Insekty atakują w szpitalach nie tylko kuchnie, łazienki i sale chorych, ale też sterylizatornie i sale operacyjne
O opanowaniu przez szczury warszawskiego Szpitala Elżbietanek opinia publiczna dowiedziała się, gdy rodzinie zmarłego tam chorego wydano ciało poszarpane przez gryzonie. Prawie 90 proc. polskich szpitali nie radzi sobie ani ze szczurami, ani z insektami - wynika z najnowszych danych Państwowego Zakładu Higieny. Plagę prusaków stwierdzono w co drugiej placówce, a w co piątej - mrówki faraona, które przedostają się pod gipsowe opatrunki, do aparatów do transfuzji krwi, a nawet do leków. Insekty opanowały w szpitalach już kuchnie, łazienki i sale chorych, coraz częściej gnieżdżą się w sterylizatorniach i salach operacyjnych!
Gryzonie i owady mogą wywoływać groźne zakażenia. Gryzonie roznoszą w szpitalach aż 200 chorób, m.in. salmonellozę, włośnicę, bardzo trudną w leczeniu tzw. gorączkę szczurzą i chorobę Weila, czyli jedną z odmian leptospirozy nazywanej żółtaczką krwotoczną. Prusaki mogą być powodem alergii, astmy i zakażeń pokarmowych, przenoszą też tak groźne choroby zakaźne, jak gruźlica i cholera. Z powłok prusaków złapanych w polskich szpitalach wyizolowano aż 80 szczepów mikroorganizmów opornych na antybiotyki i środki dezynfekcyjne, a nawet na chemioterapię.
Epidemia owadów
Polska należy do nielicznych krajów, w których ani nie monitoruje się zagrożenia insektami, ani nie próbuje się ich zwalczać. Tymczasem badania międzynarodowe dowodzą, że insekty i gryzonie mogą być przyczyną nie tylko pojedynczych zachorowań, ale nawet epidemii. - Już 30 lat temu w Irlandii Północnej udowodniono, że falę zachorowań na czerwonkę wywołały bakterie Shigella dysenteriae przenoszone przez szpitalne prusaki, a w Kaliforni wykazano związek między obecnością owadów w szpitalach a zwiększoną liczbą zachorowań na wirusowe zapalenie wątroby - mówi dr Aleksandra Gliniewicz z PZH. W Szpitalu Uniwersyteckim w Brukseli stwierdzono, że szczep Salmonella typhimurium obecny w ciałach prusaków wywołał epidemię biegunki wśród pacjentów, był także przyczyną szerzenia się wśród niemowląt epidemii salmonellozy. W słowackich szpitalach źródłem gruźlicy okazały się odchody karaluchów. Prusaki są również jednym z podejrzanych o wywołanie epidemii SARS w Hongkongu.
W Polsce do podobnych zakażeń może dojść szczególnie na Opolszczyźnie, gdzie aż 75 proc. szpitali tonie w brudzie sprzyjającym insektom i gryzoniom. Według Państwowej Inspekcji Sanitarnej (dane z 2004 r.), kolejne na liście największych szpitalnych brudasów są województwo dolnośląskie (40 proc.) i wielkopolskie (37 proc.). W co drugim szpitalu w województwie dolnośląskim i w co piątym w województwie łódzkim stan sanitarny w kuchni uznano za skandaliczny. W najgorszym stanie są szpitale chorób płuc i placówki dla psychicznie chorych. Zabójczy dla osłabionych pacjentów brud znaleziono nie tylko w szpitalach powiatowych (w Radomsku, Tomaszowie Mazowieckim, Rawie Mazowieckiej i Pabianicach), ale także w renomowanych klinikach. Negatywną ocenę wystawiono aż sześciu akademickim szpitalom we Wrocławiu, m.in. klinice onkologii, chorób płuc, serca i pediatrii, a także Centrum Klinicznemu Akademii Medycznej w Gdańsku, w którym kilka oddziałów, m.in. intensywnej terapii, tonęło w brudzie! W województwie pomorskim negatywnie oceniono dziesięć placówek, m.in. Szpital Wojewódzki we Włocławku i Wojewódzki Szpital dla Psychicznie Chorych w Świeciu.
