Gazprom próbuje puścić nas z torbami
Kiedy w styczniu 2006 r. prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko ogłaszał wielkie zwycięstwo w "wojnie gazowej" z Rosją, czyli wznowienie dostaw tego surowca przez Gazprom, świętowano także w Moskwie. Kontrolowana przez Gazprom spółka Ros-UkrEnergo otrzymała monopol na handel gazem na Ukrainie. Jednym z efektów umowy było pozbawienie Polski możliwości kupowania gazu na Wschodzie bez zgody Gazpromu. Był to ostateczny sukces prowadzonej od kilku lat polityki, której celem było uniemożliwienie Państwowemu Górnictwu Naftowemui Gazowemu (PGNiG) dokonywania okazyjnych (tzw. spotowych) zakupów tańszego od rosyjskiego gazu z Turkmenistanu czy Kazachstanu. Czego skutków już doświadczamy, a za kilka miesięcy doświadczymy jeszcze bardziej. Także w naszych portfelach - gaz podrożeje nawet o 20-30 proc.
Wbrew ubiegłotygodniowym doniesieniom prasowym Rosjanie bynajmniej nie zakręcili Polsce "kurka z gazem". Dwa tygodnie temu (2 października) najzwyczajniej poinformowano PGNiG, że gaz, który zwykle płynął do Polski w ramach kontraktu z Ros-UkrEnergo, należy do Gazpromu. Przedstawiciele RosUkrEnergo przeprosili stronę polską za zakłócenia w dostawach i zobowiązali się do przesłania brakującego gazu do końca października. Zawarty we wrześniu 2005 r. kontrakt z RosUkrEnergo kończy się w grudniu tego roku i właśnie jest negocjowane jego przedłużenie. Zakłócenia w dostawach mają zmiękczyć stanowisko strony polskiej. Jak dowiedział się "Wprost", przedstawiciele RosUkrEnergo żądają podwyżki cen gazu nie tylko w negocjowanym kontrakcie spotowym, ale również w długoterminowych dostawach Gazpromu. Rosjanie dają do zrozumienia, że mogą być bardziej elastyczni w kwestii cenowej, jeżeli strona polska doprowadzi do zmiany w akcjonariacie EuRoPol Gazu - spółki, która jest właścicielem sieci przesyłu gazu w Polsce. Jej akcjonariuszami są PGNiG (48 proc.), Gazprom (48 proc.) i Gaz Trading (4 proc.), spółka kontrolowana przez stronę polską (jej udziałowcami są PGNiG i Bartimpex należący do biznesmena Aleksandra Gudzowatego). Szesnaście lat zaniedbań przy tworzeniu alternatywnej możliwości dla dostaw gazu ze Wschodu sprawiły, że znaleźliśmy się w sytuacji, w której Rosjanie mogą nam dyktować warunki, bo w 2007 r. musimy gdzieś dokupić 2,5 mld m gazu.
Spokojnie, to tylko mafia
Na korytarzach ukraińskiego parlamentu można usłyszeć opinię, że RosUkrEnergo "sprawuje władzę na Ukrainie". Niewiele jest przesady w tym stwierdzeniu. Spółka ta w połowie należy do Gazpromu, a w połowie do ukraińskich oligarchów Dmytro Firtasza (ma w niej 45 proc. udziałów) i Iwana Fursina (ma 5 proc.). Ich udział w akcjonariacie RosUkrEnergo do kwietnia 2006 r. był skrzętnie skrywaną tajemnicą. Ujawniła go kontrolowana przez Gazprom gazeta "Izwiestia". Jak pisały wówczas ukraińskie media, było to ostrzeżenie dla prezydenta Juszczenki, aby nie próbował szkodzić rosyjskim interesom. Firtasz jest bowiem biznesmenem bezpośrednio związanym z ukraińskim prezydentem. To należącym do oligarchy samolotem przyleciała na inaugurację rodzina Juszczenki mieszkająca w USA.
Firtasz ma także innego patrona, Siemiona Mogilewicza, uznawanego za bossa rosyjskiej mafii z Sołncewa (najgroźniejszej i najważniejszej), ściganego przez amerykańskie FBI, m.in. za pranie pieniędzy. Firtasz jest prezesem filii należącej do Mogilewicza spółki Highrock Holdings Ltd. Wywołało to podejrzenia, że majątek współwłaściciela RosUkrEnergo, szacowany na mniej więcej 2,4 mld USD, może w znacznej części należeć do Mogilewicza, a sam Firtasz może być jedynie figurantem reprezentującym bossa w biznesowych przedsięwzięciach. Te fakty idealnie komponują się z informacjami rosyjskich dziennikarzy, że Mogilewicz był jednym z autorów gazowych porozumień ukraińsko--rosyjskich z początku tego roku.
