolucjonistami, którzy w studiu Radia Maryja czy na trybunie sejmowej nadal udają, że siedzą na barykadzie i bronią ojczyznę przed niewidocznym wrogiem. Niepokój moralny wiąże się z brakiem rewolucyjnej czujności, uleganiem wpływom obcych obozów politycznych. A wokół siebie i swoich ludzi Kaczyńscy tworzą poczucie zagrożenia i jak w sektach religijnych swoim i tylko swoim przypisują patriotyzm, odwagę, oddanie. Tylko ich ludzie mają poczucie misji, nawet jeśli, jak poseł Zawisza, plotą na trybunie sejmowej wyjątkowe androny, ocierające się o potwarz i kłamstwa. Tylko ich ludzie toczą bój, nawet jeśli, jak prezydencki minister Urbański, gadają niestworzone rzeczy o zamachu stanu w wykonaniu prof. Balcerowicza. Albo jak Jacek Kurski, mistrz jątrzenia i rzucania pomówień. Nic nie szkodzi. Im głupiej, tym lepiej, bo tym samym bracia Kaczyńscy sprawdzają lojalność swoich "towarzyszy". Prostactwo moralne czy umysłowe nie budzą w nich najmniejszego niepokoju, jak nie budzi brutalność i agresja w stylu posłów Suskiego czy Leppera. Niepokój zdaje się budzić natomiast inteligencki z ducha etos niepokornych czy całkiem już współczesny wzorzec indywidualizmu. Nie wspominając już o elementarnej uczciwości i elementarnej rzetelności w myśleniu. Poziom debaty publicznej dzięki posłom PiS jest teraz katastrofalny i służy tylko kompromitacji Sejmu.
Słownik braci
W słowniku braci i ich akolitów jest dużo mowy o genetycznym patriotyzmie, służbie, ideowości, sprawie, niepodległości i katolicyzmie. Ubierają się w stroje XIX-wiecznych romantycznych patriotów, zwalczających zdradę narodową i obce siły. W swoich oskarżycielskich mowach bracia ocierają się jawnie o spiskową wizję dziejów. Powtarzają to za nimi urzędnicy noszący ich teczki. Jeden z nich, szalenie wpływowy pan, twierdzi, że tych wojen z kolejnymi środowiskami nie wywołuje Kaczyński, ale jakiś tajemniczy ktoś-coś. Ten zażywny jegomość powiada to z przekonaniem, jakby rzeczywiście wierzył w duchy. W tym spisku biorą udział już nie tylko służby, ale nagle KPP, którą Stalin rozwiązał w 1938 r. Otóż okazuje się, że KPP ma wszelkie cechy narodowości. Przenosi się ją za pomocą genów. Tak jak genetycznie przenosi się patriotyzm z dziadka powstańca na dziadka czy ojca akowca. Nikt jeszcze takich badań medycznych nie wykonał i nikt nie udowodnił istnienia takiego genu, ale bracia Kaczyńscy wiedzą swoje. Mimo że prawnicy, mają swój wkład w rozwój biologii. Ten rodzaj myślenia ociera się o jakiś rodzaj rasizmu i wydaje mi się wyjątkowo wstrętny i godny potępienia. Można być przekonanym, ba, nawet mieć dane po temu, by twierdzić, że postkomunistyczna nomenklatura odegrała złowróżbną rolę w III RP. Aby jednak wygłaszać zdania o wpływach KPP na Platformę Obywatelską, wywieranych poprzez córkę KPP-owca pracującą w "Gazecie Wyborczej", trzeba rzeczywiście mieć sporo odwagi.
