Literacka Nagroda Nobla dla Orhana Pamuka jest policzkiem wymierzonym tureckim fundamentalistom
Napozór z literacką Nagrodą Nobla jest jak z losowaniem drużyn w piłce nożnej - mistrzowie ceremonii wyciągają z kosza kulki na chybił trafił. Im większe zaskoczenie i konsternacja wśród widowni, tym większa satysfakcja dla jurorów. Międzynarodowe uznanie, literacki kunszt albo miejsca na listach bestsellerów nie liczą się od dawna. Ale to nie przekora albo ślepy los decydują o wywyższeniu kolejnych laureatów. Szwedzka akademia konsekwentnie wyróżnia pisarzy za działalność polityczną. Orhan Pamuk słynie z bezkompromisowej krytyki własnego kraju i niechęci do islamskiego fundamentalizmu.Nagroda dla 54-letniego tureckiego prozaika nie była zaskoczeniem, bo od kilku miesięcy znawcy literatury i bukmacherzy stawiali właśnie na zwycięstwo autora "Śniegu" (powieść pojawiła się w polskich księgarniach kilka tygodni temu). Do ostatniej chwili za jego głównych rywali uznawano Albańczyka Ismaila Kadare i syryjsko-libańskiego poetę Alego Ahmada Saida Isbira, tworzącego pod pseudonimem Adonis. Także takie werdykty miałyby swoją polityczną wymowę (wyróżnienie dla wciąż trzeźwiejących po wojnie Bałkanów lub silny głos w sprawie konfliktu bliskowschodniego). Pojawiali się i bardziej egzotyczni kandydaci, bo literacka Nagroda Nobla ma także charakter geograficzny - żadna z części świata nie może się czuć zbyt długo pomijana. Od lat nagradzani są pisarze wywołujący emocje o charakterze politycznym albo programowi skandaliści (jak lewicowiec Dario Fo w 1997 r.). Doskonałym potwierdzeniem tej tezy był ubiegłoroczny laur dla dramaturga Harolda Pintera. Autor "Urodzin Stanleya" czy "Dozorcy" jest jedną ze sław światowego teatru, ale Nobla dostał dopiero po włączeniu się w chór krytyków prezydenta George'a W. Busha i premiera Tony'ego Blaira za ich politykę wobec świata islamu. Kto wie, czy Nagroda Nobla wraz z czekiem opiewającym na milion euro trafiłaby do rąk austriackiej feministki, autorki głośnej "Pianistki" Elfriede Jelinek, gdyby wcześniej krajem nad Dunajem nie wstrząsnął skandal związany z sukcesem wyborczym neofaszystowskiej Partii Wolności Jšrga Haidera. Co takiego wydarzyło się w Turcji, że postanowiono zwrócić uwagę na Pamuka? Nagroda dla pisarza pojawiła się w chwili, kiedy Bruksela odwleka zaproszenie Turcji do Unii Europejskiej, a Ankara desperacko walczy o moralne wsparcie ze strony zachodnich kręgów opiniotwórczych. To trudny bój, bo mieszkańcy Zachodu na razie nie życzą sobie Turcji w swoim gronie, uważając, że to kraj bardziej azjatycki niż śródziemnomorski. Pies łańcuchowy Zachodu Turcją wstrząsają dziś gwałtowne debaty nad dialogiem chrześcijańsko-islamskim. Nie tylko tamtejsi fundamentaliści są coraz mniej przyjaźnie nastawieni do katolików. Postawa ta ujawniła się niedawno, gdy Benedykt XVI publicznie skrytykował islam, określając go jako religię konfrontacji. Słowa te wywołały oburzenie, a fundamentaliści islamscy, także przedstawiciele władzy, uznali, że watykański obrazoburca nie ma prawa wstępu nad Bosfor, póki nie przeprosi muzułmanów. A przecież w listopadzie miało dojść do ważnej wizyty papieża w Turcji. Całe to zamieszanie, określane mianem "Popegate", wyniosło w Turcji na szczyty list bestsellerów książkę Yźcela Kaya "Atak na papieża". Na jej okładce pojawiło się hasło reklamowe: "Kto zabije Benedykta XVI w Stambule?". W tej sytuacji Nagroda