O wpływach lub - jak kto woli - sile przekonywania duetu Firtasz - Fursin świadczy to, że kontrolowana przez nich szwajcarska spółka KD Petrotrade (za pośrednictwem struktury Kliringowyj Dom Ukra-ina) dostarczyła do PKN Orlen 8,8 proc. ropy w pierwszym półroczu 2006 r. (polskie rafinerie preferują na razie - głównie dzięki kontraktom długoterminowym - współpracę z cypryjską spółką J&S).
Polski ślad
W stworzeniu potęgi RosUkrEnergo mieli swój udział również Polacy. Spółka ta jest bezpośrednim następcą Eural Trans Gasu. Firma ta jesienią 2003 r. wygrała przetarg na dostawy gazu spotowego dla PGNiG (prawidłowość procedur ze względu na pojawiające się zarzuty o korupcję polityków, urzędników i menadżerów bada od kilku miesięcy katowicka prokuratura). Uczestnikami negocjacji byli Jurij Bojko (obecnie minister paliwa i energetyki w rządzie Wiktora Janukowycza, wówczas prezes Naftohazu Ukrainy) i jego zastępca Igor Woronin. Właśnie im obu zarzut korupcji przy dostawach gazu stawiał publicznie Alekander Turczinow, były szef Ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa. - Kiedy chcieliśmy postawić im zarzuty, dziwnym zbiegiem okoliczności zmieniono rząd i szefów służby - mówił Turczinow. Wcześniej ukraińskiemu prezydentowi zarzucano, że w podobny sposób chronił Dmytro Firtasza, żądając od tajnych służb zaprzestania badania interesów oligarchy.
ETG miał podobne niejasne związki jak RosUkrEnergo. Dziennikarze Radia Wolna Europa ujawnili w grudniu 2002 r., że jednym z czterech założycieli ETG był izraelski adwokat Zeev Gordon zameldowany w Tel Awiwie pod tym samym adresem, pod którym mieściła się siedziba spółki Highrock Properties. Ta ostatnia należała zaś w 2003 r. do Igora Fiszermana, współpracownika Mogilewicza, także znajdującego się na liście przestępców poszukiwanych przez FBI. Firtasz był zaś przedstawicielem Eural Trans Gasu na Turkmenistan, Uzbekistan i Kazachstan i reprezentantem firmy Fiszermana na Ukrainie. To właśnie afera, jaka wybuchła wokół ETG (okolicznościami powstania spółki zainteresowały się FBI i Interpol), sprawiła, że 22 czerwca 2004 r. powołano do życia w Szwajcarii RosUkrEnergo. Przejęła ona najważniejsze kontrakty ETG, w tym interesy na polskim rynku.
Dziś Bojko odgrywa kluczową rolę w sprawowaniu rosyjskiej kurateli nad rynkiem gazu na Ukrainie. Według dziennikarzy portalu Obozriewatiel, 2 sierpnia tego roku minister Jurij Bojko miał przywieźć z Moskwy teczkę z dokumentami dotyczącymi ukraińsko-rosyjskich negocjacji, które odbywały się na początku stycznia. Zawartość teczki (stenogramy rozmów telefonicznych, a także dokumenty przelewów bankowych m.in. brata prezydenta Petra Juszczenki) miały być decydującym argumentem, który przekonał Juszczenkę do powołania Wiktora Janukowycza, dawnego rywala w walce o prezydenturę, na stanowisko premiera.
Warto przypomnieć, że w styczniu 2006 r., tuż po podpisaniu gazowego porozumienia, w ukraińskim parlamencie zaczęły krążyć dokumenty, z których miało wynikać, że na rachunek firmy Petrogaz, należącej jakoby do brata prezydenta Juszczenki, Petera, wpłynęło 50 mln USD.
Uzależnienie na życzenie
Bohater powieści Marka Krajewskiego Eberhardt Mock, radca policyjny w przedwojennym Wrocławiu, miał zwyczaj zbierania na ludzi "haków" (wszystkiego, co niewygodne lub kompromitujące) i w ten sposób trzymania ich - jak to nazywał - w "imadle".
