Co tam biografie, furda nauka - najlepiej zostać autorem thrillerów, bo zbić fortunę na sensacji potrafi każdy. Michael White, dziennikarz i wykładowca w Oksfordzie, autor kilkunastu książek popularnonaukowych wyciągnął logiczne wnioski z sukcesu Dana Browna. "Ekwinokcjum" jest napisane według sprawdzonego już przepisu. Bierzemy jakąś zagadkę sprzed wieków (tu: poszukiwanie kamienia filozoficznego), wykorzystujemy w fabule znaną postać historyczną (tym razem sir Izaak Newton) i wplątujemy w to wszystko jakieś współczesne śledztwo. White stara się jak najlepiej wykorzystać swą wiedzę o realiach epoki, życiu Newtona i tajnikach alchemii, ale pisarzem jest po prostu słabym. Intryga wątła, postacie jeszcze bardziej kartonowe niż u Browna, dialogi w wątku XVII-wiecznym infantylne, jakby przepisane z książek dla dzieci.
Nawet główne byki konstrukcyjne u White'a są podobne do tych, które kładły "Kod Leonarda". Otóż po kilku rozdziałach śledztwa nagle okazuje się, że stary przyjaciel głównej bohaterki dziwnym trafem wie wszystko o tajemnicy i przedstawia całą historię bohaterom oraz czytelnikom. Wspomniany wykład czyni całą retrospekcję z czasów Newtona zbędną, bo dokładnie streszcza jej zawartość. Zamiłowanie do takich chwytów jest w stanie rozłożyć każdą powieść, nie tylko pisarza tak nieporadnego jak White. Miarą jego klęski niech będzie fakt, że kilkunastostronicowy aneks opowiadający o sekretach alchemii czyta się o niebo lepiej niż samą powieść.
Konrad Wągrowski
Michael White "Ekwinokcjum", Rebis
Więcej możesz przeczytać w 42/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.