Polska staje się krajem hałaśliwej małości
Dola ludzi wybitnych, obdarzonych wiedzą, odwagą i charakterem, a podejmujących trudne, odpowiedzialne i niepopularne zadania bywa nie do pozazdroszczenia. Uznanie dla ich osiągnięć pojawia się późno i bywa deprecjonowane zarzutami ludzi słabo wykształconych, niezdolnych do prawidłowych i obiektywnych ocen. W społeczeństwie demokratycznym nie brakuje besserwisserów i opluwaczy. Mają prawo głosu. Są bezkarni. To normalne. Chodzi jednak o to, by hałaśliwa, demagogiczna mniejszość nie zdominowała opinii publicznej. Zarzuty najcięższego kalibru stawiają ci, którzy na ważnym zakręcie historii nie mieli nic do zaproponowania, nie umieli ani postawić diagnozy, ani zaproponować właściwej terapii, a przede wszystkim się bali.
Los człowieka szczutego spotyka dziś ekonomistę, któremu Polska zawdzięcza ogromną część swego epokowego transformacyjnego, ustrojowego, sukcesu. Sukcesu dla niego uwieńczonego doktoratami honoris causa wielu uczelni krajowych i zagranicznych oraz prestiżowymi nagrodami o światowej randze. Sukces ten jest dziś w Polsce negowany przez ludzi małych, niewiele wiedzących i umiejących, ale nie cofających się przed zwykłym kłamstwem i nieuczciwością wobec historii.
Lumpenpolitykieryzm
To smutne, gdy animatora i szefa projektu zmian ustrojowych z czasów pierwszej "Solidarności" 1980-1981 prawicowy (rzekomo) poseł przedstawia jako agitatora PZPR. To smutne, gdy wyraźnie niedouczeni przywódcy rządzącej partii przejmują od Andrzeja Leppera monstrualne zarzuty o szkodach wyrządzonych polskiej gospodarce przez politykę transformacyjną od roku 1990. Nie chce się im pamiętać o tym, że po latach 70. i 80., tak chwalonych przez Leppera, Balcerowicz odziedziczył w końcu roku 1989 640-procentową inflację, pustki w sklepach i bezwartościowy pieniądz. Nie wspominając o długu zaciągniętym na takie budowy jak Huta Katowice czy linia hutniczo-siarkowa. To nie Balcerowicz wprowadził sklepy za żółtymi firankami dla uprzywilejowanych i nie rozkradł PGR-ów zdemoralizowanych dotacjami pokrywającymi wszelkie ponoszone straty. To odziedziczony po Gierku i Jaruzelskim rzekomo nowoczesny przemysł państwowy nie był w stanie wyprodukować i zaoferować atrakcyjnych wyrobów. Dla ZSRR i krajów arabskich produkowano bowiem zupełnie co innego, za co zresztą nie zawsze płacono, jak na przykład za budowę dróg i dostawy dla Iraku Saddama.
To smutne, gdy prezes rządzącej partii potrafi wmawiać słuchaczom, że koszty wprowadzenia wolnego rynku były wysokie (w stosunku do czego? - chciałoby się zapytać), że ustrój gospodarczy, budowany od roku 1990, to lumpenliberalizm, gdy pomawia partię liberalną o tolerancję dla nadużyć i o traktowanie Kościoła jako swego wroga. Można jedynie podziwiać, z jaką łatwością wygłasza się twierdzenia niezgodne z faktami, obliczone na niewiedzę i prymitywizm moralny słuchaczy.
Łże-teoria
O klasie przywódców PiS świadczy też ich słownictwo. "Łże-elity" - to przecież określenie przejęte z terminologii radzieckiej. Pół wieku temu ukazała się w ZSRR książka "Łże tieoria Keynesa", o której treści lepiej nie mówić. Stwierdzenie PiS z 18 marca, że w razie konieczności z przeciwnikami będzie walczyć na noże, trudno uznać za szczęśliwe, pamiętając o krakowskim zabójstwie kibica.
To smutne, gdy niektórzy publicyści powtarzają za posłami PiS bzdurne pomówienia szefa NBP o powiązanie ze sprawą udziału banku Pekao SA (w wysokości 1,7 proc.) w subwencjonowaniu instytutu CASE, doskonale prowadzonego od wielu lat przez żonę Leszka Balcerowicza. Życzę każdemu instytutowi takiego dorobku, jakim legitymuje się CASE. Smutne jest wreszcie usiłowanie obciążania Balcerowicza za straty Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, założonego przecież przez jego poprzedników z zupełnie innej opcji. Tak samo gołosłowne i krzywdzące są sugestie o wątpliwej roli dzisiejszego szefa NBP w prywatyzacji PZU. Wreszcie, czy za wpadkę można uznać promowanie wejścia do strefy euro w obliczu przyjęcia takiej perspektywy przy akcesji do Unii Europejskiej w roku 2004? Powoływanie się w tym kontekście na zapis konstytucji z roku 1997, nakazujący troskę o złotówkę, któremu Balcerowicz, promując euro, się rzekomo sprzeniewierzył, jest przecież zupełnie groteskowy.
