Najbardziej wpływowi ludzie IV Rzeczypospolitej
Ciężkie czasy nastały w Polsce dla koniunkturalistów. Nie, kolejne odsłony postępującej rewolucji moralnej nie mają z tym nic wspólnego. Po prostu tak często zmienia się zestaw osób ważnych i wpływowych, że nie wiadomo już komu się podlizywać. A nawet jeśli wiadomo, to trudno nadążyć.
Mogłoby się wydawać, że roszady na liście najbardziej wpływowych osób w Polsce (jeśli pominiemy gwiazdy seriali i kolejne inkarnacje Violetty Villas - aż po Dodę Elektrodę) dostosowane są do kalendarza wyborczego i co cztery lata kolejne ekipy VIP-ów zyskują na znaczeniu, a poprzednie upadają. Niestety, świat nie jest tak prosty, a zmiany zachodzą znacznie częściej. Po pierwsze, tylko jeden premier rządził u nas pełną kadencję, ale akurat Jerzego Buzka nikt nie postawiłby na czele zestawienia najbardziej wpływowych ludzi w kraju. A po drugie, kolejne skandale i afery potrafią osłabić, a czasem wręcz unicestwić aktualnie urzędujące osobistości (vide: Leszek Miller po wybuchu afery Rywina czy Aleksander Kwaśniewski podczas apogeum afery Orlenu), ale też nieoczekiwanie wywindować inne postaci - jak było choćby w wypadku Hanny Suchockiej w 1992 r. czy Jana Rokity i Zbigniewa Ziobry 11 lat później. Innymi słowy, dynamika polskiego życia politycznego jest tak wielka, że często co rok, to prorok - nowe bożyszcze parlamentu i okolic włada wyobraźnią Polaków i pociąga za wiele sznurków, by rychło przeżyć bolesny upadek.
Są oczywiście postaci symbole. Przez kilkanaście lat jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą osobą w Polsce był Aleksander Kwaśniewski, a i dziś jego pozycja jest bardzo poważna. Wszyscy też dostrzegają znaczenie Adama Michnika czy o. Tadeusza Rydzyka. Skądinąd obie te postaci płynnie łączą światy mediów, wielkich koncernów i polityki, a w wypadku o. Rydzyka również Kościoła, choć to wpływowi na świat polityki zawdzięczają swe możliwości i koneksje.
Detronizacja VIP-ów
Trudno jednak nie dostrzec, że - prócz normalnych fluktuacji, wynikających z sezonów wyborczych i zmian sympatii - w ciągu ostatnich dwóch lat na polskiej scenie VIP-ów nastąpiło trzęsienie ziemi. Dała mu początek afera Rywina, a właściwie działalność komisji śledczej, i nie było to "zasługą" Tomasza Nałęcza, który stał się wówczas dwa razy bardziej popularny niż cała jego Unia Pracy. Otóż w tamtych latach zaczęła się zmieniać mentalność Polaków, którzy przestali dawać sobie wmawiać, że mówienie o korupcyjnych skandalach to "oszołomstwo", wspominanie o agentach to przejaw spiskowej teorii dziejów, a domaganie się uczciwości w życiu publicznym to fanatyzm. Afera Rywina była początkiem prawdziwej rewolucji, która zmiotła ze sceny politycznej niemal całą elitę postkomunistyczną i przebudowała polską prawicę.
