W PRL władcy panowali latami. Dziś ulice pełne są byłych premierów, ministrów i sekretarzy stanu
Mieliśmy już epokę ciężkich czasów, szybkich czasów, a nawet czasów złotych. Teraz nastała epoka czasów krótkich. Powszechnie uważa się, że im krócej, tym lepiej. Rzadko kiedy trafia się coś trwałego i stabilnego. Wszelkie możliwe związki międzyludzkie trwają niezwykle krótko. Długo trwają jedynie wesela góralskie, ale już same małżeństwa o wiele krócej.
W łóżku też raczej wszystko trwa za krótko, na co skarży się wiele kobiet. Często długoletnia znajomość kończy się krótkim seksem, a szybka randka długim stosunkiem. Średni czas stosunku płciowego w Polsce to siedem minut. Nie jest to wynik, z którego Polscy mężczyźni mogliby być dumni. Oczywiście zaraz podniosą się głosy oburzonych, że to nieprawda, że to pewnie kobieca propaganda i że (jasna sprawa!) ja robię to dłużej. Niestety, wyniki badań są okrutne. Nawet ta grupa, która ma się za długodystansowców, nie przekracza piętnastu minut. Jedynym pocieszeniem jest to, że u wielu gatunków zwierząt, które są symbolem siły i męskości, rzecz trwa jeszcze krócej. Takie na przykład lwy i lamparty szybkość seksualną mają imponującą, ale całość nie przekracza u nich minuty. Na tym tle my i nasze siedem minut (które, co warto zauważyć, są czasem średnim, więc tak naprawdę może być to nawet okrągłe dziesięć minut) wypada całkiem przyzwoicie.
Dawno temu wszyscy mogliśmy sobie dłużej pospać, a dziś śpimy krótko, bo wzywa nas milion obowiązków, których kiedyś nie mieliśmy. W komunie nikomu się nie spieszyło. Nawet władza była jakaś taka ospała i leniwa, a co dopiero zwykli ludzie. Komu by tam chciało się biegać, latać, załatwiać i wariować z byle powodu. Słynne powiedzonka, że robota nie zając, że czy się stoi, czy się leży, i tak pensja się należy, wyznaczały tempo i rytm czerwonych dekad. W zamierzchłych czasach jak ktoś został sekretarzem lub jakimś funkcyjnym w partii, to często bywał nim do końca życia. Musiało dojść do rozruchów ulicznych, rozlewu krwi i palenia komitetów, żeby sekretarz odszedł na własną prośbę i ze względu na zły stan zdrowia.
Teraz dynamika jest inna. W ciągu kilku minut można przestać być wicepremierem, a już chwilę później zostać nim ponownie. Dziś kadencje i kariery nie trwają latami. Ulice pełne są byłych premierów, ministrów albo sekretarzy stanu. Bywa, że ktoś wylatuje ze stanowiska, bo był na nie za krótki. Dawni władcy panowali latami. Zakładano całe rody i dynastie. Mówi się o epoce faraonów, chińskiej epoce dynastii Ming czy epoce polskich Jagiellonów. Czy ktoś dziś mówi o epoce premiera Oleksego albo o epoce premier Hanny Suchockiej?
Kiedy czyta się wywiady z ludźmi z pierwszych stron gazet, to żaden z nich nie chwali się, że lubi sobie długo pospać, że się wyleguje w łóżku, że nie chce mu się wstawać i iść do roboty, do Sejmu czy Urzędu Rady Ministrów. Zwykle osoba taka wcześnie zaczyna dzień, późno kończy pracę, a i w domu walczy jeszcze z jakimiś papierami, przegląda pocztę w Internecie, odpisuje, sprawdza, podlicza itd. W dzisiejszych czasach dzień robi się krótszy nie tylko jesienią.
Krótko trwają nie tylko kariery polityczne. W show-biznesie nie brakuje przykładów gwiazd jednego sezonu. Są tacy, co kończą się, zanim tak naprawdę się zaczną. Jedni kończą się po pierwszym przeboju, a inni po dziesiątej butelce. Na estradzie najbardziej liczna jest jednak grupa osób, która nie wie, kiedy skończyć.
Kiedy skończyć spotkanie z Donaldem Tuskiem i innymi przedstawicielami Platformy Obywatelskiej, wiedział prezydent Lech Kaczyński i skończył je po siedmiu minutach. To absolutny rekord w polskiej polityce, jeżeli chodzi o czas spotkania. Krócej trwało chyba tylko ostatnie spotkanie Lecha Kaczyńskiego z prezydentem USA, który wyszedł na chwilę ze swego gabinetu, aby podać rękę naszemu prezydentowi i zrobić sobie fotkę dla dziennikarzy. Moda na krótkie spotkania wynika z tego, że nie ma już o czym gadać, bo wszystko jest jasne. Więcej do pogadania miał prezydent Kaczyński z SLD. Spotkanie z przedstawicielami lewicy trwało całe czterdzieści minut. Prawie pełna godzina lekcyjna! Mimo że spotkanie trwało dłużej, lewica usłyszała to samo co platforma. Wychodzi więc na to, że przez siedem minut było przekazanie informacji, a dalej już tylko uśmiechano się i pito kawkę. Informacja polegała na tym, że prezydent poprze każdy rząd, ale pod warunkiem że na jego czele będzie stał jego brat. W całym tym zamieszaniu komentatorzy nie zwrócili uwagi na jeden drobny szczegół. Długość spotkania z platformą odpowiadała średniej długości trwania stosunku płciowego w Polsce, czyli siedem minut. A więc niby krótko, ale wylewnie.