PiS-owcom się wydaje, że muszą być przede wszystkim pozbawieni poczucia humoru - jak Mariusz Kamiński, i być ideowcami - jak Michał Kamiński. Wydaje im się, że nadal obowiązuje XIX-wieczny model niepodległości i suwerenności i de facto nie akceptują naszej przynależności do Unii Europejskiej. Zresztą odnoszą się zarówno do europejskiej kultury politycznej, jak i naszych partnerów z Zachodu z wyjątkowym niezrozumieniem i lekceważeniem. Dumny prezydent dumnego narodu przyjeżdża do sąsiadów i oznajmia, że nie tylko ich nie zna, ale ich z góry nie lubi. Ba, ogłasza, że sąsiedzi nie będą mu niczego dyktowali. Tym bardziej potrzebne są w świecie Kaczyńskich ideowość i pełne oddanie oraz lojalność, a to, co jest obecnie - w ich mniemaniu nie jest jasne (jak w bankach) i budzi w nich tropicielsko-śledczego ducha (jak u licznych funkcjonariuszy wielu czerezwyczajek).
Układ braci
W świecie braci Kaczyńskich nie odzyskaliśmy niepodległości. Suwerenność jest wątpliwa. Cały układ ekonomiczny służy złodziejom, złodziejskiej prywatyzacji. Indywidualna przedsiębiorczość ma cechy zachłanności i egoizmu. Zamożność jest czymś podejrzanym, a bogactwo jawnie potępianym. Klasa średnia, jak w socjalistycznych czytankach, ma wszelkie cechy wyzyskiwaczy. Wyobraźnia i odwaga myślenia są bliskie duchowi rebelii, a stawianie sobie wymagań merytorycznych bywa sprzeczne z lojalnością wobec partii rządzącej. Wszak na urzędach mają siedzieć wyłącznie osoby oddane PiS, czyli partii mającej wyłączny patent na uczciwość i patriotyzm. Nad tym wszystkim czuwa wielki kapelan z okopów barskich i toruńskich. Kapłan, który jak to zapowiadał przed laty Kaczyński, doprowadzi do przyspieszonej ateizacji młodych pokoleń.
Ten obraz świata może się podobać. Wszak pokolenia Polaków dzięki profesorom od romantyzmu nadal tkwią w rozmytej i zbanalizowanej przeszłości. Potoczny romantyzm ma tyle wspólnego z realnym, ile obraz przedstawiający konia sprzedawany na dowolnej starówce z obrazami pierwszego Kossaka. Ten wzorzec patriotyzmu nadal jednak tkwi w naszych głowach ze swoim mętniactwem. Daje świetny przepis na ideowość i poświęcenie: wystarczy powiedzieć coś obelżywego na łże-elity, nazwać "Wyborczą" - "Koszerną", Tuskowi wypomnieć pochodzenie z Kaszub, zawyć, że Balcerowicz musi odejść, lekarzy wysłać w kamasze, urzędników nazwać pijakami, żeby się poczuć sprawdzonym rewolucjonistą i bojownikiem o niepodległość. W ten sposób można rozmnożyć w tysiące zastępy bezobjawowych bojowników o wolność i niepodległość. Ich wzorce znajdzie się na trybunie sejmowej pośród takich oratorów jak Giżyński czy Suski. Nie wspominając o słynnym łowcy masonów pośle Zawiszy. Nigdy nie rozstaje się on z siatką na motyle. Zawsze może trafić jakiegoś wolnomularza.
Odpowiedzialność braci
Niewiele w PiS trzeba, by uchodzić za odważnego i zyskać przed samym sobą komfortowe poczucie uczciwości. Bracia Kaczyńscy ze swoim niezrozumieniem gospodarki i niechęcią do rynku wywołują przekonanie, że bieda nie hańbi w obecnej Polsce. Nie hańbi, w ich mniemaniu, tylko dlatego, że bieda jest efektem gospodarczych błędów rynkowych ekonomistów. Tylko krok dzieli Kaczyńskiego od poglądów Leppera. Ten uważa, że to nie socjalizm zniszczył Polskę, ale Balcerowicz. Szef PiS nie zdobył się na razie na tak radykalne stanowisko, ale jest już naprawdę blisko. W każdym razie za stan naszej gospodarki, za nasze domy, portfele odpowiadamy nie my sami, ale wyłącznie mafie, złodzieje, bankierzy, kapitaliści, obce kapitały, czyli rodzaj współczesnych zaborców czy - jak chce demagog Kurski, właściciel pięknej leśniczówki - targowicy. Ten rodzaj myślenia usprawiedliwia leniwych i nieudolnych, uzasadnia zawiść i niechęć wobec bogatszych - właściwą Kaczyńskim wizję solidaryzmu i socjalizmu - a przede wszystkim zwalnia z wszelkiego poczucia odpowiedzialności.