Zmienił się też układ sił w mediach. Publicyści od początku jawnie lub mniej jawnie wrodzy komisjom śledczym (Janina Paradowska, Jacek Żakowski) stracili swe korony, a na ich miejsce wkroczyli dziennikarze do niedawna obowiązkowo określani jako prawicowi, a dziś przez "Politykę" tytułowani "reżimowymi" ("Polityka" ma kilkudziesięcioletnią tradycję wysługiwania się reżimom, więc wie, o czym pisze). Nie bacząc na te inwektywy i pieczołowicie konstruowane przez "Gazetę Wyborczą" listy prawicowców, trzeba przyznać, że zdecydowanie najważniejszymi publicystami w Polsce stali się tacy dziennikarze, jak Piotr Zaremba, Cezary Michalski czy Rafał Ziemkiewicz. Można, a czasem i trzeba nie zgadzać się z ich poglądami, ale nie podobna ich lekceważyć. Celny sztych Macieja Rybińskiego waży dziś więcej niż jeremiady Piotra Stasińskiego czy moralizatorstwo Tomasza Lisa, a mimo dramatycznych apeli Kingi Dunin pozycja Jana Pospieszalskiego pozostaje niezagrożona. Mało tego, śmiem twierdzić, że zmiany te są nieodwracalne i choćby następne wybory miażdżąco wygrał SLD, to wciąż Zaremba, a nie Marek Barański czy nawet ciągle popularny Żakowski będzie nadawał ton polskiej publicystyce.
Lewica przez kilkanaście lat nie mogła się dochować wspierających ją intelektualistów, bo ci starzy zbyt mocno zaangażowani byli w komunizm, a młodzi wydawali się, jak na polski grunt, cokolwiek nazbyt radykalni. To zmieniło się o tyle, że do głosu doszło mocno osadzone w "warszawce" pokolenie feministek (Środa, Dunin), wspierane przez młodych lewicowców skupionych wokół Sławomira Sierakowskiego. Jakkolwiek to nie oni dzierżą w Polsce rząd dusz, to można założyć, iż ich wpływy będą rosły, z czego należy się cieszyć, bo o ile z Magdaleną Środą można polemizować, nawet jeśli pisze, że w Warszawie narodziła się półdyktatura, o tyle polemika z Jerzym Urbanem zmuszałaby do zejścia do kloaki.
To nie oni jednak dali ideologiczne podwaliny pod budowę IV Rzeczypospolitej i to nie ich głos jest przez rządzących i opozycję słuchany najuważniej. Najwięcej do powiedzenia mają dziś tacy intelektualiści, jak Jadwiga Staniszkis, Zdzisław Krasnodębski, Paweł Śpiewak czy Bronisław Wildstein, co bodaj najwyraźniej znamionuje poważną zmianę układu sił. Wszak jeszcze niedawno sam wielki Krzysztof Kozłowski z "Tygodnika Powszechnego" na pytanie o Krasnodębskiego odpowiadał krótko: "Krasnodębski?! Przecież jego się nie czyta!", co biorąc pod uwagę śladowe czytelnictwo prowadzonego przez niego pisma, brzmiało nieco kuriozalnie.
Muzycy wielu orkiestr
Charakterystyczną cechą polskiego świata VIP-ów jest kompletne wymieszanie sfer wpływów. Innymi słowy, jedna osoba, dajmy na to wspomniany już ojciec dyrektor, ma ogromne możliwości kreowania polityki nie tylko jak każdy publicysta, przez wpływanie na poglądy wyborców i polityków, ale też przez czynne zaangażowanie w tworzenie nowych partii i koalicji lub odbieranie poparcia tym, którzy wypadli z jej łask. Przekonali się o tym i Hanna Gronkiewicz-Waltz, której prezydencką kandydaturę utrąciło w 1995 r. Radio Maryja, i dwa lata później Marian Krzaklewski, wsparty w staraniach o sklejenie prawicy. Zresztą cztery lata później radio się od niego odwróciło, na czym zyskał z kolei Roman Giertych.
Nie tylko duchowni przekraczają te granice. Najlepszym przykładem byłyby polityczne wpływy wielkiego biznesu, ale ten siłą rzeczy oddziałuje na świat władzy i nie jest to wcale polską specjalnością. Jeśli szukać jakiejś naszej specyfiki, to mogłoby nią być przemieszanie świata polityki i mediów. Świadomie nie piszę "upartyjnienie mediów i dziennikarzy" (choć i to jest w Polsce jakimś kuriozum), bo procesy te są bardziej skomplikowane. Oto z jednej strony publicyści i intelektualiści płynnie przechodzą do polityki (Paweł Śpiewak, Ryszard Legutko), z drugiej - byli posłowie zostają dziennikarzami (Witold Gadomski, Krzysztof Król), a aktywni wciąż politycy stają się stronami w debatach światopoglądowych i intelektualnych (Ludwik Dorn spierający się na Uniwersytecie Warszawskim o istotę liberalizmu). W ten sposób wszyscy oni odgrywają role muzyków wielu orkiestr i to bez specjalnej szkody dla żadnej z nich.
