Antykorupcyjny smok pożera polityków w Rumunii i Bułgarii
Hojny spadek po ciotce może przynieść więcej kłopotów niż korzyści, zwłaszcza jeśli ciotka miała 97 lat i była ubogą emerytką. Taka sytuacja przydarzyła się Adrianowi Nastasemu, byłemu premierowi Rumunii, który w deklaracji majątkowej wyjaśnił pochodzenie majątku wartości 13 mln euro m.in. spuścizną po "ciotce Tamarze". Polityk popadł w tarapaty, kiedy wyszło na jaw, że zmarła w ubiegłym roku krewna wegetowała za 100 euro miesięcznie. Tłumaczenia, że ciotka wzbogaciła się na spekulacji nieruchomościami, nie zapobiegły kompromitacji i utracie przez Nastasego stanowiska lidera opozycyjnej PSD.
Miecz na grube ryby
Rumunia przeżywała gwałtowną falę darowizn i spadków po kuzynach z Ameryki. W ten sposób wielu polityków tłumaczy pochodzenie willi, apartamentów i samochodów. Wszystkiemu winna jest ustawa o obowiązkowych deklaracjach majątkowych, przyjęta pod presją UE przez rządzącą w Bukareszcie centroprawicową koalicję. Parlamentarzyści, ministrowie i inni funkcjonariusze publiczni muszą podać szczegółowe dane o posiadanych dobrach, zbiorach dzieł sztuki czy biżuterii o wartości przekraczającej 1000 euro. Dla niektórych ćwiczenie z obywatelskiej sumienności skończyło się wszczęciem dochodzenia prokuratorskiego, a czasem - utratą kariery i majątku. Konfiskaty części dóbr doświadczył Dan Ioan Popescu, poseł PSD i były minister przemysłu, który zapomniał wpisać do deklaracji majątek wartości 1,3 mln euro zgromadzony podczas sprawowania funkcji rządowych.
Miecz Temidy zawisł nad głowami najbardziej prominentnych polityków rządowych. Wicepremier Gheorghe Copos został oskarżony o sprzedaż w 2004 r. na rzecz loterii państwowej 38 lokali handlowych po zawyżonej cenie 1,5 mln euro. Majątek Coposa szacuje się na 200 mln euro (średnia miesięczna płaca w Rumunii nie przekracza 200 euro). Obecny premier Calin Tariceanu jest podejrzany o wykorzystanie poufnych informacji uzyskanych od grupy naftowej Rompetrol do zakupu po niskiej cenie akcji tegoż koncernu, odsprzedanych po kilku dniach z wielokrotnym zyskiem.
Grubym rybom rumuńskiego esta-blishmentu, politykom i związanym z nimi biznesmenom rzuca dziś wyzwanie 46-letnia Monica Macovei, była szefowa rumuńskiej sekcji Amnesty International, od końca 2004 r. minister sprawiedliwości. Inaczej niż jej poprzednicy, nie przyjmuje poleceń od tuzów biznesu, lecz sama je wydaje. W ramach kampanii walki z korupcją na wysokich szczeblach wymieniła w ubiegłym roku 1200 sędziów i prokuratorów, niemal jedną trzecią aparatu wymiaru sprawiedliwości. Aby pozbawić ustosunkowanych podsądnych przychylności zaprzyjaźnionego sędziego czy prokuratora, powierza sprawy przypadkowo dobieranym trybunałom. W ostatnich miesiącach jej antykorupcyjna kampania przyspieszyła. Impuls przyszedł z Brukseli. W końcu października ubiegłego roku Komisja Europejska ostrzegła Bułgarię i Rumunię, że jeśli w najbliższych sześciu miesiącach nie przyspieszą reform w administracji publicznej i systemie sądownictwa oraz nie nasilą walki z korupcją, ich wejście do unii przewidziane na 1 stycznia 2007 r. może się opóźnić o rok. "Poziom korupcji w tych krajach stwarza zagrożenie dla rynku wewnętrznego i polityki unii" - powiedział Olli Rehn, komisarz ds. rozszerzenia. Słowem, dla tego rodzaju "importu z Bałkanów" wrota unii pozostaną zamknięte. W maju KE przedstawi raport na temat dokonanych przez oba kraje postępów; czerwcowy szczyt UE zadecyduje o dacie ich przyjęcia do wspólnoty. Bruksela żąda jednak: trzeba uderzyć w grube ryby, nie w płotki.