Nobla dla Pamuka to cios dla islamskich konserwatystów. Autor "Śniegu" nigdy nie był pupilem rodaków. Choć niektórzy intelektualiści podzielają jego poglądy, to powszechnie jest on oskarżany o lekceważenie "tureckiej tożsamości". Pamuk pozostaje krytyczny nie tylko wobec ekstremistów islamskich, ale także wobec państwa tureckiego. Często przypomina, że Ankara ma na rękach krew Kurdów i Ormian, a siła kraju została zbudowana na krzywdzie innych. Pisarz często przywołuje dramatyczne wydarzenia z 1915 r., gdy armia turecka dokonała masakry, zabijając prawie milion Ormian. Prokuratura turecka groziła mu za to karą trzech lat więzienia. Wielu rodaków uważa pisarza za człowieka, który się zaprzedał Zachodowi. Ilekroć Pamuk odbiera jakiś europejski laur literacki (na przykład Nagrodę Pokoju podczas targów książki we Frankfurcie), teoria o jego zdradzie jest w oczach Turków potwierdzana. Prozachodnia orientacja Pamuka nie powinna nikogo dziwić - wywodzi się on z zamożnej rodziny przywiązanej do kultury europejskiej. Uczył się w amerykańskim college'u w Stambule, kilka lat spędził na stypendium w USA, potem, już jako pisarz, nie stronił od częstych zagranicznych wojaży. Szybko zyskiwał międzynarodową sławę. Kiedy w 1985 r. Turcję odwiedzali Arthur Miller i Harold Pinter, Pen Club zaproponował Pamukowi rolę ich przewodnika. A jednak nie odżegnuje się on od swych korzeni. Zawsze podkreśla swoje przywiązanie do rodzinnego Istambułu, który "stworzył mnie takim, jakim jestem". Jest też zafascynowany historią i kulturą islamu. Przecież jego parakryminalna powieść "Nazywam się czerwień" (ukaże się po polsku w przyszłym roku) to osadzona w realiach XVI wieku apoteoza tradycji, głównie sztuki miniaturowych iluminacji przedstawiających burzliwe dzieje osmańskiego imperium. Rok temu na łamach "Timesa" w obronie przyszłego tureckiego noblisty zabrał głos inny pisarz, zaprawiony w bojach z fundamentalizmem Salman Rushdie. Jego wystąpienie było aktem wdzięczności wobec Pamuka, który jako pierwszy pisarz z kraju muzułmańskiego wystąpił w obronie obłożonego fatwą autora "Szatańskich wersetów". Według Pamuka, jedyną drogą dla tureckiego islamu jest zaakceptowanie europejskich norm i wyzbycie się agresywnej antyzachodniej retoryki. Pod tym względem przypomina on innego noblistę - nieżyjącego już Egipcjanina Nadżiba Mahfuza, który jako zaciekły krytyk fundamentalistów islamskich był solą w oku radykałów (został nawet ciężko ranny w zamachu). Pamuk też przeżył atak na swoją osobę. Na szczęście skończyło się tylko na zdewastowaniu samochodu. Witaj, polityko! Paradoksalnie Nagroda Nobla, zamiast pomóc docenić pisarstwo Pamuka, może jeszcze bardziej wciągnąć go w otchłań politycznych sporów. Turek na pewno jest pisarzem wybitnym, ale czy będą na to zwracać jego fanatyczni przeciwnicy? W uzasadnieniu decyzji akademii jej sekretarz prof. Horace Engdahl oświadczył, że Pamuk odświeżył pojęcie powieści i zaprezentował wspaniałą umiejętność opowiadania historii, nawiązując do tradycji XIX-wiecznej powieści francuskiej. Mówiąc krótko - turecki postmodernista został okrzyknięty następcą Balzaka. Potem Engdahl jednak przyznał, że również aspekt polityczny miał przy wyborze laureata niebagatelne znaczenie. I dodał: "Pamuk otwiera drzwi między kulturami". Pytanie tylko, czy nie otwiera ich wbrew tym kulturom? |
Więcej możesz przeczytać w 42/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.