Jednej kwestii z kolei zmierzyć się nie da - niezależnie od szerokości geograficznej i lokalnych obyczajów. To wyważenie, czyje i jakiego rodzaju wpływy są silniejsze. Czy większe oddziaływanie na sympatie i wybory polityczne, ideowe czy wręcz gospodarcze (zakładanie firm, zaciąganie kredytów, kupowanie akcji), ma codziennie goszczący w naszych domach Kamil Durczok czy lider ważnej partii politycznej? Politycy często przekonują, że to nie oni, ale przeciwne im lub (rzadziej) sprzyjające media mogą znacznie więcej, ale ani wyniki naszego sondażu, ani vox populi, ani wreszcie doświadczenia ostatnich lat tego nie potwierdzają. Przypomnijmy sobie bowiem SLD-owski rząd, który miał na własność publiczne media, był za pan brat z wieloma publicystami, któremu wielki biznes jadł z ręki, a który mimo to przegrał z kretesem, bo ani media, ani oligarchowie nie byli w stanie go uratować.
Szef, nie wyrobnik
W sytuacji kiedy dziś politycy największej partii prowadzą poważny spór z TVN i wcale nie jest pewne, że go wygrają, a kilka lat temu szefowi innej telewizji prywatnej Zygmuntowi Solorzowi przypisywano posiadanie własnej, stojącej ponad podziałami "partii" w Sejmie, zwanej PPS (Polska Partia Solorza), trudno nie dostrzec wpływów właścicieli koncernów medialnych. Co prawda i tu doszło do przetasowań, bo od afery Rywina systematycznie maleje wpływ na życie publiczne Adama Michnika, ale też wzrosło znaczenie Piotra Waltera, który nie tylko uczynił z TVN maszynkę do zarabiania pieniędzy, kształtowania gustów i kreowania gwiazd, ale też - przez stworzenie telewizji zakładowej dla polityków i dziennikarzy, czyli TVN 24 - stał się kreatorem polityki.
Dostrzegalny jest przy tym rozdźwięk między coraz większym znaczeniem magnatów medialnych a spadającym wpływem samych dziennikarzy i publicystów, którzy powoli zostają najemnymi pracownikami koncernów. Dzieje się tak również z niekwestionowanymi gwiazdami. Ich odejściem mało kto się w macierzystej firmie przejmuje (Olejnik), a często są wręcz ze swojej firmy wypychani (Lis). Największy nawet transfer medialny, jak przejście Kamila Durczoka do "Faktów", ani nie pogrążył "Wiadomości", ani nie wywindował w górę "Faktów".
Szefowie korporacji telewizyjnych i prasowych to skądinąd jedyni przedstawiciele wielkiego biznesu, którzy zachowali albo nawet zwiększyli swoje wpływy. Jan Kulczyk, Aleksander Gudzowaty czy Jerzy Starak wciąż jeszcze są odnotowywani w naszym rankingu, ale ich znaczenie dramatycznie spadło. Zdecydowanie najbliżej nowej władzy, skądinąd trzymającej biznes na dystans, jest Ryszard Krauze, który w porę zatrudnił u siebie Wiesława Walendziaka i o którym ciepło wyrażał się Lech Kaczyński. Uczciwie mówiąc, nie wiadomo, czy poszły za tym jakieś korzystne dla biznesmena decyzje, ale wrażenie pozostało.