Z odpowiedzialnością bracia Kaczyńscy mają wyjątkowy problem. Podobnie jak miliony osób w PRL - które by się usprawiedliwić, zawsze powoływały się na system i historię - liderzy PiS, podejmując decyzje, nie siebie czynią ich autorami, ale okoliczności, wrogie czy konkurencyjne siły. Oni są zawsze ofiarami. Im powinno się współczuć, dlatego że muszą z obrzydzeniem tworzyć rząd z Lepperem czy opluwać Tuska lub Rokitę. Istne ofiary politycznej nagonki dziennikarzy, których nazywają najgorszymi słowami, sędziów Trybunału Konstytucyjnego, którym odmawiają prawa podejmowania decyzji, układu, który obejmuje cały świat. Idea i postulat moralnej odpowiedzialności stoi u podstaw naszej cywilizacji. Tak jak wezwanie do rachunku sumienia, samowiedzy. Ale te nakazy zdają się w kręgu PiS-owskim, biednych ofiar wrogich knowań, zawieszone. Zawsze zostawiają sobie miejsce na samousprawiedliwienia, potępienia, małostkowość i prostackie pouczenia.
Moralny i językowy obraz świata Kaczyńskich jest zgodą na lenistwo intelektualne, wzmacnia zawiść i czyni sukces czymś podejrzanym. Ale to, co mnie rani i razi, jest zgodą na brak smaku, nazywając rzecz delikatnie, a mocniej, jest zgodą i poparciem dla najgorszych cech Polaków: obskurantyzmu i obłudy. Bo bracia Kaczyńscy zdają się żywić i wzmacniać to, co w nas bywa słabe, pokrętne, co jest tylko łatwizną. Obniżają wobec swoich wyznawców wymagania i nazywają to IV RP i rewolucją moralną.
Lech Kaczyński też już był - szefem BBN, NIK, ministrem, ale wciąż utrzymuje, że dopóki nie został prezydentem, Polska nie odzyskała w pełni niepodległości. Niepodległość bracia utożsamiają z pokonaniem układu, rozprawieniem się z korupcją, scentralizowanym państwem, ideowością. Przede wszystkim jednak z władzą budowaną wedle ich własnego, oryginalnego pomysłu.
Mowa braci
Mowa publiczna braci Kaczyńskich - jakby celowo nieprecyzyjna i mętna, pełna niedopowiedzeń i zaskakujących insynuacji - robi wrażenie świadomie anachronicznej. Odwołują się oni do wartości i tradycji ze słownika XIX-wiecznej Polski, tak jakby innych pojęć i celów nie znali albo nawet jeśli o nich słyszeli, mieli je za nowinkarskie, niepewne czy obce. W słowniku braci Kaczyńskich nie znajdziemy pojęć ze współczesnych debat publicznych. Nie słyszałem ani razu, by prezydent Polski był łaskaw coś wspomnieć o strategii lizbońskiej i cywilizacji opartej na wiedzy. Nie ma powodu sądzić, by w hierarchii wartości braci jakiekolwiek istotne miejsce zajmowały wiedza czy kompetencja, nie wspominając po prostu o pracy. Wszak najważniejsze są ideowość i polityczna lojalność.
