Największym wydarzeniem tego sezonu w popkulturze jest powrót kapitana Żbika
Ni śmiać się, ni płakać. Rodzima popkultura pracuje mocą stu wydawnictw, stacji i kanałów telewizyjnych już 15 lat. I co okazuje się największym wydarzeniem sezonu pop w roku 2006? Powrót kapitana Żbika, rocznik 1969! A drugi news w kolejce - awantura o "Czterech pancernych", rocznik 1966! Czyli na tych wszystkich kanałach i wydawnictwach suniemy na jałowym biegu.
To wniosek pierwszy, ale nie jedyny. Bo drugi jest taki, że jak się w popkulturze ma trafiony pomysł na postać - to nie ma bata. Przykłady puszczam przodem. Żbik to był pomysł! Komiks rozchodził się do zera i z dodrukami poszło tego w Polskę cztery miliony. Każdy zeszyt w cenie bochenka chleba ("Nie ma lekko, chleb po osiem") drukowano w 100 tys. egzemplarzy. Podobnie było z "Czterema pancernymi". Z tym że "Pancerni" wydawani byli jeszcze alfabetem BrailleŐa. A ostatnia publikacja powieści Przymanowskiego (przypominam: z 1963 r.) nie dość, że doszła do skutku zaledwie w 2005 r., to nawet nie u nas, lecz w byłej NRD.
Jak kto miał pomysł na postać, to się załapywał, mając na karku obciążoną hipotekę. To przypadek Alfreda Szklarskiego. Podczas wojny drukował w hitlerowskich gadzinówkach, więc po wojnie miał zakaz druku. W poważnej literaturze nie miał czego szukać, ale od czego lekkie pióro i półka z atlasami zwierzyny. I Szklarski, który za granicą był raz, tłukł tom za tomem "Przygody Tomka". A one rozgrywały się od bieguna po Amazonię. Inny amator łatwego zarobku Zbigniew Nienacki obrał sobie za bohatera ormowca - "Pana Samochodzika". Ormowiec chwycił aż w 14 powieściach. A kiedy się zdezaktualizował w latach 80., Nienacki dał kwiatuszek do bukietu literatury tamtych lat - erotyczną sagę mazurską (800 stronic!) "Raz do roku w Skiroławkach" (1983). Już na etapie druku rozkradziono ją w liczbie 900 tys. egzemplarzy. A rzecz działa się w kraju, gdzie co roku organizowano 300 konkursów literackich. Że przypomnę tylko bitwę o laur im. Józefa Kraszewskiego w Białej Podlaskiej mającą na celu "aktywizację amatorskiego życia literackiego na Podlasiu".
Ale laureatów z Podlasia nie czytywano. Czytywano za to "Trędowatą", choć jej po wojnie nie wydawano. Bywalcy pamiętają jednak, że na bazarze Różyckiego "Trędowatą" pożyczało się na dowód do odpłatnego czytania (jeden dzień lektury - 200 zł). Miłośnicy mogli też nabyć powieść przepisaną na maszynie - za 500 zł (przypominam: "chleb po osiem") albo ręcznie - za 700 zł.
A jaką książeczkę z ostatnich 15 lat dostaniemy dziś na bazarze? Sprawdź no, kwiatuszku, sprawdź.
To wniosek pierwszy, ale nie jedyny. Bo drugi jest taki, że jak się w popkulturze ma trafiony pomysł na postać - to nie ma bata. Przykłady puszczam przodem. Żbik to był pomysł! Komiks rozchodził się do zera i z dodrukami poszło tego w Polskę cztery miliony. Każdy zeszyt w cenie bochenka chleba ("Nie ma lekko, chleb po osiem") drukowano w 100 tys. egzemplarzy. Podobnie było z "Czterema pancernymi". Z tym że "Pancerni" wydawani byli jeszcze alfabetem BrailleŐa. A ostatnia publikacja powieści Przymanowskiego (przypominam: z 1963 r.) nie dość, że doszła do skutku zaledwie w 2005 r., to nawet nie u nas, lecz w byłej NRD.
Jak kto miał pomysł na postać, to się załapywał, mając na karku obciążoną hipotekę. To przypadek Alfreda Szklarskiego. Podczas wojny drukował w hitlerowskich gadzinówkach, więc po wojnie miał zakaz druku. W poważnej literaturze nie miał czego szukać, ale od czego lekkie pióro i półka z atlasami zwierzyny. I Szklarski, który za granicą był raz, tłukł tom za tomem "Przygody Tomka". A one rozgrywały się od bieguna po Amazonię. Inny amator łatwego zarobku Zbigniew Nienacki obrał sobie za bohatera ormowca - "Pana Samochodzika". Ormowiec chwycił aż w 14 powieściach. A kiedy się zdezaktualizował w latach 80., Nienacki dał kwiatuszek do bukietu literatury tamtych lat - erotyczną sagę mazurską (800 stronic!) "Raz do roku w Skiroławkach" (1983). Już na etapie druku rozkradziono ją w liczbie 900 tys. egzemplarzy. A rzecz działa się w kraju, gdzie co roku organizowano 300 konkursów literackich. Że przypomnę tylko bitwę o laur im. Józefa Kraszewskiego w Białej Podlaskiej mającą na celu "aktywizację amatorskiego życia literackiego na Podlasiu".
Ale laureatów z Podlasia nie czytywano. Czytywano za to "Trędowatą", choć jej po wojnie nie wydawano. Bywalcy pamiętają jednak, że na bazarze Różyckiego "Trędowatą" pożyczało się na dowód do odpłatnego czytania (jeden dzień lektury - 200 zł). Miłośnicy mogli też nabyć powieść przepisaną na maszynie - za 500 zł (przypominam: "chleb po osiem") albo ręcznie - za 700 zł.
A jaką książeczkę z ostatnich 15 lat dostaniemy dziś na bazarze? Sprawdź no, kwiatuszku, sprawdź.
Więcej możesz przeczytać w 42/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.