W podobne "imadło" trafiła Polska dzięki działaniom polityków, którzy w ciągu ostatnich szesnastu lat nie potrafili znaleźć wyjścia z rosyjskiej pętli. Rozpatrywano dwa warianty: budowę gazociągu norweskiego i budowę odcinka rurociągu Bernau - Szczecin, łączącego nasz system rurociągowy z europejskim. Pierwszy pomysł był lansowany przez rząd Jerzego Buzka (podpisał on nawet stosowną umowę, z której w 2001 r. wycofał się rząd Leszka Millera). Drugi lansował biznesmen Aleksander Gudzowaty. Dziwnym trafem wzajemnie zwalczające się koncepcje uniezależnienia się od Rosji doprowadziły do sytuacji, w której możemy (i musimy!) kupować gaz tylko na Wschodzie. Łatwo zauważyć, że utrzymaniem obecnego stanu rzeczy zainteresowani są tylko Rosjanie.
Wbrew ubiegłotygodniowym doniesieniom prasowym Rosjanie bynajmniej nie zakręcili Polsce "kurka z gazem". Dwa tygodnie temu (2 października) najzwyczajniej poinformowano PGNiG, że gaz, który zwykle płynął do Polski w ramach kontraktu z Ros-UkrEnergo, należy do Gazpromu. Przedstawiciele RosUkrEnergo przeprosili stronę polską za zakłócenia w dostawach i zobowiązali się do przesłania brakującego gazu do końca października. Zawarty we wrześniu 2005 r. kontrakt z RosUkrEnergo kończy się w grudniu tego roku i właśnie jest negocjowane jego przedłużenie. Zakłócenia w dostawach mają zmiękczyć stanowisko strony polskiej. Jak dowiedział się "Wprost", przedstawiciele RosUkrEnergo żądają podwyżki cen gazu nie tylko w negocjowanym kontrakcie spotowym, ale również w długoterminowych dostawach Gazpromu. Rosjanie dają do zrozumienia, że mogą być bardziej elastyczni w kwestii cenowej, jeżeli strona polska doprowadzi do zmiany w akcjonariacie EuRoPol Gazu - spółki, która jest właścicielem sieci przesyłu gazu w Polsce. Jej akcjonariuszami są PGNiG (48 proc.), Gazprom (48 proc.) i Gaz Trading (4 proc.), spółka kontrolowana przez stronę polską (jej udziałowcami są PGNiG i Bartimpex należący do biznesmena Aleksandra Gudzowatego). Szesnaście lat zaniedbań przy tworzeniu alternatywnej możliwości dla dostaw gazu ze Wschodu sprawiły, że znaleźliśmy się w sytuacji, w której Rosjanie mogą nam dyktować warunki, bo w 2007 r. musimy gdzieś dokupić 2,5 mld m gazu.
Spokojnie, to tylko mafia
Na korytarzach ukraińskiego parlamentu można usłyszeć opinię, że RosUkrEnergo "sprawuje władzę na Ukrainie". Niewiele jest przesady w tym stwierdzeniu. Spółka ta w połowie należy do Gazpromu, a w połowie do ukraińskich oligarchów Dmytro Firtasza (ma w niej 45 proc. udziałów) i Iwana Fursina (ma 5 proc.). Ich udział w akcjonariacie RosUkrEnergo do kwietnia 2006 r. był skrzętnie skrywaną tajemnicą. Ujawniła go kontrolowana przez Gazprom gazeta "Izwiestia". Jak pisały wówczas ukraińskie media, było to ostrzeżenie dla prezydenta Juszczenki, aby nie próbował szkodzić rosyjskim interesom. Firtasz jest bowiem biznesmenem bezpośrednio związanym z ukraińskim prezydentem. To należącym do oligarchy samolotem przyleciała na inaugurację rodzina Juszczenki mieszkająca w USA.
Firtasz ma także innego patrona, Siemiona Mogilewicza, uznawanego za bossa rosyjskiej mafii z Sołncewa (najgroźniejszej i najważniejszej), ściganego przez amerykańskie FBI, m.in. za pranie pieniędzy. Firtasz jest prezesem filii należącej do Mogilewicza spółki Highrock Holdings Ltd. Wywołało to podejrzenia, że majątek współwłaściciela RosUkrEnergo, szacowany na mniej więcej 2,4 mld USD, może w znacznej części należeć do Mogilewicza, a sam Firtasz może być jedynie figurantem reprezentującym bossa w biznesowych przedsięwzięciach. Te fakty idealnie komponują się z informacjami rosyjskich dziennikarzy, że Mogilewicz był jednym z autorów gazowych porozumień ukraińsko--rosyjskich z początku tego roku.
O wpływach lub - jak kto woli - sile przekonywania duetu Firtasz - Fursin świadczy to, że kontrolowana przez nich szwajcarska spółka KD Petrotrade (za pośrednictwem struktury Kliringowyj Dom Ukra-ina) dostarczyła do PKN Orlen 8,8 proc. ropy w pierwszym półroczu 2006 r. (polskie rafinerie preferują na razie - głównie dzięki kontraktom długoterminowym - współpracę z cypryjską spółką J&S).