Nie ma w słowniku braci Kaczyńskich jakichkolwiek odniesień czy wzmianek o potrzebie inwestowania w kapitały kulturalne, intelektualne, społeczne ani cienia myśli na temat przyszłości uniwersytetów i promowania osób wykształconych, choć sami mogą uchodzić za typowych przedstawicieli warszawskiej, ba, żoliborskiej inteligencji. W ich świecie publicznym nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie ministra. Wystarczy przywołać kazus ministra Poncyliusza, absolwenta liceum handlowego, który ostatnio energicznie wziął się za przyszłość polskich kopalń i hut. Tym bardziej nie znajdą u braci zrozumienia osobnicy, którzy na współczesną modłę cenią sobie tolerancję, zmysł ironii, sceptycyzm czy prawo do wyrażania swoich poglądów. Wolność ma dla nich tylko jedno zastosowanie: nigdy nie odnosi się do jednostek, zawsze jedynie do narodu. Wolność jednostkowa w ich mowach publicznych płynnie przechodzi w egoizm, sobkostwo. Nie jest nawet zbędnym i nieużytecznym luksusem. Jest czymś jeśli nie podłym, to budzącym zażenowanie i moralny niepokój.
Świat braci
W obrazie świata braci Kaczyńskich niepokoju moralnego nie wywołują - jak zwykliśmy myśleć - lizusostwo, kumoterstwo, konformizm, brak odwagi, czyste chamstwo. Niepokój moralny wywołuje, po pierwsze, krytyka braci. Każdy, kto odważy się na surowsze oceny, może od razu dostać w zęby i zostać przyszpilony imieniem osławionego prokuratora Wyszyńskiego. Na moralne potępienie zasługują ci wszyscy, którzy podtrzymują układ, a układ podtrzymują zarówno te osoby, które rzekomo lub naprawdę w nim tkwią, jak i te, które nie chcą się zgodzić na "układowy" obraz świata. Wedle rozumowania Kaczyńskich i im podobnych, każdy, kto kwestionuje na przykład pomysł na kolejną reformę policji i tajnych służb, chce zachować dawny układ, czyli w nim tkwi. Rozumowanie iście diaboliczne, aczkolwiek oparte na prostej zasadzie znanej rewolucjonistom wszelkich wyznań: kto nie z nami, ten przeciw nam.
Bracia Kaczyńscy są zawodowymi rewolucjonistami, którzy w studiu Radia Maryja czy na trybunie sejmowej nadal udają, że siedzą na barykadzie i bronią ojczyznę przed niewidocznym wrogiem. Niepokój moralny wiąże się z brakiem rewolucyjnej czujności, uleganiem wpływom obcych obozów politycznych. A wokół siebie i swoich ludzi Kaczyńscy tworzą poczucie zagrożenia i jak w sektach religijnych swoim i tylko swoim przypisują patriotyzm, odwagę, oddanie. Tylko ich ludzie mają poczucie misji, nawet jeśli, jak poseł Zawisza, plotą na trybunie sejmowej wyjątkowe androny, ocierające się o potwarz i kłamstwa. Tylko ich ludzie toczą bój, nawet jeśli, jak prezydencki minister Urbański, gadają niestworzone rzeczy o zamachu stanu w wykonaniu prof. Balcerowicza. Albo jak Jacek Kurski, mistrz jątrzenia i rzucania pomówień. Nic nie szkodzi. Im głupiej, tym lepiej, bo tym samym bracia Kaczyńscy sprawdzają lojalność swoich "towarzyszy". Prostactwo moralne czy umysłowe nie budzą w nich najmniejszego niepokoju, jak nie budzi brutalność i agresja w stylu posłów Suskiego czy Leppera. Niepokój zdaje się budzić natomiast inteligencki z ducha etos niepokornych czy całkiem już współczesny wzorzec indywidualizmu. Nie wspominając już o elementarnej uczciwości i elementarnej rzetelności w myśleniu. Poziom debaty publicznej dzięki posłom PiS jest teraz katastrofalny i służy tylko kompromitacji Sejmu.