Pokojowe współistnienie
Mamy teraz okazję udowodnić, że Rumunię stać na solidny system prawny, niedyspozycyjny wobec polityków - mówi 39-letni prokurator Daniel Morar, kierujący dochodzeniami w sprawie korupcji na wyższych szczeblach polityki i wymiaru sprawiedliwości. Jego bezpardonowe poczynania zarówno wobec opozycyjnej PSD, jak i notabli z rządzącej koalicji postawiły w stan alarmu rumuńskie elity władzy. W lutym Morar przeforsował zablokowanie w Senacie ustawy dającej prokuraturze trwałe pełnomocnictwa do badania korupcji władzy. Zapowiedział dalsze prześwietlanie polityków.
Podobną determinację wykazuje jego bułgarski kolega Borys Wełczew, nowy prokurator generalny, który postawił sobie za cel ograniczenie korupcji w policji i sądownictwie oraz poskromienie zorganizowanej przestępczości. W dniu jego nominacji na sofijskim przedmieściu zginął podziurawiony kulami mafijny boss Iwan Todorow, przeciwko któremu toczyło się dochodzenie w sprawie prania brudnych pieniędzy. Podobne sceny stały się w Bułgarii niemal powszednią rzeczywistością - w 2004 r. na ulicach tutejszych miast dochodziło średnio do dwóch gangsterskich zabójstw na tydzień. Władze twierdzą, że w ostatnich miesiącach ich liczba spadła w wyniku zdecydowanych działań przeciw gangom. Operacja "Respekt" koordynowana przez ministerstwa spraw wewnętrznych i sprawiedliwości doprowadziła do zatrzymania wielu bossów przestępczego półświatka. Wciąż jednak nie są znani sprawcy najgłośniejszego zamachu ostatnich lat - zastrzelenia w październiku zeszłego roku Emila Kiulewa, jednego z najbogatszych ludzi Bułgarii. Kiulew nie prowadził nielegalnych interesów i nie był zamieszany w handel narkotykami. Prokuratura nie wykluczała, że zamach miał podtekst polityczny i mógł stanowić próbę zakłócenia integracji Bułgarii z UE, a w każdym razie destabilizacji kraju.
Zorganizowana przestępczość korzystała przez lata z bezkarności, jaką dawała jej korupcja przeżerająca bułgarską politykę, administrację, aparat sądowy i prokuraturę, a także policję i służby celne przez 16 lat przechodzenia od komunizmu do demokracji. Latem 2004 r. w atmosferze skandalu został zdymisjonowany gen. Dimitr Władimirow, szef służby ochrony prezydenta, kiedy wyszło na jaw, że jego podwładni dorabiają jako kierowcy i ochroniarze mafii. Funkcjonariusze UE opowiadają o bułgarskiej firmie ubezpieczeniowej, prawdopodobnie kontrolowanej przez zorganizowaną przestępczość, dającej do zrozumienia, że jej polisa zabezpiecza przed "kradzieżami i innymi niedogodnościami", które mogą się zdarzyć w wypadku podpisania umowy z innym ubezpieczycielem. Klientami rzeczonej firmy bywają podobno "ważni ludzie" na stanowiskach. Tacy klienci zapewniali dotychczas bezkarność wielu posiadaczom fortun podejrzanego pochodzenia.
Po październikowym memento z Brukseli w Sofii zapowiada się położenie kresu "pokojowemu współistnieniu między politykami i przestępcami". Taki zamiar deklaruje premier Sergiej Staniszew. Oczyszczeniu klimatu w Bułgarii ma służyć reforma prawa procesowego, policji i sądownictwa, w tym wprowadzenie świadków koronnych i prowokacji policyjnej w celu dostarczania sądom dowodów przeciw mafiosom. Jednocześnie parlament przystąpił do debaty nad poprawkami do konstytucji ograniczającymi nietykalność posłów. Wątpliwości budzą też problemy z wydawaniem wyroków skazujących bossów mafii.
Czyste ręce
Rumunia i Bułgaria nie są dziś pariasami Europy. Komisja Europejska pochwaliła oba państwa za tempo wzrostu gospodarczego, które w 2004 r. wyniosło w pierwszym kraju 8,3 proc., w drugim - 5,6 proc. Położenie nad Morzem Czarnym, gdzie znajdują się bogate zasoby ropy i gazu, podnosi znaczenie regionu dla bezpieczeństwa energetycznego nie tylko Europy, czego dowodem jest zapowiadane przez USA rozmieszczenie tu 20 tys. żołnierzy. Choć prezydent Rumunii Traian Basescu mówi dziś o "uprzywilejowanej osi Bukareszt - Waszyngton - Londyn", celem strategicznym po wejściu w 2004 r. do NATO pozostaje członkostwo w UE. Zastrzyk europejskiej gotówki jest pożądany: w 2006 r. Bułgaria ma otrzymać 500 mln euro, a po wejściu do unii będzie głównym beneficjentem funduszy strukturalnych. Chodzi jednak o to, by pieniądze z Brukseli służyły wdrażaniu zdrowych europejskich praktyk, trafiając do czystych, czytaj: nie skorumpowanych, rąk.