Polski ślad
W stworzeniu potęgi RosUkrEnergo mieli swój udział również Polacy. Spółka ta jest bezpośrednim następcą Eural Trans Gasu. Firma ta jesienią 2003 r. wygrała przetarg na dostawy gazu spotowego dla PGNiG (prawidłowość procedur ze względu na pojawiające się zarzuty o korupcję polityków, urzędników i menadżerów bada od kilku miesięcy katowicka prokuratura). Uczestnikami negocjacji byli Jurij Bojko (obecnie minister paliwa i energetyki w rządzie Wiktora Janukowycza, wówczas prezes Naftohazu Ukrainy) i jego zastępca Igor Woronin. Właśnie im obu zarzut korupcji przy dostawach gazu stawiał publicznie Alekander Turczinow, były szef Ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa. - Kiedy chcieliśmy postawić im zarzuty, dziwnym zbiegiem okoliczności zmieniono rząd i szefów służby - mówił Turczinow. Wcześniej ukraińskiemu prezydentowi zarzucano, że w podobny sposób chronił Dmytro Firtasza, żądając od tajnych służb zaprzestania badania interesów oligarchy.
ETG miał podobne niejasne związki jak RosUkrEnergo. Dziennikarze Radia Wolna Europa ujawnili w grudniu 2002 r., że jednym z czterech założycieli ETG był izraelski adwokat Zeev Gordon zameldowany w Tel Awiwie pod tym samym adresem, pod którym mieściła się siedziba spółki Highrock Properties. Ta ostatnia należała zaś w 2003 r. do Igora Fiszermana, współpracownika Mogilewicza, także znajdującego się na liście przestępców poszukiwanych przez FBI. Firtasz był zaś przedstawicielem Eural Trans Gasu na Turkmenistan, Uzbekistan i Kazachstan i reprezentantem firmy Fiszermana na Ukrainie. To właśnie afera, jaka wybuchła wokół ETG (okolicznościami powstania spółki zainteresowały się FBI i Interpol), sprawiła, że 22 czerwca 2004 r. powołano do życia w Szwajcarii RosUkrEnergo. Przejęła ona najważniejsze kontrakty ETG, w tym interesy na polskim rynku.
Dziś Bojko odgrywa kluczową rolę w sprawowaniu rosyjskiej kurateli nad rynkiem gazu na Ukrainie. Według dziennikarzy portalu Obozriewatiel, 2 sierpnia tego roku minister Jurij Bojko miał przywieźć z Moskwy teczkę z dokumentami dotyczącymi ukraińsko-rosyjskich negocjacji, które odbywały się na początku stycznia. Zawartość teczki (stenogramy rozmów telefonicznych, a także dokumenty przelewów bankowych m.in. brata prezydenta Petra Juszczenki) miały być decydującym argumentem, który przekonał Juszczenkę do powołania Wiktora Janukowycza, dawnego rywala w walce o prezydenturę, na stanowisko premiera.
Warto przypomnieć, że w styczniu 2006 r., tuż po podpisaniu gazowego porozumienia, w ukraińskim parlamencie zaczęły krążyć dokumenty, z których miało wynikać, że na rachunek firmy Petrogaz, należącej jakoby do brata prezydenta Juszczenki, Petera, wpłynęło 50 mln USD.
Uzależnienie na życzenie
Bohater powieści Marka Krajewskiego Eberhardt Mock, radca policyjny w przedwojennym Wrocławiu, miał zwyczaj zbierania na ludzi "haków" (wszystkiego, co niewygodne lub kompromitujące) i w ten sposób trzymania ich - jak to nazywał - w "imadle".
W podobne "imadło" trafiła Polska dzięki działaniom polityków, którzy w ciągu ostatnich szesnastu lat nie potrafili znaleźć wyjścia z rosyjskiej pętli. Rozpatrywano dwa warianty: budowę gazociągu norweskiego i budowę odcinka rurociągu Bernau - Szczecin, łączącego nasz system rurociągowy z europejskim. Pierwszy pomysł był lansowany przez rząd Jerzego Buzka (podpisał on nawet stosowną umowę, z której w 2001 r. wycofał się rząd Leszka Millera). Drugi lansował biznesmen Aleksander Gudzowaty. Dziwnym trafem wzajemnie zwalczające się koncepcje uniezależnienia się od Rosji doprowadziły do sytuacji, w której możemy (i musimy!) kupować gaz tylko na Wschodzie. Łatwo zauważyć, że utrzymaniem obecnego stanu rzeczy zainteresowani są tylko Rosjanie.
Więcej możesz przeczytać w 42/2006 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.