Jarosław Absolutny
W naszym rankingu wszyscy, poza jednym z jurorów, który wskazał na Leszka Balcerowicza, całkiem "spodziewanie" uznali, że najbardziej wpływową osobą w Polsce jest Jarosław Kaczyński. Niemal każdy twierdził, że "numerem dwa" jest Lech Kaczyński. Najważniejszymi pisowcami - prócz nich - są Ludwik Dorn i Zbigniew Ziobro. Liderem opozycji został naturalnie Donald Tusk, ale, co ciekawe, jury uznało, że "numerem dwa" w Platformie Obywatelskiej nadal pozostaje marginalizowany przez Tuska Jan Rokita. Wysoko też oceniono wpływy bliskiego Tuskowi sekretarza generalnego partii Grzegorza Schetyny.
Duży wpływ na wyniki naszego rankingu miał czas jego powstawania: przed atakiem PiS na TVN, ale po ujawnieniu rozmów Lipińskiego i Mojzesowicza z Renatą Beger, która dzięki temu została uznana za "numer dwa" w Samoobronie, co, proszę mi wierzyć, musi mocno bawić Andrzeja Leppera i jego współpracowników. Nie dziwią więc również dość wysokie notowania Waldemara Pawlaka, który targując się z PiS, podbija swoją cenę. W przeciwieństwie do Lecha Wałęsy wciąż spore znaczenie ma Aleksander Kwaśniewski.
Pewnym zaskoczeniem mogą się wydawać rezultaty naszego rankingu wśród duchownych. Zaskakiwać może nie tyle pierwsze miejsce kardynała Stanisława Dziwisza, dziś faktycznego prymasa Polski, obdarzonego autorytetem i popularnością, ile to, że tylko o jeden punkt wyprzedził o. Tadeusza Rydzyka.
Nasz ranking z pewnością stał się w pewnym stopniu zestawieniem najpopularniejszych postaci polskiego życia publicznego, więc mało tu osób z drugiego szeregu, wpływowych doradców i ważnych graczy giełdowych. Prawdziwą sztuką jest więc być potężnym i nie znaleźć się w takim rankingu.
Mogłoby się wydawać, że roszady na liście najbardziej wpływowych osób w Polsce (jeśli pominiemy gwiazdy seriali i kolejne inkarnacje Violetty Villas - aż po Dodę Elektrodę) dostosowane są do kalendarza wyborczego i co cztery lata kolejne ekipy VIP-ów zyskują na znaczeniu, a poprzednie upadają. Niestety, świat nie jest tak prosty, a zmiany zachodzą znacznie częściej. Po pierwsze, tylko jeden premier rządził u nas pełną kadencję, ale akurat Jerzego Buzka nikt nie postawiłby na czele zestawienia najbardziej wpływowych ludzi w kraju. A po drugie, kolejne skandale i afery potrafią osłabić, a czasem wręcz unicestwić aktualnie urzędujące osobistości (vide: Leszek Miller po wybuchu afery Rywina czy Aleksander Kwaśniewski podczas apogeum afery Orlenu), ale też nieoczekiwanie wywindować inne postaci - jak było choćby w wypadku Hanny Suchockiej w 1992 r. czy Jana Rokity i Zbigniewa Ziobry 11 lat później. Innymi słowy, dynamika polskiego życia politycznego jest tak wielka, że często co rok, to prorok - nowe bożyszcze parlamentu i okolic włada wyobraźnią Polaków i pociąga za wiele sznurków, by rychło przeżyć bolesny upadek.
Są oczywiście postaci symbole. Przez kilkanaście lat jedną z najważniejszych, jeśli nie najważniejszą osobą w Polsce był Aleksander Kwaśniewski, a i dziś jego pozycja jest bardzo poważna. Wszyscy też dostrzegają znaczenie Adama Michnika czy o. Tadeusza Rydzyka. Skądinąd obie te postaci płynnie łączą światy mediów, wielkich koncernów i polityki, a w wypadku o. Rydzyka również Kościoła, choć to wpływowi na świat polityki zawdzięczają swe możliwości i koneksje.
