Grzegorz Gauden zrobił wszystko, aby "Rzeczpospolita" zaczęła funkcjonować jako cień "Gazety Wyborczej"
Właściciele 51 proc. akcji spółki wydającej dziennik "Rzeczpospolita", Norwegowie z koncernu Orkla, doszli do wniosku, że należy zmienić redaktora naczelnego pisma Grzegorza Gaudena. Decyzja ta może zaskakiwać, gdyż Gauden ma atut nie do przecenienia - zna język. To znaczy zna szwedzki, a to wystarczy, by się porozumieć z Norwegami. Trudno znaleźć inną przyczynę jego błyskotliwej kariery w polskich strukturach norweskiego koncernu.
Gauden został prezesem firmy niedługo po nabyciu jej większościowego pakietu przez Orklę. Od tego czasu do dziś sprzedaż dziennika spadła z 250 tys. egzemplarzy do 180 tys. To oficjalnie, bo realnie sprzedaż dziennika jest niższa. Wskaźnik czytelnictwa wynosił w momencie nabycia jej przez Norwegów 3,6 proc., dziś wynosi 1,5 proc. W nagrodę za swe osiągnięcia dwa lata temu Gauden został dodatkowo mianowany redaktorem naczelnym, nie tracąc stanowiska prezesa. Tak wzmocniony doprowadził dziennik do stanu, w którym znalazł się on dziś. Było to przyczyną poważnego spadku przychodów z reklam. Być może tego właśnie, nawet po szwedzku, Gauden nie był w stanie wytłumaczyć zarządowi spółki.
Konkurs, który Orkla zleciła zewnętrznej firmie, wygrał Paweł Lisicki. Były wicenaczelny "Rzeczpospolitej", autor nagradzanych esejów filozoficznych, przedstawił Norwegom projekt, który spotkał się z ich uznaniem. Również zarząd polskiej spółki (skarbu państwa) zaakceptował Lisickiego. Było jasne, że to on zostanie naczelnym. Wtedy w "Gazecie Wyborczej" ukazał się artykuł nieduży, ale podpisany aż przez trójkę dziennikarzy, z czego dwoje (Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski) to specjaliści gazety do szczególnych poruczeń. Kublik zajmuje się głównie tropieniem, czy aby telewizja nie wpuściła na wizję niewłaściwych (prawicowych) dziennikarzy, a zabłysła, wspomagając swojego naczelnego w operacji przyznania Czesławowi Kiszczakowi tytułu "człowieka honoru". Czuchnowski opisuje ohydę lustracji i jej rzeczników, a także cierpienia niewinnych agentów SB.
Dobrani autorzy odkryli, że za zwolnieniem Gaudena "stoi rząd". Powiedzieli im to, anonimowo, dziennikarze "Rzeczpospolitej". Anonimy boją się o "niezależność gazety". "Pod nowym kierownictwem będziemy mogli pisać tylko o aferach PO czy SLD - przewiduje reporter 'Rzeczpospolitej' ". Oczywiście anonimowy. Ciekawe, że nie obawiał się o jej niezależność, gdy za czasów Belki "Rzeczpospolita" i Gauden organizowali po całej Polsce konferencje promocyjne rządu, na których nigdy nie zabrakło naczelnego w towarzystwie premiera lub wicepremiera.
Norwegowie, którzy na czas dostali tłumaczenie artykułu "Wyborczej", zmienili zdanie i zrezygnowali z Lisickiego. Oczywiście, następstwo czasowe tych wydarzeń, czyli artykułu i wycofania kandydatury Lisickiego, musi być tylko czystą koincydencją. W innym wypadku trzeba by przyjąć istnienie układu, a przecież wiemy, że żadnego układu nie ma i być nie może.
Swoją karierę Grzegorz Gauden zawdzięcza protekcji Jana Lindha, byłego szefa polskich przedsięwzięć medialnych Orkli. W zeszłym roku Lindh ustąpił ze stanowiska prezesa. Biorąc pod uwagę jego osiągnięcia, może zdumiewać, dlaczego nastąpiło to tak późno. Pozostał jednak członkiem zarządu Orkli, mimo że stał się przedstawicielem grupy Dagbladet, która chce kupić polskie udziały Orkli. Jej głównym właścicielem jest Jens Heyerdahl, członek Norweskiej Partii Pracy. Lindha również cechuje szczególna sympatia do przedstawicieli lewicy, co doprowadziło go nawet do mianowania na czołowe stanowiska w polskiej części koncernu osób wywodzących się z komunistycznych tajnych służb. Kiedy sprawa wyszła na światło dzienne, dość długo zwlekał z ich zwolnieniem.
Dlaczego Norwegowie wycofują się ze swojej decyzji i rezygnują z najlepszego kandydata? Przecież trudno uwierzyć, by robili to pod dyktando konkurencji, którą jest wobec "Rzeczpospolitej" "Gazeta Wyborcza". A może nie powinna, bo Gauden zrobił wszystko, aby redagowany przez niego dziennik zaczął funkcjonować jako cień "Wyborczej". Dziennikowi służy to kiepsko, ale za to Gauden zarobił na życzliwość salonu.