Słownik braci
W słowniku braci i ich akolitów jest dużo mowy o genetycznym patriotyzmie, służbie, ideowości, sprawie, niepodległości i katolicyzmie. Ubierają się w stroje XIX-wiecznych romantycznych patriotów, zwalczających zdradę narodową i obce siły. W swoich oskarżycielskich mowach bracia ocierają się jawnie o spiskową wizję dziejów. Powtarzają to za nimi urzędnicy noszący ich teczki. Jeden z nich, szalenie wpływowy pan, twierdzi, że tych wojen z kolejnymi środowiskami nie wywołuje Kaczyński, ale jakiś tajemniczy ktoś-coś. Ten zażywny jegomość powiada to z przekonaniem, jakby rzeczywiście wierzył w duchy. W tym spisku biorą udział już nie tylko służby, ale nagle KPP, którą Stalin rozwiązał w 1938 r. Otóż okazuje się, że KPP ma wszelkie cechy narodowości. Przenosi się ją za pomocą genów. Tak jak genetycznie przenosi się patriotyzm z dziadka powstańca na dziadka czy ojca akowca. Nikt jeszcze takich badań medycznych nie wykonał i nikt nie udowodnił istnienia takiego genu, ale bracia Kaczyńscy wiedzą swoje. Mimo że prawnicy, mają swój wkład w rozwój biologii. Ten rodzaj myślenia ociera się o jakiś rodzaj rasizmu i wydaje mi się wyjątkowo wstrętny i godny potępienia. Można być przekonanym, ba, nawet mieć dane po temu, by twierdzić, że postkomunistyczna nomenklatura odegrała złowróżbną rolę w III RP. Aby jednak wygłaszać zdania o wpływach KPP na Platformę Obywatelską, wywieranych poprzez córkę KPP-owca pracującą w "Gazecie Wyborczej", trzeba rzeczywiście mieć sporo odwagi.
PiS-owcom się wydaje, że muszą być przede wszystkim pozbawieni poczucia humoru - jak Mariusz Kamiński, i być ideowcami - jak Michał Kamiński. Wydaje im się, że nadal obowiązuje XIX-wieczny model niepodległości i suwerenności i de facto nie akceptują naszej przynależności do Unii Europejskiej. Zresztą odnoszą się zarówno do europejskiej kultury politycznej, jak i naszych partnerów z Zachodu z wyjątkowym niezrozumieniem i lekceważeniem. Dumny prezydent dumnego narodu przyjeżdża do sąsiadów i oznajmia, że nie tylko ich nie zna, ale ich z góry nie lubi. Ba, ogłasza, że sąsiedzi nie będą mu niczego dyktowali. Tym bardziej potrzebne są w świecie Kaczyńskich ideowość i pełne oddanie oraz lojalność, a to, co jest obecnie - w ich mniemaniu nie jest jasne (jak w bankach) i budzi w nich tropicielsko-śledczego ducha (jak u licznych funkcjonariuszy wielu czerezwyczajek).
Układ braci
W świecie braci Kaczyńskich nie odzyskaliśmy niepodległości. Suwerenność jest wątpliwa. Cały układ ekonomiczny służy złodziejom, złodziejskiej prywatyzacji. Indywidualna przedsiębiorczość ma cechy zachłanności i egoizmu. Zamożność jest czymś podejrzanym, a bogactwo jawnie potępianym. Klasa średnia, jak w socjalistycznych czytankach, ma wszelkie cechy wyzyskiwaczy. Wyobraźnia i odwaga myślenia są bliskie duchowi rebelii, a stawianie sobie wymagań merytorycznych bywa sprzeczne z lojalnością wobec partii rządzącej. Wszak na urzędach mają siedzieć wyłącznie osoby oddane PiS, czyli partii mającej wyłączny patent na uczciwość i patriotyzm. Nad tym wszystkim czuwa wielki kapelan z okopów barskich i toruńskich. Kapłan, który jak to zapowiadał przed laty Kaczyński, doprowadzi do przyspieszonej ateizacji młodych pokoleń.
