"Jeszcze raz przepraszamy za wypadek z wibrafonem, ale gdyby państwo wiedzieli, w drodze jakich wyrzeczeń sekstet Komedy zdobył ten wibrafon, nie byłoby dla nikogo dziwne, że ten wibrafon ma prawo się psuć" - tłumaczył sopockiej publiczności Leopold Tyrmand, zapowiadając jeden z koncertów imprezy, uważanej za moment przełomowy w dziejach jazzu i... wolności w Polsce. Trzypłytowy album, wydany pół wieku po tamtych wydarzeniach, wskrzesza głos Tyrmanda z francuskim "r" i paradę przyszłych gwiazd. Tak się bowiem szczęśliwie złożyło, że pierwsi jazzowi idole młodzieży, która w barwnym pochodzie przeszła przez miasto, okazali się wkrótce artystami światowego formatu. Wolność została niebawem stłamszona przez komunistyczny reżim, ale jazz rozgościł się w Polsce na dobre. Sopocką imprezę przeniesiono do Warszawy i nadano jej nazwę Jazz Jamboree. A muzyka? Broni się fantastycznie, jest wesoła i pikantna, a ewentualne niedostatki rekompensuje jedyny w swoim rodzaju, spontaniczny nastrój. Obok lekko podanych, swingujących tematów Gillespiego i Hammersteina (zespół Krzysztofa Komedy) czy standardów w rodzaju "Tea for Two" (zespół Andrzeja Kurylewicza) lub "Sweet Georgia Brown" (Melomani) znajdziemy tu sławne "Memory of Bach" Komedy i zapomnianą wokalistkę Elizabeth Charles, Amerykankę, która z zespołem Zygmunta Wicharego ciemnym, głębokim altem poruszająco wykonuje "St.Louis Blues" i - łamaną polszczyzną! - zawadiackie "Zagraj na banjo".
Jacek Melchior
"Jazz 56", Polskie Nagrania
Więcej możesz przeczytać w 42/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.