Plaster z insektami
W 95 proc. placówek służby zdrowia nie ma nowoczesnych komór do dezynfekcji, a w województwie opolskim i łódzkim jedynie dwa szpitale mają sterylizatornię. Tylko 6 proc. dyrektorów polskich szpitali zarządza dezynsekcję i deratyzację raz w miesiącu. W co drugiej placówce częstotliwość tych zabiegów określa się wyrażeniem "od czasu do czasu", a wszędzie przyznaje się, że wydatki na ten cel (około 3 tys. zł miesięcznie) z roku na rok są obcinane. W Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki, gdzie pielęgniarki fotografowały się z wcześniakami z inkubatorów, sprzątaczki czyściły pomieszczenia, łazienki i kuchnię, jak chciały i kiedy chciały. Najchętniej pracowały w nocy, używając sobie tylko znanych chemikaliów. - To podstawowy błąd, bo insekty trzeba zwalczać wyłącznie najnowocześniejszymi preparatami - mówi doc. Krzysztof Kwiatek z Państwowego Instytutu Weterenaryjnego w Puławach.
Dyrektorzy placówek tłumaczą, że nawet na oddziałach o najwyższym reżimie sanitarnym, na przykład hematologii, mogą się zdarzyć insekty. Trudno jednak wyjaśnić, jak prusaki przedostają się do materiałów opatrunkowych, co wykazały badania Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach ("Szkodniki sanitarne w szpitalach województwa śląskiego w latach 2003-2004"). W rzeszowskim Szpitalu im. Chopina przyznano, że prusaki znaleziono na ortopedii i okulistyce. Podobne przypadki ujawniane były w szpitalach dziecięcych, m.in. w szpitalu przy ul. Litewskiej w Warszawie i w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie.
Karaluchy publiczne
W Europie Zachodniej i USA zwalczanie szkodników w szpitalach traktuje się jako element systemu zapobiegania i zwalczania chorób. W Polsce dyrektorzy szpitali tłumaczą, że na sprzątanie nie mają pieniędzy, a od kar odwołują się w nieskończoność. Środkiem dyscyplinującym mogłoby być przyznawanie certyfikatów jakości, ale do Centrum Monitorowania Jakości zwraca się jedynie co dziesiąty szpital. Narodowy Fundusz Zdrowia, podpisując kontrakty, nie bierze pod uwagę stanu sanitarnego placówki, tłumacząc, że nie może przeprowadzać takich kontroli, bo tym zajmują się sanepid i konsultanci wojewódzcy (tylko szpitale na Lubelszczyźnie, z inicjatywy dyrektora tamtejszego oddziału NFZ, będą mogły liczyć na zwiększone o 5 proc. kontrakty, jeśli udowodnią, że systematycznie zwalczają szkodniki). Konsultanci wojewódzcy twierdzą zaś, że ich zadaniem jest opracowywanie standardów leczenia, a nie liczenie karaluchów. Jedyną skuteczną trucizną na prusaki i szczury w polskich szpitalach jest prywatyzacja. Ani Państwowy Zakład Higieny, ani Państwowa Inspekcja Sanitarna nie mają większych zastrzeżeń do niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej.
Ilustracja: D. Krupa
Gryzonie i owady mogą wywoływać groźne zakażenia. Gryzonie roznoszą w szpitalach aż 200 chorób, m.in. salmonellozę, włośnicę, bardzo trudną w leczeniu tzw. gorączkę szczurzą i chorobę Weila, czyli jedną z odmian leptospirozy nazywanej żółtaczką krwotoczną. Prusaki mogą być powodem alergii, astmy i zakażeń pokarmowych, przenoszą też tak groźne choroby zakaźne, jak gruźlica i cholera. Z powłok prusaków złapanych w polskich szpitalach wyizolowano aż 80 szczepów mikroorganizmów opornych na antybiotyki i środki dezynfekcyjne, a nawet na chemioterapię.
Epidemia owadów
Polska należy do nielicznych krajów, w których ani nie monitoruje się zagrożenia insektami, ani nie próbuje się ich zwalczać. Tymczasem badania międzynarodowe dowodzą, że insekty i gryzonie mogą być przyczyną nie tylko pojedynczych zachorowań, ale nawet epidemii. - Już 30 lat temu w Irlandii Północnej udowodniono, że falę zachorowań na czerwonkę wywołały bakterie Shigella dysenteriae przenoszone przez szpitalne prusaki, a w Kaliforni wykazano związek między obecnością owadów w szpitalach a zwiększoną liczbą zachorowań na wirusowe zapalenie wątroby - mówi dr Aleksandra Gliniewicz z PZH. W Szpitalu Uniwersyteckim w Brukseli stwierdzono, że szczep Salmonella typhimurium obecny w ciałach prusaków wywołał epidemię biegunki wśród pacjentów, był także przyczyną szerzenia się wśród niemowląt epidemii salmonellozy. W słowackich szpitalach źródłem gruźlicy okazały się odchody karaluchów. Prusaki są również jednym z podejrzanych o wywołanie epidemii SARS w Hongkongu.