Detronizacja VIP-ów
Trudno jednak nie dostrzec, że - prócz normalnych fluktuacji, wynikających z sezonów wyborczych i zmian sympatii - w ciągu ostatnich dwóch lat na polskiej scenie VIP-ów nastąpiło trzęsienie ziemi. Dała mu początek afera Rywina, a właściwie działalność komisji śledczej, i nie było to "zasługą" Tomasza Nałęcza, który stał się wówczas dwa razy bardziej popularny niż cała jego Unia Pracy. Otóż w tamtych latach zaczęła się zmieniać mentalność Polaków, którzy przestali dawać sobie wmawiać, że mówienie o korupcyjnych skandalach to "oszołomstwo", wspominanie o agentach to przejaw spiskowej teorii dziejów, a domaganie się uczciwości w życiu publicznym to fanatyzm. Afera Rywina była początkiem prawdziwej rewolucji, która zmiotła ze sceny politycznej niemal całą elitę postkomunistyczną i przebudowała polską prawicę.
Zmienił się też układ sił w mediach. Publicyści od początku jawnie lub mniej jawnie wrodzy komisjom śledczym (Janina Paradowska, Jacek Żakowski) stracili swe korony, a na ich miejsce wkroczyli dziennikarze do niedawna obowiązkowo określani jako prawicowi, a dziś przez "Politykę" tytułowani "reżimowymi" ("Polityka" ma kilkudziesięcioletnią tradycję wysługiwania się reżimom, więc wie, o czym pisze). Nie bacząc na te inwektywy i pieczołowicie konstruowane przez "Gazetę Wyborczą" listy prawicowców, trzeba przyznać, że zdecydowanie najważniejszymi publicystami w Polsce stali się tacy dziennikarze, jak Piotr Zaremba, Cezary Michalski czy Rafał Ziemkiewicz. Można, a czasem i trzeba nie zgadzać się z ich poglądami, ale nie podobna ich lekceważyć. Celny sztych Macieja Rybińskiego waży dziś więcej niż jeremiady Piotra Stasińskiego czy moralizatorstwo Tomasza Lisa, a mimo dramatycznych apeli Kingi Dunin pozycja Jana Pospieszalskiego pozostaje niezagrożona. Mało tego, śmiem twierdzić, że zmiany te są nieodwracalne i choćby następne wybory miażdżąco wygrał SLD, to wciąż Zaremba, a nie Marek Barański czy nawet ciągle popularny Żakowski będzie nadawał ton polskiej publicystyce.
Lewica przez kilkanaście lat nie mogła się dochować wspierających ją intelektualistów, bo ci starzy zbyt mocno zaangażowani byli w komunizm, a młodzi wydawali się, jak na polski grunt, cokolwiek nazbyt radykalni. To zmieniło się o tyle, że do głosu doszło mocno osadzone w "warszawce" pokolenie feministek (Środa, Dunin), wspierane przez młodych lewicowców skupionych wokół Sławomira Sierakowskiego. Jakkolwiek to nie oni dzierżą w Polsce rząd dusz, to można założyć, iż ich wpływy będą rosły, z czego należy się cieszyć, bo o ile z Magdaleną Środą można polemizować, nawet jeśli pisze, że w Warszawie narodziła się półdyktatura, o tyle polemika z Jerzym Urbanem zmuszałaby do zejścia do kloaki.
To nie oni jednak dali ideologiczne podwaliny pod budowę IV Rzeczypospolitej i to nie ich głos jest przez rządzących i opozycję słuchany najuważniej. Najwięcej do powiedzenia mają dziś tacy intelektualiści, jak Jadwiga Staniszkis, Zdzisław Krasnodębski, Paweł Śpiewak czy Bronisław Wildstein, co bodaj najwyraźniej znamionuje poważną zmianę układu sił. Wszak jeszcze niedawno sam wielki Krzysztof Kozłowski z "Tygodnika Powszechnego" na pytanie o Krasnodębskiego odpowiadał krótko: "Krasnodębski?! Przecież jego się nie czyta!", co biorąc pod uwagę śladowe czytelnictwo prowadzonego przez niego pisma, brzmiało nieco kuriozalnie.