Ten obraz świata może się podobać. Wszak pokolenia Polaków dzięki profesorom od romantyzmu nadal tkwią w rozmytej i zbanalizowanej przeszłości. Potoczny romantyzm ma tyle wspólnego z realnym, ile obraz przedstawiający konia sprzedawany na dowolnej starówce z obrazami pierwszego Kossaka. Ten wzorzec patriotyzmu nadal jednak tkwi w naszych głowach ze swoim mętniactwem. Daje świetny przepis na ideowość i poświęcenie: wystarczy powiedzieć coś obelżywego na łże-elity, nazwać "Wyborczą" - "Koszerną", Tuskowi wypomnieć pochodzenie z Kaszub, zawyć, że Balcerowicz musi odejść, lekarzy wysłać w kamasze, urzędników nazwać pijakami, żeby się poczuć sprawdzonym rewolucjonistą i bojownikiem o niepodległość. W ten sposób można rozmnożyć w tysiące zastępy bezobjawowych bojowników o wolność i niepodległość. Ich wzorce znajdzie się na trybunie sejmowej pośród takich oratorów jak Giżyński czy Suski. Nie wspominając o słynnym łowcy masonów pośle Zawiszy. Nigdy nie rozstaje się on z siatką na motyle. Zawsze może trafić jakiegoś wolnomularza.
Odpowiedzialność braci
Niewiele w PiS trzeba, by uchodzić za odważnego i zyskać przed samym sobą komfortowe poczucie uczciwości. Bracia Kaczyńscy ze swoim niezrozumieniem gospodarki i niechęcią do rynku wywołują przekonanie, że bieda nie hańbi w obecnej Polsce. Nie hańbi, w ich mniemaniu, tylko dlatego, że bieda jest efektem gospodarczych błędów rynkowych ekonomistów. Tylko krok dzieli Kaczyńskiego od poglądów Leppera. Ten uważa, że to nie socjalizm zniszczył Polskę, ale Balcerowicz. Szef PiS nie zdobył się na razie na tak radykalne stanowisko, ale jest już naprawdę blisko. W każdym razie za stan naszej gospodarki, za nasze domy, portfele odpowiadamy nie my sami, ale wyłącznie mafie, złodzieje, bankierzy, kapitaliści, obce kapitały, czyli rodzaj współczesnych zaborców czy - jak chce demagog Kurski, właściciel pięknej leśniczówki - targowicy. Ten rodzaj myślenia usprawiedliwia leniwych i nieudolnych, uzasadnia zawiść i niechęć wobec bogatszych - właściwą Kaczyńskim wizję solidaryzmu i socjalizmu - a przede wszystkim zwalnia z wszelkiego poczucia odpowiedzialności.
Z odpowiedzialnością bracia Kaczyńscy mają wyjątkowy problem. Podobnie jak miliony osób w PRL - które by się usprawiedliwić, zawsze powoływały się na system i historię - liderzy PiS, podejmując decyzje, nie siebie czynią ich autorami, ale okoliczności, wrogie czy konkurencyjne siły. Oni są zawsze ofiarami. Im powinno się współczuć, dlatego że muszą z obrzydzeniem tworzyć rząd z Lepperem czy opluwać Tuska lub Rokitę. Istne ofiary politycznej nagonki dziennikarzy, których nazywają najgorszymi słowami, sędziów Trybunału Konstytucyjnego, którym odmawiają prawa podejmowania decyzji, układu, który obejmuje cały świat. Idea i postulat moralnej odpowiedzialności stoi u podstaw naszej cywilizacji. Tak jak wezwanie do rachunku sumienia, samowiedzy. Ale te nakazy zdają się w kręgu PiS-owskim, biednych ofiar wrogich knowań, zawieszone. Zawsze zostawiają sobie miejsce na samousprawiedliwienia, potępienia, małostkowość i prostackie pouczenia.
Moralny i językowy obraz świata Kaczyńskich jest zgodą na lenistwo intelektualne, wzmacnia zawiść i czyni sukces czymś podejrzanym. Ale to, co mnie rani i razi, jest zgodą na brak smaku, nazywając rzecz delikatnie, a mocniej, jest zgodą i poparciem dla najgorszych cech Polaków: obskurantyzmu i obłudy. Bo bracia Kaczyńscy zdają się żywić i wzmacniać to, co w nas bywa słabe, pokrętne, co jest tylko łatwizną. Obniżają wobec swoich wyznawców wymagania i nazywają to IV RP i rewolucją moralną.
Więcej możesz przeczytać w 13/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.