Miecz na grube ryby
Rumunia przeżywała gwałtowną falę darowizn i spadków po kuzynach z Ameryki. W ten sposób wielu polityków tłumaczy pochodzenie willi, apartamentów i samochodów. Wszystkiemu winna jest ustawa o obowiązkowych deklaracjach majątkowych, przyjęta pod presją UE przez rządzącą w Bukareszcie centroprawicową koalicję. Parlamentarzyści, ministrowie i inni funkcjonariusze publiczni muszą podać szczegółowe dane o posiadanych dobrach, zbiorach dzieł sztuki czy biżuterii o wartości przekraczającej 1000 euro. Dla niektórych ćwiczenie z obywatelskiej sumienności skończyło się wszczęciem dochodzenia prokuratorskiego, a czasem - utratą kariery i majątku. Konfiskaty części dóbr doświadczył Dan Ioan Popescu, poseł PSD i były minister przemysłu, który zapomniał wpisać do deklaracji majątek wartości 1,3 mln euro zgromadzony podczas sprawowania funkcji rządowych.
Miecz Temidy zawisł nad głowami najbardziej prominentnych polityków rządowych. Wicepremier Gheorghe Copos został oskarżony o sprzedaż w 2004 r. na rzecz loterii państwowej 38 lokali handlowych po zawyżonej cenie 1,5 mln euro. Majątek Coposa szacuje się na 200 mln euro (średnia miesięczna płaca w Rumunii nie przekracza 200 euro). Obecny premier Calin Tariceanu jest podejrzany o wykorzystanie poufnych informacji uzyskanych od grupy naftowej Rompetrol do zakupu po niskiej cenie akcji tegoż koncernu, odsprzedanych po kilku dniach z wielokrotnym zyskiem.
Grubym rybom rumuńskiego esta-blishmentu, politykom i związanym z nimi biznesmenom rzuca dziś wyzwanie 46-letnia Monica Macovei, była szefowa rumuńskiej sekcji Amnesty International, od końca 2004 r. minister sprawiedliwości. Inaczej niż jej poprzednicy, nie przyjmuje poleceń od tuzów biznesu, lecz sama je wydaje. W ramach kampanii walki z korupcją na wysokich szczeblach wymieniła w ubiegłym roku 1200 sędziów i prokuratorów, niemal jedną trzecią aparatu wymiaru sprawiedliwości. Aby pozbawić ustosunkowanych podsądnych przychylności zaprzyjaźnionego sędziego czy prokuratora, powierza sprawy przypadkowo dobieranym trybunałom. W ostatnich miesiącach jej antykorupcyjna kampania przyspieszyła. Impuls przyszedł z Brukseli. W końcu października ubiegłego roku Komisja Europejska ostrzegła Bułgarię i Rumunię, że jeśli w najbliższych sześciu miesiącach nie przyspieszą reform w administracji publicznej i systemie sądownictwa oraz nie nasilą walki z korupcją, ich wejście do unii przewidziane na 1 stycznia 2007 r. może się opóźnić o rok. "Poziom korupcji w tych krajach stwarza zagrożenie dla rynku wewnętrznego i polityki unii" - powiedział Olli Rehn, komisarz ds. rozszerzenia. Słowem, dla tego rodzaju "importu z Bałkanów" wrota unii pozostaną zamknięte. W maju KE przedstawi raport na temat dokonanych przez oba kraje postępów; czerwcowy szczyt UE zadecyduje o dacie ich przyjęcia do wspólnoty. Bruksela żąda jednak: trzeba uderzyć w grube ryby, nie w płotki.
Pokojowe współistnienie
Mamy teraz okazję udowodnić, że Rumunię stać na solidny system prawny, niedyspozycyjny wobec polityków - mówi 39-letni prokurator Daniel Morar, kierujący dochodzeniami w sprawie korupcji na wyższych szczeblach polityki i wymiaru sprawiedliwości. Jego bezpardonowe poczynania zarówno wobec opozycyjnej PSD, jak i notabli z rządzącej koalicji postawiły w stan alarmu rumuńskie elity władzy. W lutym Morar przeforsował zablokowanie w Senacie ustawy dającej prokuraturze trwałe pełnomocnictwa do badania korupcji władzy. Zapowiedział dalsze prześwietlanie polityków.