Muzycy wielu orkiestr
Charakterystyczną cechą polskiego świata VIP-ów jest kompletne wymieszanie sfer wpływów. Innymi słowy, jedna osoba, dajmy na to wspomniany już ojciec dyrektor, ma ogromne możliwości kreowania polityki nie tylko jak każdy publicysta, przez wpływanie na poglądy wyborców i polityków, ale też przez czynne zaangażowanie w tworzenie nowych partii i koalicji lub odbieranie poparcia tym, którzy wypadli z jej łask. Przekonali się o tym i Hanna Gronkiewicz-Waltz, której prezydencką kandydaturę utrąciło w 1995 r. Radio Maryja, i dwa lata później Marian Krzaklewski, wsparty w staraniach o sklejenie prawicy. Zresztą cztery lata później radio się od niego odwróciło, na czym zyskał z kolei Roman Giertych.
Nie tylko duchowni przekraczają te granice. Najlepszym przykładem byłyby polityczne wpływy wielkiego biznesu, ale ten siłą rzeczy oddziałuje na świat władzy i nie jest to wcale polską specjalnością. Jeśli szukać jakiejś naszej specyfiki, to mogłoby nią być przemieszanie świata polityki i mediów. Świadomie nie piszę "upartyjnienie mediów i dziennikarzy" (choć i to jest w Polsce jakimś kuriozum), bo procesy te są bardziej skomplikowane. Oto z jednej strony publicyści i intelektualiści płynnie przechodzą do polityki (Paweł Śpiewak, Ryszard Legutko), z drugiej - byli posłowie zostają dziennikarzami (Witold Gadomski, Krzysztof Król), a aktywni wciąż politycy stają się stronami w debatach światopoglądowych i intelektualnych (Ludwik Dorn spierający się na Uniwersytecie Warszawskim o istotę liberalizmu). W ten sposób wszyscy oni odgrywają role muzyków wielu orkiestr i to bez specjalnej szkody dla żadnej z nich.
Jednej kwestii z kolei zmierzyć się nie da - niezależnie od szerokości geograficznej i lokalnych obyczajów. To wyważenie, czyje i jakiego rodzaju wpływy są silniejsze. Czy większe oddziaływanie na sympatie i wybory polityczne, ideowe czy wręcz gospodarcze (zakładanie firm, zaciąganie kredytów, kupowanie akcji), ma codziennie goszczący w naszych domach Kamil Durczok czy lider ważnej partii politycznej? Politycy często przekonują, że to nie oni, ale przeciwne im lub (rzadziej) sprzyjające media mogą znacznie więcej, ale ani wyniki naszego sondażu, ani vox populi, ani wreszcie doświadczenia ostatnich lat tego nie potwierdzają. Przypomnijmy sobie bowiem SLD-owski rząd, który miał na własność publiczne media, był za pan brat z wieloma publicystami, któremu wielki biznes jadł z ręki, a który mimo to przegrał z kretesem, bo ani media, ani oligarchowie nie byli w stanie go uratować.
Szef, nie wyrobnik
W sytuacji kiedy dziś politycy największej partii prowadzą poważny spór z TVN i wcale nie jest pewne, że go wygrają, a kilka lat temu szefowi innej telewizji prywatnej Zygmuntowi Solorzowi przypisywano posiadanie własnej, stojącej ponad podziałami "partii" w Sejmie, zwanej PPS (Polska Partia Solorza), trudno nie dostrzec wpływów właścicieli koncernów medialnych. Co prawda i tu doszło do przetasowań, bo od afery Rywina systematycznie maleje wpływ na życie publiczne Adama Michnika, ale też wzrosło znaczenie Piotra Waltera, który nie tylko uczynił z TVN maszynkę do zarabiania pieniędzy, kształtowania gustów i kreowania gwiazd, ale też - przez stworzenie telewizji zakładowej dla polityków i dziennikarzy, czyli TVN 24 - stał się kreatorem polityki.
Dostrzegalny jest przy tym rozdźwięk między coraz większym znaczeniem magnatów medialnych a spadającym wpływem samych dziennikarzy i publicystów, którzy powoli zostają najemnymi pracownikami koncernów. Dzieje się tak również z niekwestionowanymi gwiazdami. Ich odejściem mało kto się w macierzystej firmie przejmuje (Olejnik), a często są wręcz ze swojej firmy wypychani (Lis). Największy nawet transfer medialny, jak przejście Kamila Durczoka do "Faktów", ani nie pogrążył "Wiadomości", ani nie wywindował w górę "Faktów".
