Pierwsza wystawa Muncha spotkała się z tak silnymi protestami publiczności i krytyki, że zamknięto ją po tygodniu
Najgłośniej mówi się o nim ostatnio w sądzie. W Oslo rozpoczął się bowiem proces sześciu mężczyzn, oskarżonych o udział w rabunku dokonanym dwa lata temu w Muzeum Edwarda Muncha w tym mieście. Najważniejsze są jednak otwarte równocześnie w Nowym Jorku dwie wystawy malarza. Museum of Modern Art przygotowało ekspozycję "Edvard Munch. The Modern Life of the Soul", co można przetłumaczyć: Edward Munch. Życie duszy współczesnej. W nowojorskim Scandinavia House pokazano natomiast wybór grafik Muncha, słynącego ze śmiałego łączenia erotyki i śmierci.
Rabunek komercyjny
Bernard Génies, komentator poświęconego finansom francuskiego pisma "Challenges", zwraca uwagę, że rabunek w Muzeum Muncha korzystnie podziałał na rynkowe notowania dzieł mistrza. Według oceny "Artprice", w porównaniu z 2003 r. wzrosły one prawie o 150 proc. Przed kilkoma tygodniami w londyńskim Sotheby's sprzedano osiem obrazów Muncha za rekordową sumę 29,5 mln dolarów. W ciągu dwóch lat otwarto kilka znaczących wystaw artysty, m.in. w Royal Academy w Londynie: "Munch - portret własny" (2005). Zainteresowała się też artystą kultura masowa. W Norwegii wyprodukowano grę planszową "Tajemnica Krzyku" - rodzaj zabawy w złodziei i policjantów. Złodzieje kradną obrazy Muncha, policjanci ich łapią.
22 czerwca 2004 r. uzbrojeni i zamaskowani osobnicy zdjęli ze ścian muzeum dwa płótna należące do najsłynniejszych obrazów ostatnich stuleci: "Krzyk" i "Madonnę". Nie niepokojeni przez ochronę zanieśli je do zaparkowanego przed muzeum audi i odjechali. Samochód policja wkrótce odnalazła - spalony. Śledztwo doprowadziło do ujęcia i postawienia przed sądem pięciu podejrzanych o współudział w napadzie, a także osobnika oskarżanego o paserstwo. Wciąż jednak więcej jest w całej sprawie rzeczy niejasnych niż wyjaśnionych. Przede wszystkim nie wiadomo, gdzie się znajdują obrazy. Nie wiadomo, po co je właściwie zrabowano: są zbyt znane, by można je było sprzedać. Przed rokiem eksperci wyceniali "Krzyk" i "Madonnę" - hipotetycznie - na 100 mln dolarów, lecz teraz ta suma na pewno byłaby znacznie wyższa.
Kradzież zastępcza
Stian Skjold, jeden z oskarżonych w procesie w Oslo, przyznał, że w pewnym momencie, we wrześniu 2004 r., miał oba obrazy w ręku. Kazano mu (nie chce powiedzieć, kto mu kazał) pojechać do farmy Skrimstad w miejscowości Kjeller (20 km od Oslo), zabrać z pozostawionego tam busa pakunek zawinięty w worki na śmieci i oddać go komuś. Skjold, wykonując polecenie, zobaczył, że w workach były dwa znane mu z gazet obrazy. Zauważył, że "Krzyk" był nie uszkodzony, zaś "Madonna" miała zadrapanie na powierzchni. Policja sądzi, że polecenie wydał Skjoldowi jeden z członków gangu, któremu przewodzi znany w świecie przestępczym David Toska. Gang w kwietniu 2004 r. dokonał napadu na skarbiec NOKAS w Stavanger. Bandyci zabili tam policjanta i ukradli 65 mln koron (prawie 10 mln USD) w używanych banknotach. Zdaniem policji, najście na Muzeum Muncha urządzone było jedynie po to, by zająć czymś policjantów depczących już wtedy po piętach gangowi Toski. By osiągnąć efekt, wybrano dwa najsławniejsze obrazy w kulturze norweskiej. Oskarżeni w procesie o rabunek w Muzeum Muncha najwyraźniej boją się zeznawać. Każdemu grozi do 17 lat więzienia. Prokurator obiecał złagodzenie wyroku temu, kto powie, gdzie są obrazy. Na razie - bez skutku.