Podobną determinację wykazuje jego bułgarski kolega Borys Wełczew, nowy prokurator generalny, który postawił sobie za cel ograniczenie korupcji w policji i sądownictwie oraz poskromienie zorganizowanej przestępczości. W dniu jego nominacji na sofijskim przedmieściu zginął podziurawiony kulami mafijny boss Iwan Todorow, przeciwko któremu toczyło się dochodzenie w sprawie prania brudnych pieniędzy. Podobne sceny stały się w Bułgarii niemal powszednią rzeczywistością - w 2004 r. na ulicach tutejszych miast dochodziło średnio do dwóch gangsterskich zabójstw na tydzień. Władze twierdzą, że w ostatnich miesiącach ich liczba spadła w wyniku zdecydowanych działań przeciw gangom. Operacja "Respekt" koordynowana przez ministerstwa spraw wewnętrznych i sprawiedliwości doprowadziła do zatrzymania wielu bossów przestępczego półświatka. Wciąż jednak nie są znani sprawcy najgłośniejszego zamachu ostatnich lat - zastrzelenia w październiku zeszłego roku Emila Kiulewa, jednego z najbogatszych ludzi Bułgarii. Kiulew nie prowadził nielegalnych interesów i nie był zamieszany w handel narkotykami. Prokuratura nie wykluczała, że zamach miał podtekst polityczny i mógł stanowić próbę zakłócenia integracji Bułgarii z UE, a w każdym razie destabilizacji kraju.
Zorganizowana przestępczość korzystała przez lata z bezkarności, jaką dawała jej korupcja przeżerająca bułgarską politykę, administrację, aparat sądowy i prokuraturę, a także policję i służby celne przez 16 lat przechodzenia od komunizmu do demokracji. Latem 2004 r. w atmosferze skandalu został zdymisjonowany gen. Dimitr Władimirow, szef służby ochrony prezydenta, kiedy wyszło na jaw, że jego podwładni dorabiają jako kierowcy i ochroniarze mafii. Funkcjonariusze UE opowiadają o bułgarskiej firmie ubezpieczeniowej, prawdopodobnie kontrolowanej przez zorganizowaną przestępczość, dającej do zrozumienia, że jej polisa zabezpiecza przed "kradzieżami i innymi niedogodnościami", które mogą się zdarzyć w wypadku podpisania umowy z innym ubezpieczycielem. Klientami rzeczonej firmy bywają podobno "ważni ludzie" na stanowiskach. Tacy klienci zapewniali dotychczas bezkarność wielu posiadaczom fortun podejrzanego pochodzenia.
Po październikowym memento z Brukseli w Sofii zapowiada się położenie kresu "pokojowemu współistnieniu między politykami i przestępcami". Taki zamiar deklaruje premier Sergiej Staniszew. Oczyszczeniu klimatu w Bułgarii ma służyć reforma prawa procesowego, policji i sądownictwa, w tym wprowadzenie świadków koronnych i prowokacji policyjnej w celu dostarczania sądom dowodów przeciw mafiosom. Jednocześnie parlament przystąpił do debaty nad poprawkami do konstytucji ograniczającymi nietykalność posłów. Wątpliwości budzą też problemy z wydawaniem wyroków skazujących bossów mafii.
Czyste ręce
Rumunia i Bułgaria nie są dziś pariasami Europy. Komisja Europejska pochwaliła oba państwa za tempo wzrostu gospodarczego, które w 2004 r. wyniosło w pierwszym kraju 8,3 proc., w drugim - 5,6 proc. Położenie nad Morzem Czarnym, gdzie znajdują się bogate zasoby ropy i gazu, podnosi znaczenie regionu dla bezpieczeństwa energetycznego nie tylko Europy, czego dowodem jest zapowiadane przez USA rozmieszczenie tu 20 tys. żołnierzy. Choć prezydent Rumunii Traian Basescu mówi dziś o "uprzywilejowanej osi Bukareszt - Waszyngton - Londyn", celem strategicznym po wejściu w 2004 r. do NATO pozostaje członkostwo w UE. Zastrzyk europejskiej gotówki jest pożądany: w 2006 r. Bułgaria ma otrzymać 500 mln euro, a po wejściu do unii będzie głównym beneficjentem funduszy strukturalnych. Chodzi jednak o to, by pieniądze z Brukseli służyły wdrażaniu zdrowych europejskich praktyk, trafiając do czystych, czytaj: nie skorumpowanych, rąk.
Więcej możesz przeczytać w 13/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.