Szefowie korporacji telewizyjnych i prasowych to skądinąd jedyni przedstawiciele wielkiego biznesu, którzy zachowali albo nawet zwiększyli swoje wpływy. Jan Kulczyk, Aleksander Gudzowaty czy Jerzy Starak wciąż jeszcze są odnotowywani w naszym rankingu, ale ich znaczenie dramatycznie spadło. Zdecydowanie najbliżej nowej władzy, skądinąd trzymającej biznes na dystans, jest Ryszard Krauze, który w porę zatrudnił u siebie Wiesława Walendziaka i o którym ciepło wyrażał się Lech Kaczyński. Uczciwie mówiąc, nie wiadomo, czy poszły za tym jakieś korzystne dla biznesmena decyzje, ale wrażenie pozostało.
Jarosław Absolutny
W naszym rankingu wszyscy, poza jednym z jurorów, który wskazał na Leszka Balcerowicza, całkiem "spodziewanie" uznali, że najbardziej wpływową osobą w Polsce jest Jarosław Kaczyński. Niemal każdy twierdził, że "numerem dwa" jest Lech Kaczyński. Najważniejszymi pisowcami - prócz nich - są Ludwik Dorn i Zbigniew Ziobro. Liderem opozycji został naturalnie Donald Tusk, ale, co ciekawe, jury uznało, że "numerem dwa" w Platformie Obywatelskiej nadal pozostaje marginalizowany przez Tuska Jan Rokita. Wysoko też oceniono wpływy bliskiego Tuskowi sekretarza generalnego partii Grzegorza Schetyny.
Duży wpływ na wyniki naszego rankingu miał czas jego powstawania: przed atakiem PiS na TVN, ale po ujawnieniu rozmów Lipińskiego i Mojzesowicza z Renatą Beger, która dzięki temu została uznana za "numer dwa" w Samoobronie, co, proszę mi wierzyć, musi mocno bawić Andrzeja Leppera i jego współpracowników. Nie dziwią więc również dość wysokie notowania Waldemara Pawlaka, który targując się z PiS, podbija swoją cenę. W przeciwieństwie do Lecha Wałęsy wciąż spore znaczenie ma Aleksander Kwaśniewski.
Pewnym zaskoczeniem mogą się wydawać rezultaty naszego rankingu wśród duchownych. Zaskakiwać może nie tyle pierwsze miejsce kardynała Stanisława Dziwisza, dziś faktycznego prymasa Polski, obdarzonego autorytetem i popularnością, ile to, że tylko o jeden punkt wyprzedził o. Tadeusza Rydzyka.
Nasz ranking z pewnością stał się w pewnym stopniu zestawieniem najpopularniejszych postaci polskiego życia publicznego, więc mało tu osób z drugiego szeregu, wpływowych doradców i ważnych graczy giełdowych. Prawdziwą sztuką jest więc być potężnym i nie znaleźć się w takim rankingu.
WPROST EXTRA | ||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
Najbardziej wpływowe postaci w Polsce wybrało dla "Wprost" jury, do którego zaprosiliśmy szefów firm badających opinię publiczną, politologów, komentatorów i publicystów. Każdemu z jurorów przesłaliśmy stworzoną przez nas listę ponad 130 osób (do której można było dopisywać inne postaci), prosząc o ocenianie ich wpływów w skali od 1 do 10. Tej jednej, najważniejszej, mieli przyznać 15 punktów. Głosy oddali: Andrzej Rychard Andrzej Olszewski (TNS OBOP) Jerzy Głuszyński (Pentor) Krzysztof Kruszewski (SMG/KRC) Ryszard Bugaj Wiesław Chełminiak Dariusz Karłowicz Krzysztof Kłopotowski Wojciech Załuska |
Więcej możesz przeczytać w 42/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.