Madonna erotyzmu
Dzieła Muncha, które znalazły się obecnie w centrum międzynarodowego skandalu kryminalnego i stały zakładnikami w wojnie gangów z policją oraz przedmiotem zawziętej gry na rynku sztuki, same wywołały w swej epoce wielki skandal. Skandal sięgający najważniejszych spraw ludzkiego losu: miłości, śmierci, seksualności, cierpienia, lęku i wolności człowieka. Dziś, po stu kilkudziesięciu latach nadużywania tych pojęć przy byle okazji - może się wydać, że brzmią one pusto. Wtedy jednak, pod koniec XIX wieku, "Krzyk" i "Madonna" oraz pokazane na wystawie w Museum of Modern Art "Taniec życia", "Pocałunek", "Melancholia" niezwykle podziałały na wyobraźnię ogółu.
Na nowojorskiej wystawie nie pokazano "Krzyku", lecz wcześniejsze ujęcie tematu samotnej postaci na moście, zatytułowane "Rozpacz". Temat zrodził się ze wspomnienia artysty - tak intensywnego i niepojętego, że Munch starał się je ująć w słowa wciąż na nowo - jedenaście razy. Oto jeden z opisów: "Spacerowałem z dwoma przyjaciółmi. Zachód słońca. Niebo stało się nagle krwistoczerwone. I poczułem dotknięcie melancholii. Zatrzymałem się, oparłem o poręcz na moście, śmiertelnie znużony. Ponad granatowym fiordem i miastem wisiały chmury, jak krew i jak języki ognia. Przyjaciele moi poszli dalej, a ja wciąż stałem, drżąc z przerażenia. Poczułem, że głośny, niekończący się krzyk przeszywa naturę".
W "Krzyku" centralna postać patrzy na nas, ma szeroko, spazmatycznie otwarte usta, krzyk rozlewa się po płaszczyźnie jaskrawymi liniami. Źródłem "niekończącego się krzyku" jest i zabarwiona czerwonym zachodem słońca natura, i sam człowiek ze swymi lękami. "Madonna" ma czerwony nimb - symboliczny kolor namiętności. W niektórych wersjach tego tematu na obrzeżach płaszczyzny można zobaczyć embriony i plemniki. Początkowo tytuł brzmiał: "Kobieta kochająca". Strindberg nazywał ten wizerunek: "Poczęcie". Niewątpliwie chodzi w nim o miłosną ekstazę, dającą początek życiu. Sam Munch wybrał tytuł "Madonna", dlatego że do miłości - także cielesnej - miał stosunek religijny. Widział w niej świętą bolesną tajemnicę - połączenie rozkoszy, zazdrości i nadziei. Swoje myśli i uczucia pokazywał w malarstwie z nieznaną dotychczas szokującą otwartością.
Pierwsza wystawa Muncha, na której ujawnił się jako wizjoner malarstwa, otwarta jesienią 1892 r. w Berlinie, spotkała się z tak silnymi protestami publiczności i krytyki, że zamknięto ją po tygodniu. Odtąd klimaty skandalu towarzyszą sztuce Muncha niemal nieprzerwanie.
Rabunek komercyjny
Bernard Génies, komentator poświęconego finansom francuskiego pisma "Challenges", zwraca uwagę, że rabunek w Muzeum Muncha korzystnie podziałał na rynkowe notowania dzieł mistrza. Według oceny "Artprice", w porównaniu z 2003 r. wzrosły one prawie o 150 proc. Przed kilkoma tygodniami w londyńskim Sotheby's sprzedano osiem obrazów Muncha za rekordową sumę 29,5 mln dolarów. W ciągu dwóch lat otwarto kilka znaczących wystaw artysty, m.in. w Royal Academy w Londynie: "Munch - portret własny" (2005). Zainteresowała się też artystą kultura masowa. W Norwegii wyprodukowano grę planszową "Tajemnica Krzyku" - rodzaj zabawy w złodziei i policjantów. Złodzieje kradną obrazy Muncha, policjanci ich łapią.
22 czerwca 2004 r. uzbrojeni i zamaskowani osobnicy zdjęli ze ścian muzeum dwa płótna należące do najsłynniejszych obrazów ostatnich stuleci: "Krzyk" i "Madonnę". Nie niepokojeni przez ochronę zanieśli je do zaparkowanego przed muzeum audi i odjechali. Samochód policja wkrótce odnalazła - spalony. Śledztwo doprowadziło do ujęcia i postawienia przed sądem pięciu podejrzanych o współudział w napadzie, a także osobnika oskarżanego o paserstwo. Wciąż jednak więcej jest w całej sprawie rzeczy niejasnych niż wyjaśnionych. Przede wszystkim nie wiadomo, gdzie się znajdują obrazy. Nie wiadomo, po co je właściwie zrabowano: są zbyt znane, by można je było sprzedać. Przed rokiem eksperci wyceniali "Krzyk" i "Madonnę" - hipotetycznie - na 100 mln dolarów, lecz teraz ta suma na pewno byłaby znacznie wyższa.