W łóżku też raczej wszystko trwa za krótko, na co skarży się wiele kobiet. Często długoletnia znajomość kończy się krótkim seksem, a szybka randka długim stosunkiem. Średni czas stosunku płciowego w Polsce to siedem minut. Nie jest to wynik, z którego Polscy mężczyźni mogliby być dumni. Oczywiście zaraz podniosą się głosy oburzonych, że to nieprawda, że to pewnie kobieca propaganda i że (jasna sprawa!) ja robię to dłużej. Niestety, wyniki badań są okrutne. Nawet ta grupa, która ma się za długodystansowców, nie przekracza piętnastu minut. Jedynym pocieszeniem jest to, że u wielu gatunków zwierząt, które są symbolem siły i męskości, rzecz trwa jeszcze krócej. Takie na przykład lwy i lamparty szybkość seksualną mają imponującą, ale całość nie przekracza u nich minuty. Na tym tle my i nasze siedem minut (które, co warto zauważyć, są czasem średnim, więc tak naprawdę może być to nawet okrągłe dziesięć minut) wypada całkiem przyzwoicie.
Dawno temu wszyscy mogliśmy sobie dłużej pospać, a dziś śpimy krótko, bo wzywa nas milion obowiązków, których kiedyś nie mieliśmy. W komunie nikomu się nie spieszyło. Nawet władza była jakaś taka ospała i leniwa, a co dopiero zwykli ludzie. Komu by tam chciało się biegać, latać, załatwiać i wariować z byle powodu. Słynne powiedzonka, że robota nie zając, że czy się stoi, czy się leży, i tak pensja się należy, wyznaczały tempo i rytm czerwonych dekad. W zamierzchłych czasach jak ktoś został sekretarzem lub jakimś funkcyjnym w partii, to często bywał nim do końca życia. Musiało dojść do rozruchów ulicznych, rozlewu krwi i palenia komitetów, żeby sekretarz odszedł na własną prośbę i ze względu na zły stan zdrowia.
Teraz dynamika jest inna. W ciągu kilku minut można przestać być wicepremierem, a już chwilę później zostać nim ponownie. Dziś kadencje i kariery nie trwają latami. Ulice pełne są byłych premierów, ministrów albo sekretarzy stanu. Bywa, że ktoś wylatuje ze stanowiska, bo był na nie za krótki. Dawni władcy panowali latami. Zakładano całe rody i dynastie. Mówi się o epoce faraonów, chińskiej epoce dynastii Ming czy epoce polskich Jagiellonów. Czy ktoś dziś mówi o epoce premiera Oleksego albo o epoce premier Hanny Suchockiej?
Kiedy czyta się wywiady z ludźmi z pierwszych stron gazet, to żaden z nich nie chwali się, że lubi sobie długo pospać, że się wyleguje w łóżku, że nie chce mu się wstawać i iść do roboty, do Sejmu czy Urzędu Rady Ministrów. Zwykle osoba taka wcześnie zaczyna dzień, późno kończy pracę, a i w domu walczy jeszcze z jakimiś papierami, przegląda pocztę w Internecie, odpisuje, sprawdza, podlicza itd. W dzisiejszych czasach dzień robi się krótszy nie tylko jesienią.
Krótko trwają nie tylko kariery polityczne. W show-biznesie nie brakuje przykładów gwiazd jednego sezonu. Są tacy, co kończą się, zanim tak naprawdę się zaczną. Jedni kończą się po pierwszym przeboju, a inni po dziesiątej butelce. Na estradzie najbardziej liczna jest jednak grupa osób, która nie wie, kiedy skończyć.
Kiedy skończyć spotkanie z Donaldem Tuskiem i innymi przedstawicielami Platformy Obywatelskiej, wiedział prezydent Lech Kaczyński i skończył je po siedmiu minutach. To absolutny rekord w polskiej polityce, jeżeli chodzi o czas spotkania. Krócej trwało chyba tylko ostatnie spotkanie Lecha Kaczyńskiego z prezydentem USA, który wyszedł na chwilę ze swego gabinetu, aby podać rękę naszemu prezydentowi i zrobić sobie fotkę dla dziennikarzy. Moda na krótkie spotkania wynika z tego, że nie ma już o czym gadać, bo wszystko jest jasne. Więcej do pogadania miał prezydent Kaczyński z SLD. Spotkanie z przedstawicielami lewicy trwało całe czterdzieści minut. Prawie pełna godzina lekcyjna! Mimo że spotkanie trwało dłużej, lewica usłyszała to samo co platforma. Wychodzi więc na to, że przez siedem minut było przekazanie informacji, a dalej już tylko uśmiechano się i pito kawkę. Informacja polegała na tym, że prezydent poprze każdy rząd, ale pod warunkiem że na jego czele będzie stał jego brat. W całym tym zamieszaniu komentatorzy nie zwrócili uwagi na jeden drobny szczegół. Długość spotkania z platformą odpowiadała średniej długości trwania stosunku płciowego w Polsce, czyli siedem minut. A więc niby krótko, ale wylewnie.
Więcej możesz przeczytać w 42/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.