To, co widać gołym okiem w ostatnim czasie, to przede wszystkim niebezpieczne dla kraju niedostatki edukacyjne wielu polityków, połączone z zarozumialstwem i tupetem. Małość jest ostatnio bardzo hałaśliwa, ale nie wróży to jej sukcesu.
Ilustracja D. Krupa, Fot. Z. Furman
Los człowieka szczutego spotyka dziś ekonomistę, któremu Polska zawdzięcza ogromną część swego epokowego transformacyjnego, ustrojowego, sukcesu. Sukcesu dla niego uwieńczonego doktoratami honoris causa wielu uczelni krajowych i zagranicznych oraz prestiżowymi nagrodami o światowej randze. Sukces ten jest dziś w Polsce negowany przez ludzi małych, niewiele wiedzących i umiejących, ale nie cofających się przed zwykłym kłamstwem i nieuczciwością wobec historii.
Lumpenpolitykieryzm
To smutne, gdy animatora i szefa projektu zmian ustrojowych z czasów pierwszej "Solidarności" 1980-1981 prawicowy (rzekomo) poseł przedstawia jako agitatora PZPR. To smutne, gdy wyraźnie niedouczeni przywódcy rządzącej partii przejmują od Andrzeja Leppera monstrualne zarzuty o szkodach wyrządzonych polskiej gospodarce przez politykę transformacyjną od roku 1990. Nie chce się im pamiętać o tym, że po latach 70. i 80., tak chwalonych przez Leppera, Balcerowicz odziedziczył w końcu roku 1989 640-procentową inflację, pustki w sklepach i bezwartościowy pieniądz. Nie wspominając o długu zaciągniętym na takie budowy jak Huta Katowice czy linia hutniczo-siarkowa. To nie Balcerowicz wprowadził sklepy za żółtymi firankami dla uprzywilejowanych i nie rozkradł PGR-ów zdemoralizowanych dotacjami pokrywającymi wszelkie ponoszone straty. To odziedziczony po Gierku i Jaruzelskim rzekomo nowoczesny przemysł państwowy nie był w stanie wyprodukować i zaoferować atrakcyjnych wyrobów. Dla ZSRR i krajów arabskich produkowano bowiem zupełnie co innego, za co zresztą nie zawsze płacono, jak na przykład za budowę dróg i dostawy dla Iraku Saddama.
To smutne, gdy prezes rządzącej partii potrafi wmawiać słuchaczom, że koszty wprowadzenia wolnego rynku były wysokie (w stosunku do czego? - chciałoby się zapytać), że ustrój gospodarczy, budowany od roku 1990, to lumpenliberalizm, gdy pomawia partię liberalną o tolerancję dla nadużyć i o traktowanie Kościoła jako swego wroga. Można jedynie podziwiać, z jaką łatwością wygłasza się twierdzenia niezgodne z faktami, obliczone na niewiedzę i prymitywizm moralny słuchaczy.
Łże-teoria
O klasie przywódców PiS świadczy też ich słownictwo. "Łże-elity" - to przecież określenie przejęte z terminologii radzieckiej. Pół wieku temu ukazała się w ZSRR książka "Łże tieoria Keynesa", o której treści lepiej nie mówić. Stwierdzenie PiS z 18 marca, że w razie konieczności z przeciwnikami będzie walczyć na noże, trudno uznać za szczęśliwe, pamiętając o krakowskim zabójstwie kibica.
To smutne, gdy niektórzy publicyści powtarzają za posłami PiS bzdurne pomówienia szefa NBP o powiązanie ze sprawą udziału banku Pekao SA (w wysokości 1,7 proc.) w subwencjonowaniu instytutu CASE, doskonale prowadzonego od wielu lat przez żonę Leszka Balcerowicza. Życzę każdemu instytutowi takiego dorobku, jakim legitymuje się CASE. Smutne jest wreszcie usiłowanie obciążania Balcerowicza za straty Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, założonego przecież przez jego poprzedników z zupełnie innej opcji. Tak samo gołosłowne i krzywdzące są sugestie o wątpliwej roli dzisiejszego szefa NBP w prywatyzacji PZU. Wreszcie, czy za wpadkę można uznać promowanie wejścia do strefy euro w obliczu przyjęcia takiej perspektywy przy akcesji do Unii Europejskiej w roku 2004? Powoływanie się w tym kontekście na zapis konstytucji z roku 1997, nakazujący troskę o złotówkę, któremu Balcerowicz, promując euro, się rzekomo sprzeniewierzył, jest przecież zupełnie groteskowy.
To, co widać gołym okiem w ostatnim czasie, to przede wszystkim niebezpieczne dla kraju niedostatki edukacyjne wielu polityków, połączone z zarozumialstwem i tupetem. Małość jest ostatnio bardzo hałaśliwa, ale nie wróży to jej sukcesu.
Ilustracja D. Krupa, Fot. Z. Furman
Więcej możesz przeczytać w 13/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.