Kradzież zastępcza
Stian Skjold, jeden z oskarżonych w procesie w Oslo, przyznał, że w pewnym momencie, we wrześniu 2004 r., miał oba obrazy w ręku. Kazano mu (nie chce powiedzieć, kto mu kazał) pojechać do farmy Skrimstad w miejscowości Kjeller (20 km od Oslo), zabrać z pozostawionego tam busa pakunek zawinięty w worki na śmieci i oddać go komuś. Skjold, wykonując polecenie, zobaczył, że w workach były dwa znane mu z gazet obrazy. Zauważył, że "Krzyk" był nie uszkodzony, zaś "Madonna" miała zadrapanie na powierzchni. Policja sądzi, że polecenie wydał Skjoldowi jeden z członków gangu, któremu przewodzi znany w świecie przestępczym David Toska. Gang w kwietniu 2004 r. dokonał napadu na skarbiec NOKAS w Stavanger. Bandyci zabili tam policjanta i ukradli 65 mln koron (prawie 10 mln USD) w używanych banknotach. Zdaniem policji, najście na Muzeum Muncha urządzone było jedynie po to, by zająć czymś policjantów depczących już wtedy po piętach gangowi Toski. By osiągnąć efekt, wybrano dwa najsławniejsze obrazy w kulturze norweskiej. Oskarżeni w procesie o rabunek w Muzeum Muncha najwyraźniej boją się zeznawać. Każdemu grozi do 17 lat więzienia. Prokurator obiecał złagodzenie wyroku temu, kto powie, gdzie są obrazy. Na razie - bez skutku.
Madonna erotyzmu
Dzieła Muncha, które znalazły się obecnie w centrum międzynarodowego skandalu kryminalnego i stały zakładnikami w wojnie gangów z policją oraz przedmiotem zawziętej gry na rynku sztuki, same wywołały w swej epoce wielki skandal. Skandal sięgający najważniejszych spraw ludzkiego losu: miłości, śmierci, seksualności, cierpienia, lęku i wolności człowieka. Dziś, po stu kilkudziesięciu latach nadużywania tych pojęć przy byle okazji - może się wydać, że brzmią one pusto. Wtedy jednak, pod koniec XIX wieku, "Krzyk" i "Madonna" oraz pokazane na wystawie w Museum of Modern Art "Taniec życia", "Pocałunek", "Melancholia" niezwykle podziałały na wyobraźnię ogółu.
Na nowojorskiej wystawie nie pokazano "Krzyku", lecz wcześniejsze ujęcie tematu samotnej postaci na moście, zatytułowane "Rozpacz". Temat zrodził się ze wspomnienia artysty - tak intensywnego i niepojętego, że Munch starał się je ująć w słowa wciąż na nowo - jedenaście razy. Oto jeden z opisów: "Spacerowałem z dwoma przyjaciółmi. Zachód słońca. Niebo stało się nagle krwistoczerwone. I poczułem dotknięcie melancholii. Zatrzymałem się, oparłem o poręcz na moście, śmiertelnie znużony. Ponad granatowym fiordem i miastem wisiały chmury, jak krew i jak języki ognia. Przyjaciele moi poszli dalej, a ja wciąż stałem, drżąc z przerażenia. Poczułem, że głośny, niekończący się krzyk przeszywa naturę".
W "Krzyku" centralna postać patrzy na nas, ma szeroko, spazmatycznie otwarte usta, krzyk rozlewa się po płaszczyźnie jaskrawymi liniami. Źródłem "niekończącego się krzyku" jest i zabarwiona czerwonym zachodem słońca natura, i sam człowiek ze swymi lękami. "Madonna" ma czerwony nimb - symboliczny kolor namiętności. W niektórych wersjach tego tematu na obrzeżach płaszczyzny można zobaczyć embriony i plemniki. Początkowo tytuł brzmiał: "Kobieta kochająca". Strindberg nazywał ten wizerunek: "Poczęcie". Niewątpliwie chodzi w nim o miłosną ekstazę, dającą początek życiu. Sam Munch wybrał tytuł "Madonna", dlatego że do miłości - także cielesnej - miał stosunek religijny. Widział w niej świętą bolesną tajemnicę - połączenie rozkoszy, zazdrości i nadziei. Swoje myśli i uczucia pokazywał w malarstwie z nieznaną dotychczas szokującą otwartością.
Pierwsza wystawa Muncha, na której ujawnił się jako wizjoner malarstwa, otwarta jesienią 1892 r. w Berlinie, spotkała się z tak silnymi protestami publiczności i krytyki, że zamknięto ją po tygodniu. Odtąd klimaty skandalu towarzyszą sztuce Muncha niemal nieprzerwanie.
Więcej możesz przeczytać w 13/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.