Orkla chce się wycofać z Polski, powinna więc zrobić wszystko, aby się porozumieć z polskim udziałowcem i w miarę możliwości wyklarować sprawę "Rzeczpospolitej". Okazuje się jednak, że przynajmniej na razie jest coś silniejszego niż racjonalna kalkulacja. Ciekawe co?
Gauden został prezesem firmy niedługo po nabyciu jej większościowego pakietu przez Orklę. Od tego czasu do dziś sprzedaż dziennika spadła z 250 tys. egzemplarzy do 180 tys. To oficjalnie, bo realnie sprzedaż dziennika jest niższa. Wskaźnik czytelnictwa wynosił w momencie nabycia jej przez Norwegów 3,6 proc., dziś wynosi 1,5 proc. W nagrodę za swe osiągnięcia dwa lata temu Gauden został dodatkowo mianowany redaktorem naczelnym, nie tracąc stanowiska prezesa. Tak wzmocniony doprowadził dziennik do stanu, w którym znalazł się on dziś. Było to przyczyną poważnego spadku przychodów z reklam. Być może tego właśnie, nawet po szwedzku, Gauden nie był w stanie wytłumaczyć zarządowi spółki.
Konkurs, który Orkla zleciła zewnętrznej firmie, wygrał Paweł Lisicki. Były wicenaczelny "Rzeczpospolitej", autor nagradzanych esejów filozoficznych, przedstawił Norwegom projekt, który spotkał się z ich uznaniem. Również zarząd polskiej spółki (skarbu państwa) zaakceptował Lisickiego. Było jasne, że to on zostanie naczelnym. Wtedy w "Gazecie Wyborczej" ukazał się artykuł nieduży, ale podpisany aż przez trójkę dziennikarzy, z czego dwoje (Agnieszka Kublik i Wojciech Czuchnowski) to specjaliści gazety do szczególnych poruczeń. Kublik zajmuje się głównie tropieniem, czy aby telewizja nie wpuściła na wizję niewłaściwych (prawicowych) dziennikarzy, a zabłysła, wspomagając swojego naczelnego w operacji przyznania Czesławowi Kiszczakowi tytułu "człowieka honoru". Czuchnowski opisuje ohydę lustracji i jej rzeczników, a także cierpienia niewinnych agentów SB.
Dobrani autorzy odkryli, że za zwolnieniem Gaudena "stoi rząd". Powiedzieli im to, anonimowo, dziennikarze "Rzeczpospolitej". Anonimy boją się o "niezależność gazety". "Pod nowym kierownictwem będziemy mogli pisać tylko o aferach PO czy SLD - przewiduje reporter 'Rzeczpospolitej' ". Oczywiście anonimowy. Ciekawe, że nie obawiał się o jej niezależność, gdy za czasów Belki "Rzeczpospolita" i Gauden organizowali po całej Polsce konferencje promocyjne rządu, na których nigdy nie zabrakło naczelnego w towarzystwie premiera lub wicepremiera.
Norwegowie, którzy na czas dostali tłumaczenie artykułu "Wyborczej", zmienili zdanie i zrezygnowali z Lisickiego. Oczywiście, następstwo czasowe tych wydarzeń, czyli artykułu i wycofania kandydatury Lisickiego, musi być tylko czystą koincydencją. W innym wypadku trzeba by przyjąć istnienie układu, a przecież wiemy, że żadnego układu nie ma i być nie może.
Swoją karierę Grzegorz Gauden zawdzięcza protekcji Jana Lindha, byłego szefa polskich przedsięwzięć medialnych Orkli. W zeszłym roku Lindh ustąpił ze stanowiska prezesa. Biorąc pod uwagę jego osiągnięcia, może zdumiewać, dlaczego nastąpiło to tak późno. Pozostał jednak członkiem zarządu Orkli, mimo że stał się przedstawicielem grupy Dagbladet, która chce kupić polskie udziały Orkli. Jej głównym właścicielem jest Jens Heyerdahl, członek Norweskiej Partii Pracy. Lindha również cechuje szczególna sympatia do przedstawicieli lewicy, co doprowadziło go nawet do mianowania na czołowe stanowiska w polskiej części koncernu osób wywodzących się z komunistycznych tajnych służb. Kiedy sprawa wyszła na światło dzienne, dość długo zwlekał z ich zwolnieniem.
Dlaczego Norwegowie wycofują się ze swojej decyzji i rezygnują z najlepszego kandydata? Przecież trudno uwierzyć, by robili to pod dyktando konkurencji, którą jest wobec "Rzeczpospolitej" "Gazeta Wyborcza". A może nie powinna, bo Gauden zrobił wszystko, aby redagowany przez niego dziennik zaczął funkcjonować jako cień "Wyborczej". Dziennikowi służy to kiepsko, ale za to Gauden zarobił na życzliwość salonu.
Orkla chce się wycofać z Polski, powinna więc zrobić wszystko, aby się porozumieć z polskim udziałowcem i w miarę możliwości wyklarować sprawę "Rzeczpospolitej". Okazuje się jednak, że przynajmniej na razie jest coś silniejszego niż racjonalna kalkulacja. Ciekawe co?
Więcej możesz przeczytać w 13/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.