W Polsce do podobnych zakażeń może dojść szczególnie na Opolszczyźnie, gdzie aż 75 proc. szpitali tonie w brudzie sprzyjającym insektom i gryzoniom. Według Państwowej Inspekcji Sanitarnej (dane z 2004 r.), kolejne na liście największych szpitalnych brudasów są województwo dolnośląskie (40 proc.) i wielkopolskie (37 proc.). W co drugim szpitalu w województwie dolnośląskim i w co piątym w województwie łódzkim stan sanitarny w kuchni uznano za skandaliczny. W najgorszym stanie są szpitale chorób płuc i placówki dla psychicznie chorych. Zabójczy dla osłabionych pacjentów brud znaleziono nie tylko w szpitalach powiatowych (w Radomsku, Tomaszowie Mazowieckim, Rawie Mazowieckiej i Pabianicach), ale także w renomowanych klinikach. Negatywną ocenę wystawiono aż sześciu akademickim szpitalom we Wrocławiu, m.in. klinice onkologii, chorób płuc, serca i pediatrii, a także Centrum Klinicznemu Akademii Medycznej w Gdańsku, w którym kilka oddziałów, m.in. intensywnej terapii, tonęło w brudzie! W województwie pomorskim negatywnie oceniono dziesięć placówek, m.in. Szpital Wojewódzki we Włocławku i Wojewódzki Szpital dla Psychicznie Chorych w Świeciu.
Plaster z insektami
W 95 proc. placówek służby zdrowia nie ma nowoczesnych komór do dezynfekcji, a w województwie opolskim i łódzkim jedynie dwa szpitale mają sterylizatornię. Tylko 6 proc. dyrektorów polskich szpitali zarządza dezynsekcję i deratyzację raz w miesiącu. W co drugiej placówce częstotliwość tych zabiegów określa się wyrażeniem "od czasu do czasu", a wszędzie przyznaje się, że wydatki na ten cel (około 3 tys. zł miesięcznie) z roku na rok są obcinane. W Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka i Matki, gdzie pielęgniarki fotografowały się z wcześniakami z inkubatorów, sprzątaczki czyściły pomieszczenia, łazienki i kuchnię, jak chciały i kiedy chciały. Najchętniej pracowały w nocy, używając sobie tylko znanych chemikaliów. - To podstawowy błąd, bo insekty trzeba zwalczać wyłącznie najnowocześniejszymi preparatami - mówi doc. Krzysztof Kwiatek z Państwowego Instytutu Weterenaryjnego w Puławach.
Dyrektorzy placówek tłumaczą, że nawet na oddziałach o najwyższym reżimie sanitarnym, na przykład hematologii, mogą się zdarzyć insekty. Trudno jednak wyjaśnić, jak prusaki przedostają się do materiałów opatrunkowych, co wykazały badania Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach ("Szkodniki sanitarne w szpitalach województwa śląskiego w latach 2003-2004"). W rzeszowskim Szpitalu im. Chopina przyznano, że prusaki znaleziono na ortopedii i okulistyce. Podobne przypadki ujawniane były w szpitalach dziecięcych, m.in. w szpitalu przy ul. Litewskiej w Warszawie i w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie.
Karaluchy publiczne
W Europie Zachodniej i USA zwalczanie szkodników w szpitalach traktuje się jako element systemu zapobiegania i zwalczania chorób. W Polsce dyrektorzy szpitali tłumaczą, że na sprzątanie nie mają pieniędzy, a od kar odwołują się w nieskończoność. Środkiem dyscyplinującym mogłoby być przyznawanie certyfikatów jakości, ale do Centrum Monitorowania Jakości zwraca się jedynie co dziesiąty szpital. Narodowy Fundusz Zdrowia, podpisując kontrakty, nie bierze pod uwagę stanu sanitarnego placówki, tłumacząc, że nie może przeprowadzać takich kontroli, bo tym zajmują się sanepid i konsultanci wojewódzcy (tylko szpitale na Lubelszczyźnie, z inicjatywy dyrektora tamtejszego oddziału NFZ, będą mogły liczyć na zwiększone o 5 proc. kontrakty, jeśli udowodnią, że systematycznie zwalczają szkodniki). Konsultanci wojewódzcy twierdzą zaś, że ich zadaniem jest opracowywanie standardów leczenia, a nie liczenie karaluchów. Jedyną skuteczną trucizną na prusaki i szczury w polskich szpitalach jest prywatyzacja. Ani Państwowy Zakład Higieny, ani Państwowa Inspekcja Sanitarna nie mają większych zastrzeżeń do niepublicznych zakładów opieki zdrowotnej.
Ilustracja: D. Krupa
Więcej możesz przeczytać w 13/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.